Koniec blokady krytycznej arterii? „Jeśli porozumienie będzie trwałe”, twierdzą Huti

Jemeńscy Huti, alias ruch Ansar Allah, kontrolujący większość południowo-zachodniego krańca Półwyspu Arabskiego, poinformowali, że gotowi są uszanować porozumienie rozejmowe, jakie zawarły Izrael i Hamas. Przynajmniej na swój sposób.

Porozumienie to, uzgodnione za pośrednictwem Egiptu i Kataru, i przy silnym nacisku amerykańskim (a konkretnie – wysłanników Trumpa) wejść ma w życie w niedzielę. Ratyfikował je izraelski gabinet bezpieczeństwa, zresztą nie bez intensywnych wewnętrznych sporów, które grożą upadkiem rządu.

Jego najbardziej ogólnym założeniem jest zawieszenie broni. Na sześć tygodni – potem natomiast otwiera się pole do spekulacji i przewidywań, co będzie dalej. Trochę nieoczekiwanie na porozumienie to zareagowali też jemeńscy Huti.

Ów zajdycki ruch oficjalnie występował w tym konflikcie jako sojusznik Hamasu. Jak wiadomo, jego „udział” w ostatnich zmaganiach izraelsko-palestyńskich był bardzo specyficzny. W listopadzie zeszłego roku począł on bowiem organizować pirackie ataki na żeglugę handlową na Morzu Czerwonym i w cieśninie Bab Al-Mandab.

Huti na fali

Teraz – po niemal roku i trzech miesiącach kampanii, która obfitowała w kryzysy, absurdy (i to zarówno ze strony samych Hutich, jak i koalicji ich adwersarzy z USA i Wielką Brytanią na czele) oraz sytuacje nieprzewidziane, żenujące i tajemnicze – ataki miałyby się zakończyć.

W teorii działania te miały podniosą, patetyczną motywację ideową, i stanowiły działania wojenne. W praktyce towarzyszyła im ożywiona działalność „biznesowa”, zaś czystość motywacji bojowników stawała wielokrotnie pod znakiem zapytania.

Huti twierdzili, że swe uderzenia wymierzają w statki „izraelskie lub związane z Izraelem”. Nie zaprzątali jednak sobie nadmiernie głowy rozróżnianiem statków „związanych z Izraelem” od tych „niezwiązanych”. Dowodem tego jest fakt, że kilkukrotnie atakowali jednostki rosyjskie i chińskie (którym sami gwarantowali bezpieczeństwo).

Ba, zdołali zaatakować nawet statek obsługujący handel Iranu – państwa będącego ich największym sponsorem, protektorem i jedynym faktycznym sojusznikiem. Zarazem, za odpowiednią opłatą byli gotowi uznać, że dany statek jest „niezwiązany” z Izraelem i nie niepokoić go po drodze…

Zakończymy ataki – albo i nie…

Ponawiane przez cały ubiegły rok ataki pirackie wywołały odwetowe, amerykańskie i brytyjskie naloty na ich pozycje i zasoby w Jemenie. Spowodowały także znaczący spadek intensywności ruchu przez Kanał Sueski, znaczące zwiększenie tej intensywności na szlaku dookoła Afryki oraz podjęcie przez szereg armatorów działań obronnych.

Teraz Huti twierdzą, że są gotowi działań pirackich zaprzestać. Ale jedynie wtedy, gdy rozejm okaże się trwały. Obwarowali także swoją deklarację w praktyce niemożliwymi do spełnienia warunkami. Grożą bowiem, że wznowią je w przypadku jakiegokolwiek izraelskiego „naruszenia, masakry lub oblężenia” w stosunku do Gazy.

Tymczasem za „oblężenie” uznawano nawet izraelską blokadę granic z Gazą. Blokada ta z całą pewnością się nie skończy, zaś rozważania o otworzeniu przez Izrael swoich granic należy zaliczyć do political fiction. Można się zatem spodziewać, że już niedługo ze strony jemeńskich Hutich będzie można usłyszeć ponowione groźby. I, prawdopodobnie, znów ataki. Po co bowiem zamykać tak dochodowy biznes?

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.