Zgodnie z przewodnią tezą analizy opublikowanej przez CEPR, projekt cyfrowego euro jako CBDC Europejskiego Banku Centralnego (EBC) ma marne perspektywy faktycznej adopcji rynkowej. Powodem tego jest fakt, że plany EBC dotyczące jego emisji zawierają w sobie fundamentalną sprzeczność. Perspektywa obniżenia transakcji elektronicznych, reklamowana przezeń jako jeden z głównych celów projektu euro-CBDC, godzi w zyski banków, które EBC chce chronić.
Raport przedstawiony przez Ośrodek Badań Polityki Gospodarczej (Centre for Economic Policy Research, a.k.a. CEPR), którego autorami jest dwójka profesorów nauk ekonomicznych na Uniwersytecie w Bernie, Cyril Monnet oraz Dirk Niepelt, przeanalizował publiczne dokumenty i komunikaty Europejskiego Banku Centralnego dot. planów rozwoju cyfrowego euro.
EBC, zgodnie z często spotykaną w instytucjach biurokratycznych Unii Europejskiej manierą, prezentuje w nich urzędowy optymizm i plastikowy uśmiech (ten ostatni dedykowany kamerom na konferencjach prasowych). Wedle Banku, cyfrowe euro będzie takim sukcesem, że sam pan nie uwierzysz! Zapewni ono multum benefitów, jego wprowadzenie przebiegnie gładko, zaś dotyczącego obawy są naturalnie bezpodstawne i nie ma się czego bać.
Wszystko to, aby Europa rosła w siłę, a obywatelom żyło się dostatniej!
Zobacz też: Zamordym finansowy na miarę naszych możliwości – nowe restrykcje pieniężne na Kubie
Wszyscy są równi, ale banki równiejsze
Jednak za tą oficjalną narracją szwajcarscy profesorowie dostrzegli poważne problem – ich zdaniem na tyle poważny, że grożący wykolejeniem całej idei. Co ciekawe, jest to problem autorstwa samego EBC. Oficjalnie deklarowane cele, jakie przyświecają Bankowi w jego pracach nad euro-CBDC, to podbudowanie europejskiej niezależności strategicznej, zabezpieczenie roli pieniądza fiducjarnego w sytuacji potencjalnego spadku użycia gotówki oraz obniżenie kosztów transakcji elektronicznych.
Z tych celów tylko ten ostatni można, w szerokim odbiorze, uznać za względnie konkretny i stanowiący jakąkolwiek wartość dodaną dla użytkownika. Problem w tym, że cel stoi w absolutnej sprzeczności z innym, niedwuznacznym, choć znacznie mniej ostentacyjnie deklarowanym priorytetem Europejskiego Banku Centralnego, którym jest ochrona bankowego status quo.
Mówiąc bardziej explicité to, czego EBC woli w ten sposób nie ujmować – za jedno z głównych swoich zmartwień przyjmuje on w swych działaniach ochronę „modelu biznesowego” europejskich banków komercyjnych. Innymi słowy – ich zysków i benefitów. Nie jest to bardzo zaskakujące, biorąc pod uwagę relacje kierownictwa EBC oraz środowiska bankowego, jakkolwiek budzi poważne pytania, w jaki sposób takie relacje korespondują z oficjalną rolą, jaką powinien spełniać Europejski Bank Centralny.
Zobacz też: S&P wycofuje się rakiem z uwzględniania ESG w ocenie wiarygodności
Po co obniżać koszty, jeśli można podwyższyć?
Tymczasem obniżenie kosztów transakcji elektronicznych (a w rysowanej przez przedstawicieli EBC perspektywie przyszłości – nawet zupełne ich wyeliminowanie) rażąco godzi w interesy banków komercyjnych. Dokładnie bowiem te koszty są dla nich źródłem obfitych zysków. Nie tylko zatem ucierpiałyby ich przychody pochodzące z kieszeni użytkowników dokonujących transakcji elektronicznych, ale też banki straciłyby swoją rolę jako brokera tychże – bez pośrednictwa którego ich dokonywanie byłoby trudne lub w ogóle niemożliwe.
W interesie banków komercyjnych – interesie troskliwie chronionym przez EBC (zastanawiająco niezgodnie z pryncypiami równości uczestników europejskiego wspólnego rynku) – jest wobec tego nie tylko utrzymanie tych kosztów na obecnym poziomie, ale jeszcze ich zwiększenie, a także ochrona swojej quasi-oligopolistycznej pozycji jako gatekeepera dostępu do transakcji elektronicznych.
Co więcej, w planach EBC dotyczących emisji CBDC banki miałyby stanowić pośredników w dystrybucji cyfrowego euro. Ich udziałowi nie poświęcono pogłębionych analiz, tymczasem uzasadnionym wydaje się pytanie, czy współpraca z ich strony, będąca wbrew ich długofalowym interesom, nie byłaby przez nie w różny sposób utrudniana.
Zobacz też: Włochy: 40-procentowy podatek dla banków. Te „zaskoczone”
Suma wad w pakiecie od EBC
Raport zwraca też uwagę, że Europejski Bank Centralny, jako emitent cyber-euro, znalazłby się zarówno w pozycji uczestnika rynku pieniężnego, jak i pozycji nadzorczo-administracyjnej wobec tegoż rynku, co wywoływałoby oczywisty konflikt interesów, tym razem po jego stronie.
Autorzy analizy nie są przy tym przeciwni idei CBDC. Nawet wprost przeciwnie, widzą w nim narzędzie do zwiększenia konkurencji w zakresie płatności, a także egalitaryzacji rynku finansowego, ich zdaniem zbyt uzależnionego od banków-molochów, które – poprzez praktyczny brak odpowiedzialności za swoje poczynania oraz psucie rynku poprzez działanie w trybie rezerwy „częściowej” (innymi słowy – emisji środków bez pokrycia) – same w sobie stanowią zagrożenie dla systemu ekonomicznego, który obsługują.
Zarazem jednak cyfrowe euro w zaprezentowanej formie stanowi koncept chybiony. Jak konkludują, z uwagi na chęć zachowania prywatności użytkownicy posługują się gotówką. Z kolei mając na względzie wygodę, stosują płatności bezgotówkowe. Euro-CBDC w obecnym kształcie stanowiłby, zgodnie z tezą raportu, nieoptymalny wybór pod względem obydwu tych czynników.
Analiza CEPR dostępna jest na stronie ośrodka, zaś poszczególne opracowania obydwu autorów na ten temat – tutaj oraz tutaj.
Może Cię zainteresować: