Politycy: ograniczyć obywatelom transport – bo „ekologia”. To o to chodziło z EV?

Ustawą ograniczyć obywatelom to, jak daleko wolno im podróżować. To nie scenariusz z sarkastycznej satyry ze współczesnego ruchu „ekolognego”, lecz zupełnie realna (jeśli można ją tak określić) żądanie pewnych polityków. Domagają się oni, aby funkcjonalnie przywrócić znane z historii przywiązanie chłopa do ziemi w imię kultu walki z rzekomymi emisjami klimatycznymi. Bo transport jest przecież taki nieekologiczny…

Ów obłąkany postulat zgłosiła senator parlamentu stanowego w Massachusetts, niejaka Cynthia Creem. Wielmożnej pani senator nie podoba się, że jej poddani wyborcy mogą sobie podróżować, jak im się podoba. Jeszcze potem bowiem mają czelność porównywać jakoś życia i rządów w Massachusetts z innymi jurysdykcjami. A co gorsza, liczni w ogóle się wyprowadzają, zniechęceni wysokim poziomem opodatkowania oraz agresywnymi próbami mikro-regulowania życia i gospodarki.

Ktoś mógłby dojść do wniosku, że być może czas w takim razie zmniejszyć fiskalne brzemię, oraz powściągnąć nieco szalejącą biurokrację – tak, jak to w ostatnich miesiącach czyni w USA na poziomie federalnym DOGE. Ów ktoś nie doceniłby jednak determinacji polityków w z Massachusetts, by poszerzać swoją władzę i kontrolę nad mieszkańcami. Rozwiązanie, na jakie wpadli ci ostatni, jest znacznie prostsze. „Ludzie chcą wyjeżdżać? No to im to uniemożliwimy, czyniąc transport przedmiotem nadzoru władz.”

Przy tym, politycy mają ku temu doskonały pretekst. Taki, jaki w niektórych kręgach postępowych stanowi dostateczne uzasadnienie dowolnie agresywnej i totalitarnej polityki kontrolnej. A tak się składa, że stan Massachusetts uchodzi za jeden z najbardziej postępowych stanów. Tym pretekstem jest oczywiście ekologia – a także „zielona przyszłość”, zwiastujące jakoby koniec świata „zmiany klimatu”, świecki kult Net Zero i walki z „emisjami”, i tak dalej.

Bo „emisje klimatyczne”!

I właśnie po ten pretekst sięgnęła jaśnie oświecona senator. Jak stwierdziła, transport – a zwłaszcza transport indywidualny, w znacznie mniejszym stopniu kontrolowany przez władze niż tzw. zbiorkom – jest taki nieekologiczny… Trzeba zatem coś z tym zrobić – przy tym, jak przystało na postępowego polityka, tym czymś jest oczywiście kolejny nakaz lub zakaz. I właśnie tego chciałaby Creem – aby prawnie ograniczyć obywatelom dystans, jaki wolno im przebywać. Jak ujęła to własnymi słowy:

Pani Creem twierdzi, że samochody elektryczne „nie wystarczają” jako narzędzie ograniczenia wspomnianych emisji. Dlatego też należy „rozważyć” (czytaj: uchwalić) odgórny zakaz, który powstrzyma obywateli przez korzystaniem z transportu samochodowego częściej, niż Creem i inny politycy uznają to za stosowne. Oczywiście zakaz taki przewidywałby wyjątki – dla służb czy arbitralnie ustalonych VIP-ów (czyli naturalnie również samej Creem). Emisje emisjami, ale przecież nie będzie elita poświęcać swojej wygody.

Oczywiście, można by te postulaty uznać za obłąkany bełkot – warto jednak pamiętać, że Creem nie jest jakimś marginalnym politykiem, lecz liderem większości w tamtejszym Senacie (!). Zaś jej partia, Demokraci, dysponuje tam absolutną większością – co może pozwolić przeforsować dowolnie absurdalny zakaz. Naturalnie jego konstytucyjność byłaby bardzo wątpliwa. Nie byłby to jednak pierwszy przypadek, kiedy Demokraci z Massachusetts ignorowaliby oczywiste brzmienie amerykańskiej konstytucji.

Transport – przywilejem władzy i elity?

Nie byłby to także jedyny przykład prób wprowadzenia zakazów i nakazów, które nawiązują do starych jak świat prób rozmaitych władz, aby uniemożliwić mobilność swoim poddanym. Niewolnicy w Antyku, chłopi w Wiekach Średnich czy epoce wczesno-nowożytnej, kołchoźnicy w Związku Sowieckim czy miliony ofiar pracy przymusowej – wszystkich ich łączyło to, że nie mogli swobodnie podróżować. Jak chcą niektórzy, do tego wzorca nawiązuje też koncepcja miast piętnastominutowych.

Oczywiście, bariery takie miały formy bardziej despotyczne (vide obozy, gułagi czy nadzorcy) i mniej (jak zakazy, które niegdyś uniemożliwiały chłopom zaopatrywanie się w konie czy wozy – a dziś utrudniają kupno samochodów). Jak chcą niektórzy krytycy, zbliżonym do tej drugiej zjawiskiem było założenie, aby cały transport przestawić na auta elektryczne – o niewielkim zasięgu i absolutnym uzależnieniu od infrastruktury ładującej.

Praktyka pokazała jednak, ze zmiany te się dalekie od realistyczności. Zresztą rozwój technicnzy samych EV też wiedzie do wzrostu ich osiągów. Skoro zatem ograniczenia do EV „nie wystarczają” – pani senator Creem chce pójść krok dalej.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.