Telegram zakazany w Hiszpanii. Błahostka powodem absurdalnej decyzji – ale ciąg dalszy może być zabawny

Najwyższy Trybunał Sprawiedliwości Hiszpanii nakazał w sobotę blokadę popularnej apki Telegram na terenie kraju. Decyzja ma związek z roszczeniami hiszpańskich firm medialnych. W sensie prawnym środek w postaci blokady jawi się jako cokolwiek drastyczny, nie wiadomo jednak, na ile (i czy w ogóle) okaże się on skuteczny w praktyce.

Sprawa, w ramach której zapadła decyzja o blokadzie, toczy się z powództwa kilku firm medialnych – w tym Atresmedia, Mediaset i Telefonica. Firmy owe poczuły się urażone i rozsierdzione, że użytkownicy komunikatora Telegram traktowali je bez rewerencji, która w ich mniemaniu im się należy.

Konkretnie, mieli oni wykorzystywać i publikować treści owych firm bez suplikowania o ich zgodę. Choć postępowanie takie – zwłaszcza jeśli nie jest elementem działalności komercyjnej – wydaje się w rzeczywistości internetowej dość codzienne, to tradycyjne media zdają się być przekonane o swym nieprzemijającym majestacie jako „czwartej władzy”.

I zdecydowane ścigać profanów, którzy śmieliby ten majestat znieważyć.

Zobacz też: Paradoks na rynku kruszcu – ceny złota rekordowe, ale akcje producentów na…

Święte krowy biznesu

Pozwały w związku z tym portal Telegram, zarzucając mu umożliwianie takich zachować. I zażądały „zabezpieczenia” poprzez ogólny, generalny zakaz funkcjonowania portalu w całym kraju. Choć środek taki wydaje się wręcz rażąco drastyczny – można wyobrazić sobie, jak wyglądałby internet, gdyby blokowano wszystkie przeglądarki, za pomocą których ktoś wyszukał coś naruszającego drogocenne prawa autorskie tej czy innej korporacji – to sędzia Santiago Pedraz nie dostrzegł w tym problemu, przychylając się do żądania.

Obowiązek egzekwowania orzeczonego przez sąd nakazu zrzucono na barki dostawców telefonii komórkowej. Nie wiadomo, czy oznacza to, że usługi telefoniczne, a być może także internetowe mają być teraz w Hiszpanii cenzurowane? Czy też może panu sędziemu po prostu nikt nie powiedział, że aplikację Telegram można ściągnąć także normalnie przez internet (również z wykorzystaniem Tor-a, VPN-ów czy serwerów proxy)? Niezależnie od formy, zakaz taki ma wszelkie szanse okazać impotencję sądu w kwestii jego kontroli nad wolą tysięcy użytkowników.

Nałożony na operatorów obowiązek blokowania Telegramu może natomiast przyczynić się do konkretnych kosztów po ich stronie. Nader kontrowersyjne wydaje się wobec tego dzielenie hiszpańskich firm na równe i równiejsze: te medialne, traktowane jak święte krowy, których ego oraz roszczenia w oczach sądu są bardziej godne ochrony niż cały segment krajowego rynku Internetu; oraz te telefoniczne, które mają na własny koszt zabezpieczać interesy tych pierwszych.

Kontrowersji jest tutaj zresztą więcej – takich jak pytanie, dlaczego tak czułe na swym punkcie firmy nie pozwały bezpośrednio naruszycieli, tylko usiłują uczynić odpowiedzialnym za cudze przewinienie portal? Przecież gdyby przyjąć tę samą logikę wobec samych mediów, to powinny one odpowiadać za dowolne kolportowane za ich pośrednictwem kłamstwo, nawet jeśli jego autorem byłby kto inny, a one jedynie by je relacjonowały…

Zobacz też: Dystopijne rozporządzenie Bidena, celem – zakaz tradycyjnych samochodów, próba…

Telegram władzo-odporny

Blokada jest w teorii środkiem „tymczasowym”, co jednak realnie oznacza „na czas nieokreślony”. Ma ona bowiem trwać tak długo, jak roszczenia wspomnianych firm będą procedowane. Biorąc pod uwagę, że podobne procesy potrafią trwać całymi latami, może to oznaczać, że Telegram jeszcze długo pozostanie *formalnie* niedostępny w iberyjskim królestwie.

„Formalnie” jest tu przy tym słowem kluczowym. Warto bowiem pamiętać, że Telegram jest dziełem braci Durow, pierwotnych założycieli rosyjskiego Vkontakte, który to portal odebrano im z uwagi na brak spolegliwości wobec Kremla. Mając to na względzie, zaprojektowali oni Telegram tak, aby wszelkim rządom i sądom jak najtrudniej było go zablokować.

I istotnie, wielokrotnie podejmowane przez rosyjskie władze próby blokady komunikatora unaoczniły ich jaskrawą bezsilność w tej materii, a także przyniosły im widowiskowe upokorzenie. Inne państwa, tak autorytarne, jak i deklaratywnie demokratyczne również podejmowały podobne próby. Z podobnym skutkiem – prowadząc zresztą nieraz do komicznych efektów (np. przypadkowego blokowania własnych stron rządowych, podczas gdy Telegram bez przeszkód śmigał).

Stąd też, choć hiszpański sąd mógł nakazać blokadę, do zobaczenia pozostaje, czy faktycznie będzie ona w praktyce przestrzegana. Czy też, tak jak w przypadku innych prób, Telegram nadal będzie działał, a jego użytkownicy gwizdać sobie będą z decyzji sądu oraz roszczeń jakże wrażliwych na swym punkcie firm medialnych.

Może Cię zainteresować:

Komentarze