Giełda w tydzień | Kolejne 6,65 miliona Amerykanów udaje się na bezrobocie, a ropa drożeje w 2 dni o 40 proc.
Niewątpliwa sensacja poprzedniego tygodnia, czyli nieporównywalny z niczym obserwowanym w okresie minionych ponad 50 lat skok w górę tygodniowej liczby nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych („initial jobless claims”) o 3,3 miliona, została przyćmiona w minionym tygodniu dalszym wzrostem tego parametru o 6,65 milionów. Innymi słowy, w ciągu zaledwie 2 tygodni prawie 10 milionów ze 159 milionów zatrudnionych wcześniej Amerykanów trafiło na bezrobocie.
Amerykański rynek akcji spadając wcześniej najsilniej w tak krótkim okresie czasu (S&P 500 w 28 sesji stracił 37,1 proc.) od czasów Wielkiej Depresji („Great Depression”) z lat 1929-1932 już wcześniej zdyskontował tego typu wiadomości, więc w minionym tygodniu sytuacja na Wall Street była relatywnie stabilna (korygujący wcześniejsze odbicie spadek jedynie o 2,7 proc.). Tak dynamiczne jak ostatnio krótkoterminowe ruchy rynku w obie strony były na indeksie S&P 500 obserwowane jedynie dwukrotnie: w 1987 roku (podczas pamiętnego tąpnięcia, gdy indeks jednego dnia stracił 22,6 proc.) oraz w październiku 1929 (podczas pierwszej fali krachu inicjującej Wielką Depresję).
Synchronizując obecny i te dwa historyczne epizody w dniach, w których dwudniowe odbicie po rekordowym tąpnięciu przekraczało 13 proc., otrzymujemy jakoś tam do siebie podobne ścieżki zachowania S&P 500 w horyzoncie następnych prawie 7 miesięcy. W obu przypadkach (1929 i 1987) w mniej więcej 1,5 miesiąca po sytuacji odpowiadającej obecnej, indeks był niżej niż obecnie (wtórny dołek), ale w prawie pół roku po sytuacji takiej jak obecna był wyżej.
Dopiero po upływie ok. 7 miesięcy te ścieżki cen akcji w USA zaczęły się rozjeżdżać: w 1930 roku nadeszła kolejna fala załamania cen akcji, a gospodarka USA pogrążyła się w Wielkiej Depresji, w 1988 roku nic takiego nie nastąpiło, a hossa powróciła na Wall Street na kolejne 2 lata. Gdyby powyżej zilustrowany scenariusz średnioterminowy zachowania cen akcji w USA powtórzył się po raz trzeci, to znaczyłoby to, że dopiero na samym początku przyszłego roku dowiedzielibyśmy się, dzięki zachowaniu Wall Street, czy gospodarka USA po wypadnięciu ze swojej wcześniejszej trasy w wyniku zderzeniu ze skutkami pandemii koronawirusa powróci niebawem do normalnego trybu, czy też po okresie utrzymywania się nadziei, że „stare dobre czasy” powrócą, nadejdzie jednak kolejna Wielka Depresja. W świecie drukowanego przez banki centralne na zawołanie pieniądza bardziej prawdopodobny jest ten pierwszy scenariusz: w latach 30-tych w USA funkcjonował jeszcze pieniądz kruszcowy (papierowy dolar był wymienialny na złoto) i taka monetarna kotwica wielce utrudniała walkę z deflacyjną depresją gospodarczą. Oczywiście jednak inaczej niż w trakcie kryzysu z lat 2007-2009, sam zastrzyk pieniędzy nie postawi gospodarki na nogi dopóki nie zaniknie w taki czy inny sposób przyczyna załamania się popytu, czyli sama pandemia wirusa SARS-CoV-2.
Gdyby USA, a także krajom Europy nie udało się poradzić sobie w miarę sprawnie zarówno z samą pandemią jak i jej gospodarczo-finansowymi skutkami, byłby to wielki cios dla prestiżu „kolektywnego Zachodu” na świecie, szczególnie w porównaniu do komunistycznych Chin, które co prawda stały się źródłem tego globalnego problemu, ale jak się wydaje później, dzięki sprawnej i zdecydowanej akcji rządu, poradziły sobie z nim bardzo szybko. W apogeum epidemii w Chinach, czyli na początku drugiej połowy lutego, tygodniowy przyrost liczby potwierdzonych przypadków choroby przekroczył 33 tysiące, a tygodniowa zmiana liczby przypisywanych COVID-19 zgonów sięgała 1000. Obecnie te tygodniowe zmiany to raptem odpowiednio +545 przypadków i +32 zgony.
Trwającą normalizację sytuacji w Chinach potwierdza też zachowanie opublikowanego w tym tygodniu przez China Federation of Logistics&Purchasing wskaźnika PMI dla chińskiego przemysłu. O ile w lutym zanotował on największy, sięgający 2005 roku spadek, o tyle w marcu równie spektakularny wzrost sugerujący, że plan tamtejszych władz przywrócenia normalnej działalności gospodarczej w Chinach już w kwietniu, czyli po 3 miesiącach od początku paniki, wydaje się całkiem realistyczny.
Tymczasem USA już 2 tygodnie temu wyszły na niechlubną pozycję globalnego lidera pod względem liczby potwierdzonych przypadków zarażenia (312 tysięcy; a amerykańskim epicentrum pandemii stał się Nowy Jork), a pod tym względem Chiny zostały wyprzedzone również przez Hiszpanię, Włochy, Niemcy i Francję.
Warto zwrócić uwagę na sytuację w Turcji, która w ostatnim czasie – po przekroczeniu liczby 100 potwierdzony przypadków – poruszała się najbardziej stromą ścieżką. Ta niepokojąca sytuacja w Turcji zdaje się chyba potwierdzać pewne zamiłowanie wirusa do określonej szerokości geograficznej (czy też zapewne związanej z nim obecnie temperatury). Zróbmy sobie listę dotychczasowych kolejnych epicentrów pandemii i ich szerokości geograficznych północnych:
miasto/kraj stopień szerokości geograficznej północnej
Wuhan/Chiny 30,6
Daegu/Korea Południowa 35,9
Kom/Iran 34,6
Bergamo/Włochy 45,4
Madryt/Hiszpania 40,4
Nowy York/USA 40,7
W Turcji najwięcej przypadków było w Ankarze, która leży na 39,9 stopniu szerokości geograficznej północnej.
Gdyby nie wyskok w postaci zbyt północnego Bergamo w Lombardii można by spekulować, że pandemia wraz z kończeniem się na półkuli północnej zimy stopniowo przesuwa się na północ (zaczęła w styczniu na 30-tym stopniu w Wuhan, potem była w lutym aktywna na 35-tym stopniu w Korei Południowej i Iranie, a w marcu szalała na 40-tym stopniu w Madrycie, Nowym Jorku i Ankarze).
Warszawa leży na 52,2 stopniu szerokości geograficznej północnej. Jeśli powyższe nie jest zwykłym zbiegiem okoliczności, a bardzo wysokie temperatury szybko nie zawitają w nasze okolice, to północną Europę (i Kanadę, ale tam są tylko lasy i łosie) czekać może bardzo ciężka wiosna.
Przy okazji warto zauważyć, że spośród 34 krajów z największą liczbą zakażeń Polska podąża cały czas ścieżką Czech (z dwudniowym opóźnieniem) oraz ścieżkami Norwegii i Szwecji (z opóźnieniem równym 8 dni), co ma jakiś tam sens z punktu widzenia geografii. Pozwala to szacować liczbę przypadków choroby w naszym kraju w najbliższym czasie.
Żeby nie popadać w przesadny pesymizm warto też zauważyć, że z Lombardii zaczęły zgodnie z oczekiwaniami napływać relatywnie pozytywne wieści. Powielając wzorzec znany z chińskiej prowincji Hubei, mniej więcej 3 tygodnie po tym, jak we Włoszech zarządzono powszechną kwarantannę, najpierw tygodniowa zmiana liczby potwierdzonych przypadków, a następnie tygodniowa zmiana liczby zgonów zaczęła spadać.
Potwierdza to wcześniejszą hipotezę opartą na ekstrapolacji dotychczasowych trendów udziału „zamkniętych” przypadków (wyzdrowienia+zgony) i udziału „otwartych” przypadków (osoby ciągle chorujące) sugerującą, że w Lombardii – pierwszym europejskim epicentrum pandemii – generalnie wygaśnie ona do końca maja.
To daje nadzieje, że ze stosownym opóźnieniem zależnym być może od warunków geograficzno-klimatycznych, początku eksplozywnej fazy pandemii i początku agresywnych działań na rzecz ograniczenia rozprzestrzeniania się koronawirusa, ten sam scenariusz powtórzy się we wszystkich krajach europejskich.
Polska giełda zareagowała na obecny kryzys w sposób przypominający jedynie dwa epizody z okresu minionego ćwierćwiecza: bankructwo Rosji z sierpnia 1998 i bankructwo banku inwestycyjnego Lehman Brothers z września 2008. W obu przypadkach były to wydarzenie zupełnie niespodziewane, bo w zgodnej opinii i Rosja i amerykański bank były „zbyt duże by upaść” („to big to fail”).
Synchronizacja ścieżek WIG-u ostatnio i w tych dwu historycznych epizodach sugeruje, że optymalnym momentem do zakupów akcji powinna być pierwsza połowa lipca, a w ciągu następnego roku ceny akcji wrócą do poziomów sprzed paniki, ale oczywiście do projekcji opartych na zaledwie 2 precedensach należy podchodzić z dużą dozą sceptycyzmu.
Oczywiście już teraz silnie drożeją akcje niektórych spółek, które mają szanse zarobić na obecnym kryzysie. Jako przykłady można podać wzrosty kursów notowanej na rynku New Connect firmy Biomaxima, która zarejestrowała test wykrywający obecność wirusa SARC-CoV-2 czy firmy Biomed Lublin, która jest producentem szczepionki na gruźlicę, która według ostatnich spekulacji naukowców może z nieznanych powodów ograniczać śmiertelność powodowaną przez koronawirusa (odkryto zaskakującą – choć być może przypadkową – korelację śmiertelności wirusa w poszczególnych krajach ze stosowaniem – lub nie – szczepionki BCG).
Startowały do – nie wiadomo oczywiście jak trwałych – wzrostów również kursy akcji akcji spółek produkujących sprzęt, który może okazać się przydatny w walce z epidemią.
Relacja z minionego tygodnia na rynkach finansowych na świecie byłaby niepełna, gdy nie wspomnieć o największy w okresie minionego pokolenia 2-dniowym wzroście ceny kontraktów terminowych na ropę naftową (WTI, West Texas Intermediate) o 39,5 proc., która to cena odbijała się z wcześniej osiągniętego najniższego poziomu od czasu ataków terrorystycznych na USA z 11 września 2001. Ten skok był reakcją na pogłoski o możliwości zawarcia przez Arabię Saudyjską i Rosję porozumienia o redukcji wydobycia. Gra jednak toczy się w trójkącie, bo to USA dzięki swojej rewolucji łupkowej stały się w ostatnich latach największym producentem ropy na świecie i zarówno Arabia Saudyjska jak i Rosja, boją się, że gdy obniżą wydobycie, to w powstałą lukę wejdą Stany Zjednoczone.
Wojciech Białek, K(NO)W FUTURE
Od Redakcji
Niniejszy artykuł ani w całości ani w części nie stanowi „rekomendacji” w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi czy Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (Ue) Nr 596/2014 z dnia 16 kwietnia 2014 r. w sprawie nadużyć na rynku (rozporządzenie w sprawie nadużyć na rynku) oraz uchylające dyrektywę 2003/6/WE Parlamentu Europejskiego i Rady i dyrektywy Komisji 2003/124/WE, 2003/125/WE i 2004/72/WE oraz Rozporządzenia Delegowane Komisji (Ue) 2017/565 z dnia 25 kwietnia 2016 r. uzupełniające dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/65/UE w odniesieniu do wymogów organizacyjnych i warunków prowadzenia działalności przez firmy inwestycyjne oraz pojęć zdefiniowanych na potrzeby tej dyrektywy. Zawarte w serwisie treści nie spełniają wymogów stawianych rekomendacjom w rozumieniu w/w ustawy, m.in. nie zawierają konkretnej wyceny żadnego instrumentu finansowego, nie opierają się na żadnej metodzie wyceny, a także nie określają ryzyka inwestycyjnego.