Niemcy idą w ślady Białorusi? Nielegalni imigranci na zachodniej granicy mogą zwiastować podobne zagrożenie, co na wschodzie
- Głośna sprawa niemieckiej policji, która wjechała do Polski i bez żadnych formalności zostawiła grupę nielegalnych imigrantów, może nie być taką jedyną. Mieli to być jakoby imigranci, których Niemcy „cofnęli” do Polski.
- Wiele wskazuje , że może być element jeśli nie systemowej polityki, to w każdym razie szerszego trendu. Potwierdzają to zresztą oficjalne liczby dot. „cofniętych” do naszego kraju. Wszystko to wskazuje, że nad zachodnia granicą RP w pewnej perspektywie może pojawić się podobne zagrożenie, które już jest udziałem granicy wschodniej.
Szerokim echem rozeszła się wczoraj informacja o tym, że radiowóz niemieckiej policji naruszył zachodnią granicę RP. Zostawił on w Osinowie Dolnym grupę nielegalnych imigrantów, którzy nie mieli prawa pobytu w Niemczech, po czym wrócił do swojego kraju.
Fakt ten niedyskretnie uwieczniły kamery monitoringu miejskiego. W istocie jednak w dalszym ciągu niewiele na ten temat wiadomo – zwłaszcza ze strony bezpośrednio zainteresowanych, czyli niemieckiej policji. Zupełnie jakby nad sprawą unosił się całun niejawności.
Czy można tu mówić o podrzucaniu przez Niemców nielegalnych imigrantów Polsce i zrzucaniu przezeń ich własnego problemu na nasz kraj?
Pomijając nader znaczący prawnie aspekt naruszenia elementu suwerenności Polski – jeśli, oczywiście, wydarzenie nie było koordynowane ze stroną polską (a biorąc pod uwagę fakt zostawienia imigrantów na ulicy, bez dopełnienia żadnych formalności, można z dużym marginesem bezpieczeństwa założyć, że nie było) – to należy też wziąć pod uwagę, że prawdopodobnie był to daleko nie jedyny taki przypadek ostatnio.
„Lekarze” i „inżynierowie” z Bliskiego Wschodu
Niemiecka policja federalna, która zajmuje się m.in. egzekwowaniem spraw granicznych i imigracyjnych, podała w oficjalnym komunikacie, że w ciągu pierwszych czterech miesięcy bieżącego roku miała do Polski „deportować” 178 imigrantów, „wypchnąć 86”, zaś „wydalić” – 3578.
Notabene, za podobne działania na wschodniej granicy Polska spotykała się z groźbami sankcji ze strony instytucji UE, ze względu na łamanie rzekomych praw imigrantów. W przypadku analogicznych praktyk ze strony Niemiec organa europejskie nie dopatrzyły się jednak niczego zdrożnego.
Rzecz jednak nie w interesującej różnicy podejścia Brukseli, a w samych liczbach. Jak bowiem przekazać miał bowiem wojewoda lubuski, Marek Cebula na konferencji prasowej, w tym roku do Polski trafić miało już 7,5 tys. nielegalnych imigrantów.
Nie sposób nie dostrzec, że liczby te niezbyt korespondują z danymi podawanymi przez Niemcy.
Liczba ta wydaje się natomiast wskazywać, że incydent z naruszeniem granicy przez niemiecką policję nie jest odosobniony, a także sygnalizować wprost lawinowe narastanie problemu. Problemu, dodajmy, od którego Polska od początku się odżegnywała, odmawiając przyjmowania tysięcy nielegalnych uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki.
Pozostawało to w jaskrawym kontraście do Niemiec, które decyzją ówcześnie urzędującej kanclerz Angeli Merkel otworzyły swoje granice oraz programy wsparcia finansowego. Spowodowało to gwałtowne reakcje w nastrojach społecznych i uczyniło temat nielegalnych imigrantów (wciąż zresztą napływających) bardzo palącym.
„Po trupie Białej Polski”
Polska z kolei od 2021 roku sama zmaga się z kryzysem na granicy z Białorusią. Agresywni nielegalni imigranci, sprowadzeni tam jako narzędzie wrogiego oddziaływania na Polskę przez reżim Łukaszenki, usiłują forsować granicę, a następnie udawać „azylantów”.
Ułatwiają im w tym proimigracyjne organizacje pozarządowe, jak np. „Grupa Granica”, niejednokrotnie oskarżane o wręcz czynny udział w organizowaniu nielegalnej imigracji i próby utrudniania egzekwowania przepisów imigracyjnych.
To ostatnie zjawisko zdaje się nawet nasilać. Nie sposób nie wspomnieć o śmierci dwóch żołnierzy zamordowanych przez potrzebujących „ochrony międzynarodowej” azylantów. O ile jednak wcześniej, pomimo dantejskich scen na granicy i agresji imigrantów (często bezkarnych i wspomaganych prawnie przez aktywistów), udawało się generalnie utrzymać względną szczelność granicy, o tyle teraz ta ostatnia również zdaje się zawodzić. Rząd wprowadził co prawda dodatkowe ograniczenia, ich skuteczność jednak stoi niekiedy pod znakiem zapytania.
