Izrael vs. Iran: tydzień wojny, nie tylko irański atom na celowniku, ziemia się trzęsie

Izrael vs. Iran: tydzień wojny, nie tylko irański atom na celowniku, ziemia się trzęsie

Minął tydzień od początku wojny na linii Izrael-Iran. Jak w ubiegłych dniach, miała ona charakter starcia lotniczo-rakietowego. Izrael bombardował oraz ostrzeliwał pociskami manewrującymi cele w Iranie. Ten zaś rewanżował się ostrzałem pocisków balistycznych oraz nalotami dronów. Naloty przyniosły nie tylko straty, ale też obawy i daleko posuniętą nerwowość w obydwu zainteresowanych krajach.

Konflikt ten ma status wojny formalnie niewypowiedzianej, jednak „oficjalnej” w tym sensie, że żadna ze stron nie udaje inaczej. Jest ona zarazem jednym z dziwniejszych starć zbrojnych. Pierwsza w historii, bezpośrednia konfrontacja Izraela i Irany (który dopiero od Rewolucji Islamskiej w 1979 r. i obalenia monarchii Pahlawich stał się zapiekłym wrogiem Izraela) jest bowiem starciem dwóch państw, z których żadne nie jest w stanie prowadzić klasycznych działań lądowych ani dążyć do zajęcia choćby skrawka terenu przeciwnika.

Zamiast tego muszą posługiwać się środkami dalekosiężnymi – lub tymi nieregularnymi.

Izrael i Iran: wzajemna gwarantowana zapiekłość

We czwartek po południu Izrael przeprowadzić miał serię nalotów w zachodnim i południowym Iranie. Celem (prócz, tradycyjnie, osób związanych z irańskim reżimem, siłami zbrojnymi oraz kadrą naukową) były zwłaszcza wyrzutnie pocisków balistycznych, bazy ich składowania, a także ich zaplecze techniczne i produkcyjne. Izraelskie siły lotnicze zbombardowały też kila celów w południowym Libanie

Uderzono też w siedziby resortów rządowych, a także (nawet ważniejsze w irańskim systemie władzy) kwatery formacji zbrojnych, np. milicji Basidż czy wywiadu Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (Pasdaranu). Z kolei Iran swoje uderzenia rakietowe wymierzyć miał przede wszystkim w Tel-Awiw oraz Hajfę. Zaatakowano m.in. port w tym ostatnim mieście (przypadkowo, jak się wydaje, trafiając też miejscowy meczet) oraz Negev Advanced Technologies Park w Be’er Szeebie.

Wymiana ciosów przypomina tę obserwowaną w toku całego mijającego tygodnia. Z tą być może różnicą, że obydwie strony coraz bardziej rozszerzają katalog celów i w mniejszym stopniu przejmują się stratami ubocznymi u wroga.

Wojna w cieniu i w sieci

Obydwie strony na szeroką skalę mają sięgać po metody specjalne i niestandardowe. Wiadomo (tj. przyjmuje się za oczywiste), że Izrael nie tylko operuje w granicach Iranu za pomocą sił specjalnych, ale też zdołał tam założyć przynajmniej tymczasowe bazy-kryjówki. To właśnie z nich, zamaskowanych w różny sposób, miały pierwotnie wystartować uderzeniowe bezzałogowce. Powierzchnia Iranu, jak również fakt, że występują tam spore obszary bezludne lub prawie bezludne, ułatwiają takie działania

W trudniejszej sytuacji są tutaj Irańczycy. Izrael zupełnie nie posiada głębi strategicznej – co z jednej strony jest przekleństwem tego kraju i sprowadza na nie egzystencjalne zagrożenie w przypadku dowolnych niepowodzeń. Z drugiej jednak strony, nie tylko ułatwia obronę przeciwlotniczą, ale też pilnowanie integralności granic własnego terytorium. Mimo to, nawet ten ostatni element Iran spróbował wykorzystać.

Irańscy hakerzy – o czym ostrzegali przedstawiciele izraelskiego rządu – mieli bowiem podjąć próbę włamania się do ogromnie rozbudowanych systemów monitoringu bezpieczeństwa. Iran ma wykorzystywać dane z tych kamer nie tylko do szeroko rozumianego gromadzenia tzw. intelu, ale też precyzyjniejszego ustalania koordynat dla własnych rakiet balistycznych.

