„Podatek od snu”. Politycy w szale poszukiwań pieniędzy

Stan Maryland wprowadzi daninę, którą krytycy określają jako podatek od snu. Na skutek swoich dotychczasowych działań, rządzący stanem politycy są bowiem w rozpaczliwej potrzebie finansowej. I usiłują opodatkować wszystko, co tylko się da.

Historia ludzkości pełna jest przypadków nienasyconej chciwości rządów i związanej z nią kreatywności w znajdowaniu sposobów na odebranie ludziom ich pieniędzy, by przetransferować je do wiecznie dziurawej kiesy rządowej. Człowiek zdążył w swoich dziejach wymyśleć tak absurdalne podatki jak te od ognia, okien, toalet publicznych, oficjalnie sankcjonowanego rabunku, solenia w kuchni, oddychania świeżym powietrzem czy nawet „emisji” gazów fizjologicznych.

Słowem, wszystkich niemal rodzajów aktywności gospodarczej i pozagospodarczej, jakie zdołano określić i sklasyfikować. Prócz samej aktywności opodatkowywano też nie-aktywność – choć pośrednio, przez różne formy podatku od majątku, zmniejszające jego wartość z czasem i wymagającego ciągłego działania, by ten majątek utrzymać. Jeszcze nigdy natomiast nikt chyba nie wpadł na to, by pretekstem do wyciśnięcia od ludzi pieniędzy była tak naturalna potrzeba jak sen.

A na taki właśnie pomysł wydaje się, że wpadli właśnie amerykańscy politycy ze stanu Maryland. Podatek od snu, jak to szyderczo określono, został właśnie uchwalony przez tamtejszy parlament. House Bill 858, zgłoszony przez mających absolutną większość w lokalnej legislaturze Demokratów, nie jest rzecz jasna w stanie wymierzyć podatku od samej czynności snu. Przewiduje jednak dodatkowe opłaty, które będą musieli ponosić nabywcy materaców.

Podatek tu, podatek tam, pieniędzy wciąż potrzeba nam

Oficjalnym pretekstem do jej nałożenia jest, jakżeby inaczej, ekologia. Demokraci argumentują, że nie, wcale nie chodzi tu o zapełnienie rekordowej dziury w stanowym budżecie – lecz o fakt, że materaców nikt jakoby nie chce recyklingować. Nie podano, w jaki sposób to miałoby się zmienić. Jak dodają złośliwi, nie byłby to jednak pierwszy przypadek podobnych działań „ekologicznych”. Których „ochrona przyrody” sprowadza się wyłącznie do wymuszania opłat na rzecz rządu.

Nie podoba się? Śpij na podłodze. Albo udaj się z zakupem kilkadziesiąt kilometrów dalej. Maryland to relatywnie bardzo niewielki stan, i zewsząd jest tam blisko do Wirginii czy Pensylwanii. Obserwatorzy już wskazują, że efektów podatek przypuszczalnie nie przyniesie żaden – poza tym, że przyniesie straty stanowym sprzedawcom mebli, jednocześnie napędzając zyski tym spoza stanu. W efekcie tego Maryland może nawet odnotować stratę przychodów budżetowych.

Nic to – władze stanowe z pewnością nie będą miały problemu z wymyśleniem pretekstu, by nałożyć kolejny podatek. A jeśli publika będzie się burzyć – zawsze mogą postąpić tak, jak przy okazji zakupów metali szlachetnych w tym stanie. Z opodatkowania których politycy po fali sprzeciwu się wycofali, tylko po to, by znów skrycie dopisać ten podatek, ukryty w innej ustawie.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.