
Amerykanie rezygnują z Apache. „To zabytek”. Polska wydaje fortunę na bezużyteczna broń?
Być może umieszczenie niniejszego tekstu w kategorii „Giełdy” zakrawa na pewną przesadę. Niestety, nie jest zupełnie bezzasadne – nie jest bowiem także bezzasadnym pytanie, czy tytułowe, i to gigantyczne zamówienie polskich sił zbrojnych w amerykańskim przemyśle zbrojeniowym aby na pewno ma na celu wzmocnienie zdolności obronnych RP? Czy też w chodzi w nim raczej o zysk polityczny – oraz przychody i notowania akcji koncernów z USA, które zamówienie na tę broń (i rzekę pieniędzy za nią) miałyby otrzymać?
Ad rem – jak chwali się resort obrony, do Polski przyleci pierwszych 8 śmigłowców szturmowych Apache. Nie są to śmigłowce kupione, lecz wyleasingowane sztuki w starszej wersji D, akonto dostawy docelowych, najnowszych AH-64E Apache Guardian. Tych ostatnich zamówiono niesamowite wprost 94 sztuk. Za równie niesamowite 10 miliardów dolarów, choć to wyłącznie początek (łączne koszty, wliczając serwis, uzbrojenie, etc. mogą wynieść wielokrotność tej sumy).
Dla porównania – znacznie bardziej zasobna Wielka Brytania zamówiła podobnych śmigłowców Apache o połowę mniej. Zbliżoną liczbę ich odpowiedników, czyli śmigłowców Eurocopter Tiger, ma Francja (ok. pół setki sztuk). Niemcy oficjalnie mają ich 45 („na chodzie” jest jednak znacznie mniej). Włochy i Hiszpania mają raptem po około 20 takich śmigłowców. Nawet USA mają ich łącznie, we wszystkich formacjach, nie więcej niż 750. Co więcej, szykować się będą do wycofania znacznej części starszych sztuk, podobnie jak Niemcy.
Czy to wszystko oznacza, że AH-64E Apache Guardian to zła broń? Nie, wprost przeciwnie. To jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy śmigłowiec szturmowy w swojej klasie na świecie. Rzecz w tym, że broń tę (a ściślej, cały system uzbrojenia, na który prócz samego śmigłowca składa się także pakiet uzbrojenia, innych platform z nim współpracujących, kontroli naziemnej etc.) zaprojektowano w czasach Zimnej Wojny. I mając na myśli militarne wyzwania, jakie wówczas stanowiły zagrożenie.
Broń przyszłych i minionych wojen
Od tego czasu technologia militarna poczyniła jednak ogromny skok. Wojna na Ukrainie, potwierdzając po raz kolejny olbrzymie znaczenie artylerii, po raz pierwszy w historii aż tak mocno zarysowała rolę dronów (czy też, technicznie, UAV-ów: Unmanned Aerial Vehicles). Na dzisiejszym polu bitwy w Donbasie drony są wszechobecne i niezbędne do przetrwania, o zwycięstwie nawet nie wspominając. Podobnie niezbędne są też zresztą systemy obrony i zwalczania tychże dronów.
Drony te okazały się być w stanie masowo, niewielkim kosztem i bez ryzyka poważnych strat realizować zdania uderzeniowe, do których niegdyś miano angażować właśnie śmigłowce szturmowe. Po co zatem inwestować miliardy w wysoko zaawansowany, drogi sprzęt i równie drogie, zaawansowane rakiety przeciwpancerne (a także ryzykować życie wyspecjalizowanych pilotów), skoro chmara tanich dronów z ładunkami wybuchowymi, kosztująca dosłownie ułamki wartości tego śmigłowca, jest czasem w stanie wykonać to samo?
W USA właśnie pojawiają się zresztą głosy, by wycofać starsze wersje tych śmigłowców, jako niespełniających relacji koszt-efekt na współczesnym polu bitwy. Dalej na tym polu bitwy pozostaną – ale w znacznie bardziej ograniczonej, wyspecjalizowanej roli. W której ich zadaniem będzie raczej kierowanie zespołami bezzałogowców rozpoznawczych i uderzeniowych, amunicji krążącej etc., oraz służenie jako wysunięte platformy dowodzenia, niż brawurowe szarże powietrzne jako takie.
Oczywiście, to nie znaczy, że drony są w stanie zastąpić śmigłowce szturmowe zawsze. Te ostatnie wciąż mają swoje atuty – są szybsze, lepiej opancerzone, mają zaawansowane sensory, systemy samoobrony (słowem, wyższą przeżywalność na polu bitwy). I mają też, jak udowodniła ta sama wojna na Ukrainie, swoje miejsce w arsenale. Działania rosyjskich śmigłowców szturmowych Kamow Ka-52 Aligator wielokrotnie okazywały być dla Rosjan bezcenne. I to mimo improwizowanej niekiedy taktyki ich wykorzystania.
„Polska się nie boi, bo na czele wojska nasz Rydz-Śmigły stoi…”
Śmigłowce szturmowe to zatem broń, które dalej mają swoją niszę (ale taką naprawdę niszową…). Wszystko to jednak w stosownej skali – a nie w setkach egzemplarzy! I nie zamiast, lecz oprócz nasycenia jednostek wszystkich szczebli bezzałogowcami. Tymczasem ogromne koszty kupna setki Apache przełożą się wprost na nie-zaradzenie krytycznym brakom Wojska Polskiego w innych dziedzinach. Jak choćby w obronie przeciwlotniczej i (zwłaszcza) przeciwdronowej najniższego szczebla.
Tymczasem polscy politycy cieszą się z tego zakupu jak głupi bateryjką, jakby właśnie nasz kraj przeżywał rewolucję militarną i kupił sobie okazyjnie najlepszą broń świata. Rewolucja, i owszem, ma miejsce – na froncie za wschodnią granicą. Tyle, że tej akurat polski establishment urzędniczo-mundurowy jakby nie dostrzegał. Smutnym faktem jest, że kolejne kierownictwa Ministerstwa Obrony zdają się podejmować decyzje zakupowe z subtelnością intelektualną trzyletniego dziecka w sklepie z zabawkami.
Głównymi kryteriami kontraktów zbrojeniowych zdają się być: 1). czy można na tle nowo kupionego sprzętu z pompą sfotografować się w mediach, oraz 2.) czy można sobie za jego pomocą zaskarbić uściski dłoni i poklepywania po plecach ze strony zagranicznych dostojników. Broń taka jak śmigłowce Apache nadaje się do tego wręcz znakomicie. Sama ogromna kwota, jaką Polska za nie zapłaci, zapewni obecność w nagłówkach medialnych na długi czas. A do tego dochodzi jeszcze wdzięczność lobbystów…
Na marginesie można dodać, że szanujące się państwa, przy okazji kontraktów o takiej wartości, załatwiają sobie także i negocjują transfery technologii, pakiety offsetowe, etc. Słowem, wszystko, żeby kraj skorzystał technologicznie i przemysłowo, a nie tylko przelał dziesiątki miliardów dolarów na konta zagranicznych koncernów. Jak wygląda ta kwestia w przypadku polskiego zamówienia na Apache, można sobie sprawdzić samemu (albo i nie sprawdzać – jeśli nie chce się tracić dobrego humoru).
Zamiast podsumowania
Wojsko Polskie otrzyma zatem super-drogą broń, w ilości przekraczającej możliwość sensownego wykorzystania, i której starsze wersje kraje znacznie od naszego bogatsze właśnie planują wycofywać. Polska wyda na to miliardy dolarów, które są rozpaczliwie potrzebne w innych, niedoinwestowanych, a przy tym podstawowych i absolutnie niezbędnych dziedzinach. Ale za to politycy będą sobie mogli cyknąć fotkę na tle robiącego wrażenie śmigłowca. Zadowoleni, bez wątpienia, będą też lobbyści i giełdy.
Czy będzie przerostem optymizmu kultywowanie nadziei, że ograniczenia budżetowe albo zmiana wiatrów politycznych zmuszą resort obrony do – co najmniej – redukcji zamówienia na Apache? Tak jakoś trzy- albo czterokrotnie? Najlepiej w pakiecie ze sformułowaniem systemowej koncepcji, w jaki sposób efektywnie posiadaną broń, w tym i te śmigłowce, spożytkować?