Na froncie cywilnym

Wszystko to – nie bez efektów. Kilka państw ogłosiło, że zamyka swoje ambasady w Teheranie. Postąpić tak miały Australia i Wielka Brytania – przy czym w przypadku tej ostatniej wydaje się to mocno spóźnione, biorąc pod uwagę, że tamtejszy rząd publicznie rozważał możliwość dołączenia do działań wspierających Izrael. Z kolei duński potentat światowego transportu morskiego, A.P. Møller-Mærsk, ogłosił, że wstrzymuje jakiekolwiek rejsy do Hajfy (czyli najważniejszego głębokowodnego portu Izraela).

W Iranie odnotowano także trzęsienie ziemi. Wstrząsy, o sile 5,2 w skali Richtera, miały wystąpić w okolicach miasta Semnan w płn. Iranie. Z uwagi na sytuację polityczną, z miejsca wywołało to spekulacje, czy wstrząsy nie były przypadkiem efektem irańskiego testu atomowego, lub uderzenia taktyczną głowicą jądrową przez Izrael. Zauważa się jednak, że epicentrum drgań znajdować się miało na głębokości 10 km – a to znacznie głębiej, niż miałoby miejsce w przypadku podziemnej eksplozji nuklearnej.

Izrael ma „przyjaciół”…

Jeśli chodzi o otoczenie dyplomatyczne, to (jak się tego można było spodziewać) widowiskowym niepowodzeniem zakończyły się rozmowy w Genewie. Warunki (tj. nie tylko likwidacja programu atomowego, ale też pozbycie się rakiet balistycznych – tj. obecnie podstawowego uzbrojenia strategicznego kraju) okazały się dla Iranu nie do przyjęcia. Kraj ten oświadczył, że nie będzie prowadził dalszych rozmów tak długo, jak Izrael będzie kontynuował ataki.

Ataki te bez wątpienia są dla Iranu bardzo bolesne – jednak zawarcie umowy, która niewiele różniłaby się od kapitulacji, stanowiłoby dla władz tego kraju katastrofę. Także zresztą Izrael coraz bardziej odczuwa wojnę. Władze tego kraju apelują do ludności o przygotowanie się na dłuższą kampanię. Żywe obawy budzi natomiast fakt wyczerpywania nowoczesnej amunicji, zwłaszcza te przeciwlotniczej. Zapasy irańskich rakiet balistycznych są bowiem znacznie większe.

Z dostawami pospieszyli Amerykanie. Niewiadomą pozostaje, czy i to okaże się wystarczające. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że mimo bardzo wysokiej skuteczności izraelskiej obrony przeciwlotniczej, i stosunkowo nielicznych ostatnio salw irańskich pocisków, w dalszym ciągu regularnie odnotowuje się ich udane uderzenia w Izrael.

…lecz Iran, poniewczasie, też

Iran być może także zyskał wsparcie sojusznicze. Nie chodzi tu przy tym o Rosję, której wsparcie ogranicza się wyłącznie do sfery werbalnej (ale która np. dyplomatycznie odmówiła dostawy systemów przeciwlotniczych). Chodzi o Pakistan. Kraj tej nie tylko oficjalnie poparł w konflikcie Iran, ale miał też zaoferować wsparcie militarne, ochoczo przyjęte pośród władz w Teheranie. Warto zauważyć, że jeszcze w zeszłym roku między Iranem i Pakistanem dochodziło do starć granicznych.

Obecna sytuacja wpłynęła jednak na raptowne zażegnanie zadrażnień. Pośród spekulacji, jaką może formę może mieć pakistańskie wsparcie, najczęściej wymienia się dostawy kolejnych pocisków balistycznych (które Pakistan także posiada). Skądinąd, analizując dane dot. położenia samolotów wnioskuje się też, że dostawy (ale czego…?) do Iranu prowadzą również Chiny. Jednak o ile te ostatnie, z przyczyn oczywistego braku informacji, budzą głównie spekulacje, o tyle perspektywa dostaw uzbrojenia z Pakistanu do Iranu wywołała w Izraelu pewne nerwowe reakcje.

Jak się można domyśleć, głosy takie zostały niezbyt przyjaźnie, ani też nie najbardziej uprzejmie, przyjęte pośród pakistańskiej publiki.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.