Fundacja: [token szydzący z Joe Bidena]. SEC: jak śmiecie?! Dawać dostęp do waszej prywatnej korespondencji!
Do sądu wpłynęła odpowiedź SEC w sprawie wytoczonej urzędowi przez fundację, która wypuściła token LGBcoin. Przedstawiciel fundacji, James Koutoulas, wobec którego SEC wystawiła żądanie dostępu do prywatnej korespondencji, odmówił i poprosił sąd o uchylenie nakazu – argumentując, że komisja przekracza swoje kompetencje. Ta twierdzi, że wcale nie przekracza – ale nawet jeśli tak, to nie ma to znaczenia, ponieważ to, czy w istocie przekracza, może zostać stwierdzone dopiero po zakończeniu postępowania. A do tego z kolei potrzebuje dostępu do prywatnej korespondencji… Ktoś tu czytał za dużo Kafki?
SEC nie ma ostatnio lekko. A to w przegra proces z Ripple’m, a to Coinbase ją pozwie, zarzucając przekroczenie uprawnień, jej wielmożnego szefa Genslera otacza krytyka i kontrowersje – no po prostu w głowie się nie mieści, jacy ci ludzie się robią zuchwali. Zamiast wiedzieć, gdzie jest ich miejsce i kornie schylić karki, mają czelność rzucać najjaśniejszej Komisji jakieś tam ograniczenia prawne. Głupcy, czyżby nie wiedzieli, że prawo jest dla nich, nie dla dostojnych komisarzy i urzędników?
Przypadek najnowszy – obywatel James Koutoulas. Parweniusz ów zuchwały nie tylko miał czelność podważyć osąd SEC, ale poważył się także na lèse majesté, zbrodnię obrazy majestatu, wobec Joe Bidena – od którego Gensler uzyskał swoją władzę, z którym łączą go poglądy na temat relacji rząd-obywatel i którego politykę realizuje, przypominając rzeczonym obywatelom, gdy tylko może, że są zaledwie podnóżkiem dla federalnej biurokracji.
F*uck Joe Biden
A sprawa zaczęła się od tego, że Koutoulas, jako członek LGBcoin Foundation, reprezentował ową w działaniach promujących jej ideę, wspomniany LGBcoin. Jeśli nazwa kojarzy się komuś z głośnymi politycznie mniejszościami seksualnymi to jest w błędzie, jakkolwiek miano istotnie ma sporo wspólnego z manifestem politycznym.
Zobacz też: Czy dla władzy SEC-u bije dzwon? Amerykański sąd najwyższy ma rozważyć legalność jej praktyk
Skrót ten bowiem tłumaczy się jako „Let’s Go Brandon coin”. Skąd coś takiego? Ano we wrześniu 2021 roku na zawodach NASCAR w mieście Talladega w Alabamie, tłum kibiców wyrażał opinię na temat urzędującego prezydenta gromkim skandowaniem „f*ck Joe Biden”. Traf chciał, że okrzyki te wybrzmiewały w tle wywiadu, który niejaka Kelli Stavast z NBC Sports próbowała przeprowadzić ze zwycięzcą wyścigu, Brandonem Brownem. Jako dziennikarka jednego z tzw. mainstreamowych mediów, słynących w USA ze swojej wcale-nie-rzucającej-się-w-oczy stronniczości na korzyść demokratów, Stavast usiłowała poprawić wydźwięk, wmawiając swoim widzom, że to, co słyszą, to wcale nie to, co słyszą, lecz okrzyki o treści „let’s go Brandon”.
Rażąca wprost tępota owej próby, kontrastująca z doskonale zrozumiałą treścią tego, co skandowano, została nie tylko zapamiętana jako podręcznikowy przykład siermiężnej medialnej manipulacji, ale także unieśmiertelniła słowa „let’s go Brandon”. Te, jako dorozumiany synonim „f*uck Joe Biden”, pojawiają się od tej pory w tysiącach wpisów, wystąpień, artykułów, na plakatach, w przemowach i wystąpieniach (również tych na Kapitolu). Trafiły także, jak widać, do branży krypto, również pragnącej wyrazić swoje uczucia wobec urzędującej administracji.
My, urząd, wiemy lepiej
No i tu, cała na biało, weszła do sprawy z butami SEC – obsadzona, przypomnijmy, przez ludzi z nominacji Bidena. W posunięciu, które wcale, ale to wcale nie wygląda na motywowaną politycznie szykanę, wystawiła ona tzw. subponea, czyli wezwanie sądowo-administracyjne, żądając dostepu do prywatnej komunikacji i korespondencji Koutoulasa, pośród adresatów której byli republikańscy politycy oraz prawicowi autorzy.
Komisja twierdzi przy tym, że jest to niezbędne do jej śledztwa w sprawie potencjalnie niezgodnego z prawem promowania produktów finansowych. Jak to bowiem SEC w erze Genslera ma w zwyczaju, natychmiast uznała ona token za niezarejestrowany papier wartościowy – co, tak się zupełnym przypadkiem złożyło, daje jej nad nim władzę.
Zobacz też: Coinbase: SEC uzurpuje władzę, której nie ma
Koutoulas najwyraźniej nie zrozumiał aluzji ze strony SEC-u, bowiem zamiast posłusznie zlikwidować kpiący z Bidena projekt, do listy swoich politycznych zbrodni dołożył obraźliwą odmowę. Pozwał bowiem komisję, zwracając się do okręgowego sądu federalnego dla południowej Florydy o „przyduszenie” (dosł. quash) żądania biurokratów. Twierdzi przy tym, że LGBcoin nie wypełnia definicji obligacji – przez co SEC nie ma nad nim jurysdykcji, co z kolei oznacza, że jej żądanie jest bezprawne.
Quod erat demonstrandum
I dziś do sądu wpłynęła odpowiedź urzędników, której treść warta jest zachowania dla potomności. Czynownicy z SEC twierdzą bowiem, że samo to, że Komisja może nie mieć władzy, nie jest wystarczającym powodem, aby odmówić jej żądaniu. Jak twierdzą, jest ona uprawniona, by prowadzić śledztwa również w sprawie podejrzeń naruszenia przepisów giełdowych, które wcale nie muszą okazać się finalnie prawdziwe
Jeśli tak byłoby w istocie, dopiero wtedy, ich zdaniem, można by stwierdzić, że nie mieli prawa wystawić wezwania. Póki jednak w wyniku postępowania nie okaże się, że SEC nie ma w tej kwestii kompetencji (co stwierdzać ma, naturalnie, sama SEC), argument, że nie mają oni prawa do dostępu do korespondencji jest bezprzedmiotowy – ponieważ a nuż może okazać się, że mieliby prawo. Stąd też, jak wnosi organ, sąd nie powinien uchylić wezwania
A jeśli okazałoby się, że postępowanie było bezprzedmiotowe, ale szkoda w postaci naruszenia prywatności korespondencji już miała miejsce? SEC najpewniej zaoferowałaby w takim przypadku wyrazy szczerego nevermind.
.
Może Cię zainteresować: