
Minister: więcej wydatków! A budżet bez deficytu to „obciążenie”. Kontynent osuwa się w długi
Aby Kolumbia mogła „rozwijać się gospodarczo”, rząd musi być w stanie wydawać tyle, ile chce. Takie jest clou tez, które zaprezentował tamtejszy minister finansów, zapowiadając zniesienie ograniczających rządowe wydatki zasad budżetowych. W podobnym kierunku zmierza też polityka rządu brazylijskiego. Być może rządy te zyskałyby, gdyby skonsultowały się z Argentyną – i przypomniały sobie na jej przykładzie, do czego prowadzi polityka „wydatki, wydatki, więcej wydatków!„?
Jak wiadomo, politycy lubią wydawać – wydają w końcu cudze pieniądze. Bardzo, bardzo lubią. Tak bardzo, że nieraz nawet w planach budżetowych przewidujących „redukcję” wydatków okazuje się, że wydatki zamiast tego rosną. Zaś niekiedy faktyczna redukcja finansowego rozpasania władzy wymaga albo upadku tej władzy, albo przynajmniej naprawdę poważnego kryzysu.
Uzależnienie polityków oraz skojarzonych z nimi kręgów interesów, grup nacisku, NGO-sów, aktywistów etc., od ciągłych (a najlepiej cały czas rosnących) wydatków publicznych przypomina niekiedy uzależnienie narkomana od białego proszku. Który to narkoman nie tylko twierdzi, że ów biały proszek jest mu absolutnie niezbędny, ale też reaguje wściekła agresją na próby odebrania mu go. Czy choćby ograniczenia.
Różnica jest, oczywiście, taka, że narkoman płaci swoim zdrowiem oraz psychiką, podczas gdy uzależnieni od wydawania cudzych pieniędzy politycy płacą środkami podatników, oraz kondycją całego kraju i gospodarki. Osobiście jednak najczęściej nie tylko pozostają zupełnie bezkarni za długofalowe spustoszenia gospodarcze, które powodują, ale też częstokroć sami czerpią z tego profity.
Jakie efekty przynosi to dla dotkniętych przekleństwem takich włodarzy krajów? Wystarczy spojrzeć na przykłady z historii. Choćby historii monarchii hiszpańskiej z XVI i XVII wieku, niewolniczo uzależnionej od ciągłego (i hiperinflacyjnego) dopływu kruszców z Nowego Świata. Czy historii Argentyny ostatnich dekad. Niegdyś jednego z najbogatszych państw globu, dziś z trudem dobijającego do średniej.
Reguły budżetowe „jak religia”
Nawiązania do krajów hiszpańskojęzycznych są tu nieprzypadkowe. Oto bowiem właśnie teraz – i w sytuacji, w której bolesne, szeroko zakrojone reformy prezydenta Argentyny, Javiera Milei, mozolnie odbudowują potencjał gospodarczy Argentyny, inne kraje Ameryki Łacińskiej wydają się być zdeterminowane, by powtórzyć błędy argentyńskich Peronistów, wierzących w wydatki, wydatki, wydatki ponad wszystko.
Oto kolumbijski minister finansów, German Avila, ogłosił, że rząd tego kraju szykuje się do „zawieszenia” zasad fiskalnych nakazujących zrównoważony budżet. Zasady zasadami, ale przecież nie mogą one stać na przeszkodzie planom wydatkowym rządu (zasadne wydaje się tutaj pytanie – po co w takim razie w ogóle obowiązują takie zasady, jeśli rząd uważa się za władny je „zawieszać”, gdy przyjdzie mu na to ochota…?).
Kolumbia jest obecnie rządzona przez pierwszą w swej historii, skrajnie lewicową ekipę rządową prezydenta Gustavo Petro. Ekipę, która od samego początku ma plany (i wydatki) ambitniejsze niż środki na ich realizację. Jak zwykle ani myśląc ograniczać swoje wydatki, rząd próbował zamiast tego sięgać głębiej do kieszeni obywateli (przez co cała Kolumbia była już sparaliżowana protestami).
I choć wówczas władze musiały ustąpić, to ze swojego podejścia nie rezygnują. Chcą, mianowicie, więcej wydawać – obojętnie jakim kosztem. Minister Avila twierdzi, że „przestrzeganie reguł budżetowych jak gdyby były one religią”, paraliżuje wzrost gospodarczy. Jak zadeklarował, „niezbędne” jest zwiększenie zadłużenia kraju. Tak jakby brak deficytu był jakimś błędem, który politycy jak najszybciej muszą naprawić….
Nie tylko Kolumbia, niestety
Co więcej, podejście takie nie jest, niestety, odizolowane. Bardzo podobna sytuacja ma obecnie miejsce w pobliskiej Brazylii (podobnie jak Kolumbia, rządzonej przez lewicowego prezydenta Luiza Inácio Lulę da Silva. W niedzielę wieczorem z prezydentem oraz jego rządem (a zwłaszcza ministrem finansów, Fernando Haddadem) mają się tam na negocjacjach spotkać parlamentarzyści.
Tematem będzie rosnąca dziura budżetowa. Rośnie ona, ponieważ rząd odmawia ograniczenia wydatków, ani też reformy ich struktury. Z rozdętym budżetem nie korespondują jednak dochody brazylijskiego państwa, na co rząd Luli ma prostą receptę: podnosić podatki, i wydawać jeszcze więcej. Zaledwie niedawno rząd próbował nałożyć nowe daniny i zarazem ograniczyć możliwość wywozu kapitału.
Jak na takie pomysły reaguje ekonomia i rynki, można było się przekonać – obserwując największą, jednorazową wyprzedaż i załamanie wartości reala od dawna. To samo sygnalizuje przewodniczący brazylijskiej Izby Reprezentantów, Hugo Motta, twierdząc, że niezbędne są ostre cięcia budżetu i poprawa efektywności jego wykonania. Rząd nie chce jednak słyszeć o tym, by ograniczyć wydatki.