Stadia despotyzmu: zakazać „mieczy ninja”. Przedmiot kozłem ofiarnym ideologicznego amoku władz

Jak przechwala się premier Starmer, Wielka Brytania pod jego rządami zakaże „mieczy ninja”. Tych bowiem używać mają przestępcy. Co prawda można by zadać pytanie, czemu nie podjąć walki z samymi przestępcami – tych jednak, którzy takie pytania zadają, rząd Starmera traktuje jako „ekstremistów”. Zaś same pytania – za „dezinformację”, za której rozpowszechnianie grozi tam więzienie. W końcu wolność słowa – wolnością słowa, ale nie może być tak, żeby każdy mógł podważać narrację postępowych, demokratycznych władz.

Można odnieść smutne wrażenie, że w ostatnich tygodniach informacje, których źródłem pochodzenia jest Wielka Brytania, cechują się ponurą, przygnębiającą jednostajnością. Co informacja – to rząd chce czegoś zakazać, nakazać, wzmocnić kontrolę, zwiększyć inwigilację, dokręcić śrubę etc. Niegdyś słynąca jako pierwsza w Europie parlamentarna demokracja, gwarantująca szereg wolności swym poddanym, dzisiejsza Wielka Brytania coraz bardziej przypomina postępową, „kolorową” tyranię.

Duch Orwella nad Tamizą

Zaledwie w tym tygodniu pojawiły się doniesienia podsumowujące spustoszenia, jakie w brytyjskiej sferze internetowej i informacyjnej wywołała wprowadzona tam niedawno – i wyjątkowo despotyczna z ducha – ustawa Online Safety Act. Niedługo wcześniej były też informacje o skandalicznym żądaniu brytyjskiego rządu wobec Apple’a. Tamtejsi urzędnicy i politycy nie zamierzają bowiem dalej tolerować sytuacji, w której obywatele bezczelnie unikają rządowej inwigilacji. I wykorzystują w tym celu szyfrowanie end-to-end, którego państwo ma problemy ze złamaniem.

A to wszystko jedynie niedawno – i jedynie w odniesieniu do przestrzeni informacyjnej. Tymczasem w tzw. realu brytyjskie państwo zachowuje się wobec swoich mieszkańców równie autorytarnie i paternalistycznie. Jednym z przejawów tego jest m.in. reżim prawny, który skazuje poddanych brytyjskiej Korony na całkowitą bezbronność wobec przestępczości. Zarówno w sensie prawno-karnym (osoba podejmująca działania obronne w samoobronie ma niemal równie wielkie szanse trafić do więzienia, jak napastnik), jak i w sensie dostępu do narzędzi do tejże obrony.

Broń palna jest w ogóle poza przedmiotem debaty. To skądinąd o tyle dziwne, że niegdyś Wielka Brytania uchodziła za kraj ogromnie wolnościowy w tym zakresie. Dość powiedzieć, że amerykańska Druga Poprawka, gwarantująca prawo do noszenia broni, była wzorowana na rozwiązaniach angielskich. Jednak dzisiaj agresywne brytyjskie przepisy rozbrojeniowe czynią niezmiernie trudnym wejście w jej posiadanie. Przynajmniej dla większości populacji, ponieważ przestępcy oraz imigranckie gangi nie mają problemu z zaopatrzeniem się w nią.

Na broni palnej jednak nie dość – i w ostatnich latach Wielka Brytania doświadczyła także szeregu inicjatyw politycznych, które mają na celu ograniczenie dostępu nawet do noży. W zeszłym roku niedowierzanie wzbudziła zresztą nowa wersja przeznaczonego na rynek brytyjski scyzoryka. Który, aby pozostać „legalnym”, został… pozbawiony noża. To jednak w dalszym ciągu nie ogranicza zapędów kontrolnych władz.

Wielka Brytania stępiona

Premier Keir Starmer oświadczył był bowiem właśnie z przekonaniem, że do lata tego roku Wielka Brytania zakaże „mieczy ninja”. Pretekstem do tego był niedawny, incydentalny przypadek użycia takiego miecza. Co jednak wielmożny pan premier dokładnie miał na myśli, używając tego pojęcia, dokładnie nie wiadomo. Czy chce on zakazać faktycznie „mieczy ninja” sensu stricte, czy też chodziło mu ogółem o miecze japońskie – tyle, że po prostu brakuje mu wiedzy, by nawet je precyzyjnie nazwać.

Oczekiwanie od Starmera i innych polityków, nie tylko brytyjskich, by zadali sobie intelektualny trud zdobycia wiedzy dotyczącej dziedziny życia, którą chcą „uregulować” – i faktycznie wiedzieli, o czym mówią – byłoby najpewniej przerostem nadziei i optymizmu. Tymczasem kwestia nazewnictwa nie jest tu bez znaczenia, i może mieć daleko idące konsekwencje.

Warto bowiem pamiętać, że historycznie, miecze używane przez shinobi (czyli popularnych ninja), zwane ninja-tou, były dość specyficzne i wyspecjalizowane. Miały dość krótkie i raczej proste klingi, i służyły przede wszystkim do pchnięć. Różniły się tym wyraźnie od podstawowych samurajskich mieczy katana (długi) i wakizashi (krótki) – o wynalazkach w rodzaju wielkiego, dwuręcznego miecza no-dachi nie wspominając.

Jeśli traktować by słowo laburzystowskiego premiera na poważnie (żart niezamierzony), należałoby oczekiwać, że Wielka Brytania musi się spodziewać (i przygotować na omijanie) zakazu jedynie krótkich, około półmetrowych mieczy faktycznie wykorzystywanych przez historycznych ninja. Wiadomo jednak, że nie o to najpewniej chodzi – a o wszystko, co swym wyglądem przypomina samurajskie miecze, które politycy znają co najwyżej z filmów sensacyjnych.

Sprawiedliwość na „postępowo”

Arogancka pewność siebie Starmera dotycząca wprowadzenia zakazu niestety jest tu o tyle uzasadniona, że jego Partia Pracy posiada absolutną większość w Izbie Gmin. Zresztą nawet gdyby jej nie posiadał, to postawa myślowa, traktująca obywateli jako inwentarz w rękach państwa i rządu – i od których rzeczone państwo wymaga całkowitego, totalnego rozbrojenia – nie ogranicza się do Partii Pracy.

Tradycyjny konkurent, Partia Konserwatywna, w dziedzinie wolności osobistych i obywatelskich – jak i stosunku do przestępczości i bezpośrednio z nią powiązanej, masowej imigracji z Afryki i Bliskiego Wschodu – ma stanowisko na tyle podobne do Laburzystów, że wręcz ciężko znaleźć pomiędzy nimi jakieś zasadnicze różnice. Odmienne stanowisko ma, i owszem, Partia Reform. Która jednak, mimo że obecnie zbliża się do prowadzenia w sondażach, ma całych 5 deputowanych do Izby Gmin.

Tylko czekać w takim razie na wejście w życie kolejnego zakazu – który dołączy do długiej listu już obowiązujących. I do „zaskoczenia” oraz oburzenia, które politycy niechybnie okażą, gdy tak samo jak poprzednie, zakaz ten okaże się całkowicie nieskuteczny. Brytyjska policja zaś, po dawnemu, nie będzie zapewne nadmiernie gorliwie ścigać czarnych i muzułmańskich gangów (które np. przerzucą się na maczety) – bo jeszcze wtedy oskarżono by ją o rasizm.

Tak, jak to przykładowo miało miejsce w słynnej sprawie pakistańskich gangów gwałcicieli z Rotherham, przez całe lata tolerowanych i chronionych przez władze i policję – żeby przypadkiem nie okazać ich członkom rasizmu. Policja ma zresztą ważniejsze zadania. Jak na przykład prześladowanie autorów „obraźliwych” i „niewrażliwych” wpisów na X/Twitterze. Albo, już niedługo, także ściganie kolekcjonerów historycznej broni, którzy będą mieli czelność cenić swoją pasję oraz prawo własności wyżej niż arogancki dyktat Starmera – i nie pozbędą się swoich mieczy.

Któż mógłby się dziwić, że Wielka Brytania traci coraz więcej mieszkańców, zwłaszcza tych zamożniejszych – a mających dość ekscesów władz?

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.