Nowojorskie metro śledzi gapowiczów za pomocą AI. Sztuczna inteligencja w roli „kanara”

Metropolitarny Zarząd Transportu (MTA), odpowiedzialny za tamtejsze metro, chce walczyć ze spadkiem wpływów. Zamiast jednak zadbać o poprawę stanu higieny czy „wykolegować” z metra aktywnych tam kryminalistów, zgodnie z najlepszą biurokratyczną tradycją planują zwiększyć kontrolę i ścigać tych, których poziom usług metra zniechęca do płacenia za bilety.

W ostatnim czasie Nowy Jork nie przeżywa okresu swojej największej świetności. Olbrzymia metropolia zmaga się z licznymi problemami, pośród których ogromne ceny (i jeszcze wyższe podatki lokalne), odpływ mieszkańców, puste przestrzenie biurowe to jedynie niektóre z nich.

Poczesne miejsce pośród bolączek miasta zajmuje przestępczość i subkultury etnicznych gangów, które do spółki z kontrowersyjną polityką miejscowej prokuratury (objawiająca się np. niechęcią do stawiania zarzutów sprawcom masowo popełnianych aktów złodziejstwa, i zarazem upartym ściganiem tych, którzy legalnie użyją siły, broniąc się przed przestępstwem) skutkują „ciekawym” efektem.

Jednym ze zjawisk, które urosło niemalże do rangi miejskiego sportu, jest przeskakiwanie nad bramkami w drodze do metra zamiast płacenia za bilety. Metro, podstawowy tam środek transportu, od dawna uchodzi za niedoinwestowane, na dodatek nie poraża swoją higieną i estetyką (przynajmniej nie w pozytywnym sensie), postrzegane jest też jako miejsce dość niebezpieczne.

Zobacz też: Bank of America na cenzurowanym? Fala krytyki bankowej samowoli

To ostatnie jest skutkiem tego, że przewija się przez nie duża ilość narkomanów, chuliganów oraz osób bezdomnych – co zaś jeszcze bardziej rzucające się w oczy, władze zdają się być mało podatne na apele o oczyszczenie metra z wyżej wymienionych indywiduów (ba, to wysuwający takie pomysły bywają oskarżani o „rasizm” i „mówienie z uprzywilejowanej perspektywy”…).

W tym kontekście nie zaskakuje fakt, że szerokie kręgi użytkowników starają się unikać płacenia za bilety – a w istocie płacenia drugi raz, metro bowiem jest przecież w istotnej mierze finansowane z pieniędzy podatników.

.

Go go, kanar-rangers!

Co w takiej sytuacji zrobiły instytucje odpowiedzialne? Naturalnie postanowiły wzmocnić kontrolę! Jak poinformował Metropolitarny Zarząd Transportu (MTA), system 10 tys. kamer zainstalowanych w metrze, które nader często okazują się bezużyteczne w zapobieganiu rabunkom i napadom, otrzyma bardziej produktywne z punktu widzenia urzędników zadanie, jakim będzie śledzenie gapowiczów.

System ów zostanie sprzęgnięty oprogramowaniem wykonanym przez firmę AWAAIT, wykorzystującym rozwiązania z zakresu AI. Będzie ono wykrywać przypadki popełnienia bileto-zbrodni, rejestrować dane i wizerunki (!) osób podejrzanych (podejrzanych – nie zaś skazanych; innymi słowy, korzystających z zasady domniemania niewinności, w teorii przynajmniej) oraz przesyłać je urzędnikom i pracownikom MTA.

Ten ostatni naturalnie się ich nie pozbędzie, lecz będzie je gromadzić w swoich archiwach. Ma się to odbywać „przez czas określony”, choć niestety nie podano, jak bardzo określony, ani kto konkretnie będzie to określać. Zebrane dane mają być wykorzystane w celu planowania „inspekcji” przez kontrolerów. Wspomniana firma AWAAIT bez szczególnego skrępowania reklamuje swoje narzędzie jako doskonały instrument kontroli:

Zgodnie z polityką MTA, dane nie mają być przekazywane nowojorskiej policji, choć polityka ta nie wynika z chęci choć częściowego poszanowania konstytucyjnych praw i prywatności osób rejestrowanych bez nakazu sądowego, lecz raczej z woli ochrony przed aresztowaniem wspomnianych narkomanów, bezdomnych oraz członków gangów przed aresztowaniem (w ramach „budowania zaufania z marginalizowanymi społecznościami” – jakkolwiek mocno nie trąciłoby to duchem Bareji).

MTA twierdzi, że w zeszłym roku stracił 285 milionów dolarów z uwagi na gapowiczów. Wykorzystując nowe narzędzia AI, a także rozmieszczane na stacjach fizyczne bariery, Zarząd liczy na wymuszenie większych wpływów pieniężnych. O prawie ludzi do bycia nie-śledzonymi, również tych, którzy nie przeskakują nad barierkami – a mimo to są inwigilowani – taktownie nie wspomniano.

.

Archipelag CCTV

Nowy Jork i wchodnie wybrzeże USA są z pewnością daleko od RP i jej spraw. Zapewne niejeden stanowiący treść newsów problem stamtąd się wywodzący ma charakter endemiczny i dla polskiego czytelnika będzie co najwyżej ciekawostką. Zwłaszcza jeśli dotyczy tak, w teorii, niezbyt ważnej wiadomości. Nie w tym jednak tkwi jej wartość, lecz raczej w analogii, którą jak najbardzej można odnieść do naszych realiów.

Zobacz też: Facebook pod topór za naruszenia prywatności? Krótki deadline od Norwegów

Warto bowiem uzmysłowić sobie na praktycznych przykładach, na jakie manowce może zmierzać rozwój i wykorzystanie technologii. Oczywiście, nie jest to nic nowego – niestety historia, przynajmniej w odniesieniu do ostatniego stulecia, każe postrzegać takie przypadki bardziej jako regułę niż wyjątek. Nie jest to jednak w żaden sposób przesądzone.

Nie od rzeczy będzie zatem rozważenie, na ile bliskie i realistyczne są podobne przypadki zaprzęgnięcia technologii nie w interesie indywidualnej jednostki, lecz aby podporządkować ową jednostkę czyjemuś interesowi. O ile, oczywiście, zabraknie wystarczająco donośnych głosów protestu przeciw bezrefleksyjnemu śledzeniu i szpiegowaniu w każdej dziedzinie życia.

Tych natomiast nie będzie, jeśli doniesienia – choćby w postaci mało ważnej ciekawostki z drugiej połowy globu (no, może bardziej „przerażajostki”) – nie uczynią zainteresowanej publiki ostrzeżoną i zaalarmowaną. Tak, by również w odleglejszej przyszłości perspektywa zatrudnienia Terminatora jako tzw. kanara w metrze pozostała jedynie złym snem.

.

Może Cię zainteresować:

Komentarze