Właściciel złota złożył auto-donos na złym formularzu, czyli zbrodnia i kara (ta druga z wyprzedzeniem)
Pewnego Brytyjczyka zatrzymały we Francji tamtejsze służby celne. Nie zrobił on nic złego (prócz tego, że wjechał na terytorium Francji). Rzeczony przewoził jednak kilka kilogramów złota w sztabach i monetach. Co najważniejsze – ich przewóz zadeklarował na nie tym formularzu co trzeba. Et voila – kierowcę aresztowano, a jego oszczędności zawłaszczy dla siebie państwo.
Choć okres świąt Bożego Narodzenia sprzyja radosnym i bajkowym skojarzeniom ze Świętym Mikołajem, Aniołkiem czy Dziadkiem Mrozem, rzeczywistość nader często bardziej kojarzy się z Grinchem czy niegodziwym bałwankiem Arktosem.
Skojarzenia te są o tyle nieprzypadkowe, że o tyle te pierwsze postacie kojarzą się z przynoszeniem i wręczaniem niespodziewanych prezentów, o tyle anty-Mikołaj w szarej rzeczywistości działa na odwrót. Czyli nie daje, tylko zabiera.
Tak jak na przykład w smutnej historii pewnego Brytyjczyka, który w tym tygodniu pragnął wrócić ze Szwajcarii, w której akurat przebywał, do domu.
Zobacz też: Zaczęła się terapia szokowa w gospodarce (i nie tylko). Prezydent ogłosił stan…
Ktoś tu inspirował się Franzem Kafką?
Pech owego obywatela Albionu polegał na tym, że wybrał drogę samochodem – i że niestety musiał przy okazji przejechać przez Francję. Niedługo po przekroczeniu granicy La Belle France, gdy jechał drogą A35, został aresztowany przez francuskich celników. Jakąż zbrodnię popełnił, by na to zasłużyć?
Otóż dżentelmen ten – pięćdziesięcioletni mężczyzna, podróżujący wraz z pasażerem – zdawał się żyć w przekonaniu, że może po prostu podążać swoją drogą, nikomu nie wadząc. O naiwny! To, że nie myślisz o państwie, nie znaczy, że państwo nie myśli o Tobie.
Bohaterscy francuscy oficjele – cóż ludzie by bez nich zrobili… – z pewnością pomyśleli. Jęli bowiem wypytywać kierowcę o jego sprawy i co on właściwie porabia. Z czujnością godną inspektora Clouseau zauważyli, że zapytany „waha się”, odpowiadając na ich pytania. Wahanie owo w swej mądrości uznali za „podejrzane”. A to z kolei potraktowali, żeby przetrzepać samochód Brytyjczyka.
Jeśli bowiem obywatel dobrowolnie zgadza się na przeszukanie – można go przeszukać. Jeśli natomiast nie, oznacza to, że z pewnością ma coś do ukrycia – a to oznacza, że można go przeszukać. Logiczne. Towarzysz Dzierżyński zapewne byłby dumny.
Zobacz też: Porty kontynentalne w kłopotach. Nikt nie spodziewał się takiej fali
Tak, żeby mu się odechciało jakiegoś tam złota
Przeszukanie samochodu zaowocowało odkryciem „kontrabandy” – którą to były oszczędności Brytyjczyka, zdeponowane w złocie. Lepie rączki urzędników znalazły cztery złote sztaby, każda o wadze kilograma, oraz 852 złote monety. Te ostatnie zawierały wizerunki brytyjskich monarchów – nie tylko Elżbiety II, ale też dawniejszych, jak królowa Wiktoria, Edward VII i Jerzy V.
Co to, to nie – jak ów złoczyńca śmiał? Samo w sobie, co prawda, posiadanie złota nie jest wprawdzie zakazane (no chyba, że jednak jest – co zdarza się regularnie, gdy jakiś rząd dojdzie do wniosku, że jego obywatele nie poddają się zdzierstwu wystarczająco entuzjastycznie). I z tym sobie jednak poradzono – celnicy stwierdzili, że zajdą brytyjskiego łotra od strony formalnej i oskarżą go o brak deklaracji celnej.
Żeby było zabawniej, kierowca nawet zadeklarował, że wiezie pieniądze oraz kosztowności. Ale – o zgrozo – nie użył do tego właściwego formularza, a nadto nie podał ilości przewożonych kosztowności wystarczająco dokładnie. I cyk – Brytyjczyka aresztowano. Aresztowano również – najwyraźniej dla towarzystwa, bowiem nie było ku temu żadnego legalnego powodu – pasażera. W końcu czemu nie?
Zobacz też: Członek OPEC opuszcza kartel, cena ropy w dół
Obywatele, zaufajcie prawu!
Dzielni stróże sprawiedliwości natychmiast wszczęli postępowanie śledcze. Złośliwi mogliby zapytać, co tu śledzić – skoro kierowca i tak wszystko sam powiedział – najwyraźniej jednak dla urzędników odnotowanie jego słów było intelektualnym wyzwaniem tej skali, która zasługuje na formalne śledztwo. Miejscowe organa finansowe – Judiciaires des Finances – chcą (raz jeszcze?) odpowiedzieć na pytanie, skąd pochodzi złoto i skąd wzięło się w samochodzie nieszczęsnego kierowcy.
Kierowcę oraz zatrzymanego „w pakiecie” razem z nim pasażera w końcu zwolniono. Nie zwolniono natomiast złota, wartego ponad 600 tys. euro. Oczywiście zostało ono „skonfiskowane” właścicielowi. Póki co brak informacji, czy ma on szansę, by podjąć walkę o odzyskanie swoich, jak się można domyślać, oszczędności życia. Czy też, w ramach prezentu świątecznego, państwo francuskie definitywnie mu je ukradło.
Brytyjczyk powinien wszakże pamiętać, że niegdyś w lesie Sherwood na traktach grasowali rozbójnicy i łupili podróżnych. Jak widać, czasy współczesne nie różnią się aż tak bardzo od tych historycznych, i nadal na drogach grozi kierowcom rabunek. Co najwyżej zmienił się pracodawca rabusiów oraz sposób ich działania – ale efekt podobny.
Zobacz też: Kaganiec na krypto? Parlament wschodzącego kraju „entuzjastycznie” poparł pomysły…
Po co się wysilać…
Swoją drogą ciekawe, że dzielni celnicy, którzy aresztowali pechowego podróżnego, zdawali się wiedzieć, czego i kogo szukają. Oficjalnie podane bowiem uzasadnienie przeszukania samochodu – że jego właściciel „wyglądał i zachowywał się podejrzanie” – brzmi z gruntu humorystycznie.
Czy też brzmiałoby humorystycznie, gdyby nie stanowiło absurdalnego pretekstu, którego organa państwowe faktycznie użyły, by „uzasadnić” naruszenie elementarnej prywatności i praw obywatelskich.
Pytanie, czy te prawa są cokolwiek warte, skoro reprezentanci rządu uważają się za uprawnionych do ich ignorowania, gdy tylko wymyślą ku temu wymówkę, choćby nie wiadomo jak głupią i obraźliwą dla inteligencji odbiorców. W końcu każdego można oskarżyć, że „zawahał się”, gdy urzędnik zechce go o coś powypytywać.
Wesołych Świąt od św. Mikołaja w wydaniu państwowym i fiskalnym.
Może Cię zainteresować: