Czy dla władzy SEC-u bije dzwon? Amerykański sąd najwyższy ma rozważyć legalność jej praktyk

SCOTUS (Supreme Court of the United States – SCOTUS) przyjął do rozpatrzenia apelację administracji Bidena, usiłującej obronić quasi-sądownicze prerogatywy Komisji Giełd i Papierów Wartościowych (SEC), które to zostały podważone wyrokiem sądu niższej instancji. Kwestia dotyczy pytania, czy SEC – instytucja regulacyjna, podległa administracji (a zatem część executive branch, nie zaś judical) – ma prawo działać jednocześnie jako pseudo-sąd oraz organ egzekwujący własne „wyroki”?

Sprawa Securities and Exchange Commission v. Jarkesy zaczęła się od pewnego menedżera funduszu inwestycyjnego, niejakiego George’a Jarkesy’ego, ukaranego przez SEC duuużą grzywną oraz zakazem pracy w zawodzie, z uwagi na stwierdzone przewinienia administracyjne. Jarkesy rozpoczął długą batalię prawną z komisją. Jej punktem zwrotnym był wyrok federalnego sądu apelacyjnego dla piątego okręgu, który na powyższe pytanie odpowiedział przeciągłym „no chyba kpicie” „nie”.

„According to the rules of the common law”

Konkretnie, uznał sąd, praktyka SEC-u to złamanie zagwarantowanej siódmą poprawką do konstytucji USA prawa do uczciwego procesu przed ławą przysięgłych. Co więcej, zasady owego uczciwego procesu słabo korespondują z sytuacją, w której sędziowie administracyjni, prowadzący postępowania karne SEC-u, są nominatami tejże komisji, podczas gdy rolę oskarżycieli pełnią pracownicy tej samej komisji.

Oczywistym zarzutem wobec SEC, który potencjalnie może mieć ogromnie daleko idące konsekwencje (tj. zdecydować o tym, ile władzy ma rząd federalny) jest konstatacja, że praktyka komisji łamie ustalony konstytucyjnie podział władzy. Innymi słowy – zamiast funkcjonować jako organ administracyjny, SEC nieomal na podobieństwo sędziego Dredd’a przypisuje sobie uprawnienia prawodawcze i sądownicze, samemu decydując, co jest złamaniem prawa, samemu wydając wyrok, i samemu go egzekwując.

Zobacz też: Coinbase: SEC uzurpuje władzę, której nie ma

Wyrok sądu apelacyjnego wpisuje się w trend sądowej walki z tzw. administrative state. Krytycy tegoż twierdzą, że federalne agencje rządowe – ignorując zasady ustrojowe, które w teorii mocno ograniczają ich władzę – uzurpują sobie quasi-dyktatorskie uprawnienia do uznaniowego „regulowania” dziedzin życia, w których zgodnie z prawem albo nie mają nic do powiedzenia, albo też mają, ale znacznie, znacznie mniej, niż by chciały.

Praktyki takie, jak się można domyślać, budzą – szczególnie w tych kręgach społeczeństwa amerykańskiego, w których powszechny jest sentyment silnej niechęci wobec nadmiernego panoszenia się władz federalnych – sprzeciw na tyle silny, że mogący tym razem zagrozić pozycji SEC.

Przyszłość mą widzę ograniczoną

W amerykańskim systemie prawnym SCOTUS nie jest zobowiązany do rozpatrzenia sprawy, jeśli jednak ją weźmie pod rozwagę, a następnie wyda wyrok (zamiast odesłać z powrotem), dana sprawa nabiera diametralnie większego ciężaru gatunkowego – sentencja wyroku staje się bowiem obowiązującym precedensem dla każdego następującego po nim postępowania sądowego oraz legislacyjnego. Te uprzednie natomiast można za jego pomocą próbować rozważyć.

Biorąc pod uwagę obecny skład sądu, w którym większość 6 do 3 mają sędziowie uważani za konserwatywnych, uważa się, że bardzo niewykluczona jest porażka sądowa SEC i administracji Bidena. Ta ostatnia w ciągu ostatniego roku przegrała już kilka istotnych procesów dotyczących jej konstytucyjnych kompetencji – w których nieodmiennie argumentowała, że jej władza jest w istocie szersza.

Co za tym idzie, potencjalny wyrok nie pomyśli administracji i urzędników SEC-u może pociągnąć za sobą następstwa sięgające daleko poza kwestię kwalifikacji do zarządzania funduszami inwestycyjnymi czy indywidualne losy George’a Jarkesy’ego – np. podcinając podejmowane przez SEC próby rozciągnięcia swojej kontroli na sektor kryptowalut.

Może Cię zainteresować:

Komentarze