W przestrzeni medialnej pojawiają się bowiem apele takie jak poniżej, zaś nielegalni imigranci mają swobodnie wałęsać się po miejscowościach województwa podlaskiego. Mają też otrzymywać wskazówki od wspomnianych organizacji pozarządowych.
Skłania to notabene do zadania pytania, jaka w istocie jest granica pomiędzy aktywistyczną organizacją pozarządową, a zorganizowaną grupą przestępczą.
Teraz zaś podoba sytuacja co na granicy z Białorusią zdaje się rodzić również na granicy z Niemcami. Wedle sygnałów lokalnych władz samorządowych, nic nie wiadomo w temacie ewentualnych starań o docelowe deportowanie skierowanych do Polski imigrantów z Niemiec.
Solidarność jednostronna
A dlaczego w ogóle dochodzi do sytuacji, medialnie określanej jako skandaliczna, w której Polska staje się miejscem, do którego Niemcy kierują niechcianych przez siebie nielegalnych przybyszów? Otóż wynikać on ma z niedawno przyjętego Paktu Migracyjnego. Wedle zapewnień rządu, Polska w jego ramach miała nie przyjąć „ani jednego” nowego nielegalnego uchodźcy. Tym bardziej, że w na terenie RP obecne są już tysiące faktycznych uchodźców wojennych z Ukrainy.
Rzecz jednak w interpretacji przepisów. Zgodnie z zapisami Paktu, do Polski zawracani mają być ci imigranci, którzy nielegalnie dotarli do Niemiec przez nasz kraj. I właśnie tacy mieliby być – oficjalnie – „cofani” do Polski. Czy faktycznie są to ludzie, którzy najpierw przedarli się przez granicę polsko-białoruską? W istocie nie wiadomo. Jedyną wskazówką na ten temat są… deklaracje organów niemieckich. Też w istocie czynione nieco sobie a muzom – imigranci nie mają bowiem żadnych dokumentów, które by to potwierdzały.
Rodzi to oczywiste oskarżenia o to, że Niemcy w istocie wyrzucają do Polski „własnych” nielegalnych imigrantów, których uprzednio, kierując się „przesłankami humanitarnymi”, przyjęli. Przesłanki te w niemieckim dyskursie publicznym do niedawna stanowiły niepodważalną świecką świętość, ważniejszą niż interes kraju czy przestrzeganie własnego prawa. Obecne problemy za Odrą są konsekwencją zarówno długofalowych zjawisk motywowanych takim podejściem, jak i decyzji stosunkowo niedawnych.
Skala obecności nielegalnych imigrantów jest zarazem problemem na tyle palącym, że niemieccy politycy jęli szukać dowolnych sposobów na rozładowanie kryzysu. Niestety bez nadmiernego przejmowania się tym, jakie skutki ich wcześniejsze decyzje będą miały dla innych krajów UE.
Imigranci, co wzbogacą kulturowo
Pierwszym bowiem promowanym na szeroką skalę pomysłem była bowiem próba przeforsowania od 2014 roku obowiązkowego przyjmowania nielegalnych imigrantów z rozdzielnika. Mechanizm „propozycji” sprowadzał się zaś do tego, by inne, niemające dotąd problemu z niezasymilowaną, obcą kulturowo ludnością napływową musiały przyjąć ją od tych, które ten problem mają (w pierwszym rzędzie właśnie Niemiec).
Postulat ów, przeforsowany wówczas za pomocą proceduralnych zabiegów instytucje europejskie, został sumarycznie zbojkotowany przez kraje Europy Wschodniej, i okazał się w efekcie martwą literą. W większym stopniu podważył autorytet KE, usiłującej wbrew woli krajów wymusić na nich wzięcie na siebie problemu Niemiec. I pokazał, że w przypadku stanowczego stanowiska zarówno władz, jak i nastrojów społecznych danego kraju instytucjom z Brukseli można się skutecznie „postawić” (także i w innych aspektach).
Przykładem mogą być tu Węgry. Kraj ten konsekwentnie odmawia wpuszczania nielegalnych imigrantów na swoje terytorium. Pomimo nakazów unijnych organów administracyjnych i sądowych, które „zobowiązały” Węgry, by się ugięły i rzeczonych wpuściły. Tymczasem te odmówiły. Zaledwie trzy dni temu Europejski Trybunał Sprawiedliwości nałożył na ten kraj kary finansowe za niepodporządkowanie się. Węgry płacić nie zamierzają, zaś premier Viktor Orban zadeklarował, że kraj ten nie zamierza także brać pod uwagę najnowszego paktu i stanowczo odmawia przyjmowania jakichkolwiek nielegalnych imigrantów.
Czy Pakt Migracyjny – który w odróżnieniu od tamtego, daje Polsce możliwość nieprzyjęcia nielegalnych imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu – okaże się mimo to uczynić z naszego kraju miejsce docelowe nieudanych eksperymentów imigracyjno-społecznych, których konsekwencje zachodni sąsiad rad byłby zepchnąć na kogoś innego?