„Ideowi” bojownicy: Huti zarabiają miliardy na blokadzie handlu
Zajdycki ruch Huti z Jemenu, znany też jako Ansar Allah, a rozpoznawalny i niesławny przede wszystkim ze swojej kampanii pirackiej, poszedł historyczną drogą większości piratów. Dokładniej – drogą finansowego profitu.
Jak bowiem wiadomo, jemeńscy Huti prowadzą swój „Dżihad” przeciwko światowej żegludze na Morzu Czerwonym w imię walki z „syjonistycznym wrogiem”. Domagają się wszem i wobec, by Izrael zakończył inwazję na Gazę i szeregu innych postulatów. Patrząc obiektywnie, raczej nierealizowalnych.
W zastępstwie Izraela, do którego mają nieblisko, atakują przepływające obok Jemenu statki. handlowe. Oczywiście w swej walce atakują oni nie tylko statki izraelskie, lecz wszystkie jak leci (w tym czasem nawet swoich sojuszników). Święta wojna wymaga jednak poświęceń, prawda?
Okazuje się jednak, że nawet przy tak poważnej kwestii, jak deklarowana walka za wiarę, można zarobić. Inwazja na Gazę – inwazją na Gazę, jednak jeśli jest okazja… Z pojawiających się opracowań wynika bowiem, że Huti zamienili swój operetkowy nieco „Dżihad” najpierw w odczuwalne finansowo zagrożenie pirackie. Teraz zaś – w dochodowy biznes.
„Ansar Allah Insurance, Inc.”
W ogromnie prosty sposób. Co prawda statki płynące Morzem Czerwonym prowokują, zdaniem Hutich, gniew Allaha. Gniewu Allaha można jednak uniknąć, wpłacając myto do kasy ugrupowania. Oczywiście skrycie – ani armatorom, ani Hutim może bowiem nie zależeć na tym, by informacje te się rozpowszechniły.
W przypadku operatorów powód jest oczywisty. Huti znajdują się na wielu listach podmiotów terrorystycznych, i jakiekolwiek transfery finansowe do tej organizacji są mocno nielegalne. Ich odkrycie groziłoby płatnikom tychże transferów nieprzyjemnościami prawnymi, administracyjnymi i fiskalnymi.
Z kolei Huti przypuszczalnie woleliby, by fakt skwapliwej monetyzacji ich „Świętej Wojny” nie psuł ruchowi jego PR-u i romantycznej legendy, jaką stara się zbudować. Mogłoby to także sprowokować pewne niewygodne pytania w Teheranie – a warto pamiętać, że Iran sponsoruje ruch i dostarcza mu broń raczej nie po to, by ten się bogacił.
Huti w fascynującym świecie biznesu
Jemeńscy rebelianci, lubiący prezentować się jako głęboko ideowi, mieli zatem wypraktykować sposoby dyskretnego oferowania armatorom „ubezpieczenia” od przypadkowych uderzeń rakietami balistycznymi czy nisko przelatujących dronów uderzeniowych.
Wielu armatorom zaś haracz na rzecz ruchu może, biorąc pod uwagę komplikacje w światowym transporcie, po prostu się opłacać. Zarówno bowiem rejs dłuższą trasą, dookoła Afryki, jak i koszty ubezpieczenia i/lub zbrojnej ochrony w przypadku podróży przez Morze Czerwone, może okazać się droższe niż wypłacenie „odczepnego” Hutim.
Jak wynika z szacunków ONZ, mieli oni w ten sposób zarobić w tym roku ponad 2 miliardy dolarów. Oczywiście zarobek ten nie przyszedł bez pewnych minusów (na czele których wymienić można szkody wywołane przez odwetowe bombardowania obiektów ruchu). No ale każdy zysk wymaga przecież najpierw inwestycji…