Do więzienia za dodruk pieniędzy? Jest miejsce na ziemi, gdzie niedługo ten sen może się spełnić
Prezydent Argentyny, Javier Milei, skierował do tamtejszego Kongresu nowatorską ustawę. Rzeczona definiowałaby dodruk pieniędzy w celu pokrycia deficytu budżetowego lub realizacji postulatów socjalnych jako przestępstwo.
Czyn ten, znany jako seigniorage, byłby przestępstwem nie tylko z nazwy. Wszystkim, którzy by się bowiem do tego przyczynili – prezydentowi kraju, ministrom, urzędnikom banku centralnego oraz każdemu, kto poparłby taką decyzję w głosowaniu – groziłaby kara więzienia.
Celem – skądinąd oczywistym – jest zapewnienie, że w przyszłości realizacja obietnic przedwyborczych przez polityków nie będzie odbywać się poprzez drukowanie bez końca nowych pieniędzy bez pokrycia. Nie tylko ograbiało to zwykłych zarabiających z ich wynagrodzeń i oszczędności, ale też wpędzało kraj w spiralę ekonomicznej niestabilności i degrengolady.
„Zapewne wielu z was zginie – ale jest to poświęcenie, na które jestem gotów”
lord Farquaad, „Shrek”
Zarazem jednak ułatwiało kariery politykom oraz poprawiało sytuację faworyzowanych przezeń grup elektoratu. Nie będzie wobec tego zaskoczeniem, że choć druk bezwartościowej waluty był rujnujący, to było to poświęcenie, na które w imię własnego zysku politycznego tamtejszy establishment był gotowy.
Stąd też w przypadku Argentyny metoda ta była jednym z głównych sposobów łatania budżetu, jakie uskuteczniały poprzednie rządy. Zwłaszcza zaś formacje peronistyczne (od nazwiska Juana Domingo Peróna), które – reprezentując idee socjalistycznego etatyzmu – z przerwami rządziły Argentyną przez ostatnie kilka dekad.
Aż tu – wbrew życzeniom sceny politycznej, mediów i liderów opinii – wybrano outsidera, libertarianina Milei, który od razu po przyjściu zepsuł dobrą zabawę i począł jakże małostkowo podliczać, na co Argentynę stać, a na co nie.
Zobacz też: Grayscale chce kolejnego ETF – opartego na kryptowalutach prywatnościowych
Milei na wojnie z kryzysem i socjalizmem
Od momentu objęcia urzędu niecałe trzy miesiące temu Javier Milei realizuje zapowiadaną przez siebie terapię szokową dla pogrążonego w endemicznym kryzysie kraju i jego gospodarki. Uwikłany jest obecnie w ostre zmagania polityczne z opozycją, która wespół z sympatyzującymi z nią przedstawicielami sądownictwa próbuje blokować jego reformy.
Przykładowo, wiele z zapisów jego masywnego dekretu deregulacyjnego zostało zawieszonych przez sędziów z przyczyn formalnych, i trwa o nie obecnie przepychanka w argentyńskim Kongresie. Także związki zawodowe oraz rozmaite grupy interesu nieomal od samego początku organizują ostre protesty przeciw polityce Milei.
Mimo tego oraz braku stabilnej większości w obu izbach parlamentu, Milei odnotował już sukcesy, które pół roku temu wydawały się niewyobrażalne. Gigantyczna inflacja w styczniu tego roku spadła w Argentynie do raptem 20,%, przekraczając nawet oczekiwania ekonomistów (dla porównania – jesienią wynosiła 211%).
„Viva la libertad, carajo!”
Przewodnie motto programowe Javiera Milei
Co więcej, zaledwie w tym tygodniu poinformowano, że kraj – po raz pierwszy od 12 lat (i ostatnich efektów wcześniejszych prób reform) odnotował nadwyżkę budżetową. Stało się tak nawet mimo tego, że znacząca większość planu gospodarczego prezydenta dalej nie doczekała się uchwalenia – wystarczyły „jedynie” ostre cięcia w państwowej biurokracji oraz ograniczenie jej zadań.
Z falą głośnej medialnej krytyki, oskarżającej Milei o populizm oraz niszczenie systemu finansowego kraju, kontrastują z kolei ciche, ale tym bardziej znaczące opinie rynków finansowych. Te bowiem w praktyczny sposób – popytem na obligacje Argentyny oraz ocenami ryzyka kredytowego – wyrażają coraz odważniejszy optymizm w powodzenie szokowej terapii libertariańskiego prezydenta.
Posłanie do więzienia następnego polityka, który zapragnie dodrukować peso, z pewnością w tym nie zaszkodzi.
Może Cię zainteresować: