Postępy absurdu: narkomania na koszt podatnika. „Narkomaty” na ulicach biją rekordy popularności

Automaty, które Nowy Jork zainstalował na ulicach miasta, biją rekordy popularności. Oczywiście ta popularność jest ekstremalnie wybiórcza: ekstremalnie popularne są one pośród narkomanów. Pośród zwykłych mieszkańców – już tak jakby nie do końca. Ale kto by się nimi przejmował…

Urządzenia te pojawiły się na nowojorskich ulicach niecałe cztery miesiące temu. Roboczo określić je można jako „narkomaty”. Dystrybuują bowiem – za darmo – utensylia do tzw. ćpania wszystkim chętnym. Oby narkomania rosła w siłę, a nowojorczykom ćpało się łatwiej, można by sparafrazować…

Zawierają one takie niezbędne do przetrwania w Nowym Jorku akcesoria jak „zestawy do metaamfetaminy” czy fajki do palenia cracku. O podstawach w rodzaju strzykawek czy prezerwatyw nie wspominając. Jako listek figowy, są też testy na obecność fentanylu oraz Narcan.

"Narkomat" na ulicy, Nowy Jork
Narkomat na ulicy, Nowy Jork. Źródło: NY Post.

Populacja narkomanów miasta Nowy Jork naturalnie jęła zeń korzystać z entuzjazmem. W istocie bowiem czemu by nie miała, skoro wcześniej musieli za to płacić? „Narkomaty” owe okazały się tak popularne, że pracownicy miasta muszą je uzupełniać dwa razy w tygodniu.

Nowy Jork i jego priorytety

Wszystko naturalnie finansują podatnicy. Pośród nich nie sposób mówić o popularności pomysłu: najpierw zmuszeni są płacić wysokie podatki (a Nowy Jork jest pod tym względem chciwy), by potem, „w nagrodę”, mieć przyjemność poruszania się po ulicach pełnych narkomanów. No deal stulecia…

„Narkomaty” owe bowiem – cóż za zaskoczenie – przyciągają populację narkomanów, którzy zaczynają dookoła nich antyszambrować i przesiadywać. A władze miasta w swej łaskawości ustawiły je w okolicach mieszkalnych. Naturalnie po to, żeby nie „stygmatyzować” biednych uzależnionych.

W efekcie tego niektórzy boją się wypuszczać dzieci same na ulice. Oczywiście taka ostrożność w nieco dystopijnych realiach, która toczy Nowy Jork, nie była zbędne już wcześniej. Jeśli jednak ktoś ważył by się sytuację skrytykować, od razu spotkałoby go tzw. cancelowanie za „brak humanitaryzmu”.

Jak twierdzą bowiem aktywiści i niektóre media, pomysł „działa!”. Jedynym jednak kryterium, pod którym ów oceniają, jest „troska” (poprzez umożliwianie nałogu!) o „najsłabszych”. Czyli narkomanów. Natomiast aspekty takie jak przestępczość czy jakość życia nie są brane pod uwagę. Bo i po co.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!