Środki na drogi – w zależności od dzieci. Transport finansowany po nowemu

Sekretarz transportu USA, Sean Duffy, wydał zarządzenie, w myśl którego przy przyznawaniu środków resortu uwzględniane mają być współczynniki urodzeń dzieci oraz małżeństw w danej okolicy. Ma to promować te rejony, gdzie rodzin z dziećmi jest więcej – i w ten sposób długofalowo ukierunkować inwestycje w transport tam, gdzie najwięcej przyszłych obywateli będzie mogło z nich skorzystać. A przy okazji – stanowić także zachętę do polityki prorodzinnej na poziomie lokalnym.

Transport w Ameryce, w tym zwłaszcza infrastruktura drogowa, stanowi najczęściej kompetencję władz lokalnych. Te ostatnie na wielką skalę korzystają jednak z federalnych grantów. Także inne dziedziny polityki komunikacyjnej, jak transport zbiorowy i publiczny, w znacznej mierze zależą – a czasem wręcz „wiszą” na środkach z budżetu federalnego.

Ten ostatni, zgodnie z zapowiedziami Donalda Trumpa, ma być znacznie okrojony, zaś sam dostęp do finansowania – poddany znacznie ostrzejszym kryteriom niż do tej pory To oczywiście wynika z rozbudowanych schematów wyprowadzania środków publicznych za pośrednictwem „grantów” i „kontraktów” dla podejrzanych NGO-sów i „non-profitów”, jakie w różnych instytucjach i agencjach rządu federalnego odkrył Departament ds. Rządowej Efektywności (DOGE).

Jego działalność, ze wsparciem sekretarza Duffy’ego, nie ominęła także resortu Transportu. Wiele miast i hrabstw w USA przyzwyczaiło się jednak polegać na federalnych zapomogach przy realizacji inwestycji drogowych. Obecnie transport publiczny w wielu dużych miastach jest w praktyce utrzymywany przez federalnego podatnika za pomocą wielostopniowych grantów. To się może teraz zmienić.

Kto dostanie więcej na transport?

W myśl zarządzenia, które swoim podwładnym wydał Duffy, przy rozpatrywaniu wniosków o dofinansowanie inwestycji w transport na poziomie lokalnym i stanowym federalni decydenci będą teraz brać pod uwagę to, jakim dany region cechuje się współczynnikiem małżeństw i dzietności.

Z pobieżnej analizy amerykańskich realiów wynika przy tym, że najwyższymi wartościami pod tym względem mogą pochwalić się regiony, które są raczej słabo skomunikowane. Z kolei odbiorcami największych subsydiów na transport publiczny i jego rozwój były stany, które rzeczone współczynniki mają najniższe w kraju.

„…niniejsze zarządzenie aktualizuje i przywraca zasady i standardy podważające polityki, programy i działania Departamentu Transportu Stanów Zjednoczonych, by polegały [one] na rygorystycznej analizie danych ekonomicznych i pozytywnych obliczeniach kosztów i korzyści”

~ z zarządzenia sekretarza Seana Duffy’ego

Zarządzenie może więc zapowiadać zakręcenie kurka z pieniędzmi dla władz lokalnych, które najmocniej przyzwyczaiły się z nich korzystać. Sprawa może mieć też oczywiście wydźwięk polityczny. Rzecz bowiem w tym, że na nowej polityce stracą regiony głosujące najczęściej na Demokratów, zyskają zaś te popierające Republikanów.

To z kolei można uznać za „rewanż” za działania administracji Bidena, która pompowała miliardy dolarów w „ekologiczne” projekty transportowe w stanach przychylnych Partii Demokratycznej. Jak choćby słynny projekt szybkiej kolei w Kalifornii – który obecnie jest przedmiotem postępowania. A który w założeniu miał kosztować 33 miliardy, koszt ten urósł jednak już do 100 miliardów, zaś linii kolejowej dalej nie ma.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.