Żak aresztowany. Sprawcę wypadku – i perfidnej próby wrobienia – zatrzymano w czasie ucieczki. Wnioski ze sprawy
Łukasz Żak, który spowodował ogromnie głośny wypadek na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie, został aresztowany. Do ujęcia Żaka, który zbiegł natychmiast po wypadku, doszło (wedle ustaleń TVN24) w Niemczech, w wyniku współpracy polskich i niemieckich służb. Jutro prokuratura przedstawić ma więcej szczegółów sprawy.
Gwoli przypomnienia – 26-letni Łukasz Żak, niemal na pewno prowadząc samochód pod wpływem alkoholu – uderzył w tył innego pojazdu, którym jechała czteroosobowa rodzina. Żak prowadził wypożyczonego „na słupa” Volkswagena Arteona, sam miał bowiem na koncie wyroki i zakazy prowadzenia. Które w oczywisty sposób, konsekwentnie ignorował.
W wyniku zderzenia zginął ojciec dwójki dzieci, zaś ich matka oraz czteroletni chłopiec i ośmioletnia dziewczynka odnieśli rany Ciężkie obrażenia dotknęły też 22-letnią Paulinę, pasażerkę Żaka i jego dziewczynę – jeśli można w ten sposób określić osobę, z którą był raptem od miesiąca. Ewidentnie nie poczuwał się bowiem wobec niej do jakiejkolwiek empatii.
Od razu bowiem po wypadku Żak oraz jego pozostali pasażerowie – Damian J., Maciej O., i Mikołaj N. – konspirowali, jak „wrobić” nieprzytomną i połamaną Paulinę w odpowiedzialność za winę Żaka. W tym celu mieli nie tylko nie udzielić jej pomocy, ale też uniemożliwiać to innym. Martwi, jak wiadomo, nie mogą się bowiem bronić…
Trzech dżentelmenów aresztowano już wcześniej za nieudzielenie pomocy – a być może spotkają ich także zarzuty o usiłowanie zabójstwa. Żak, który dyplomatycznie zniknął z miejsca zdarzenia, miał skontaktować się z szeregiem osób, deklarując wolę ucieczki (choć w sposób noszący znamiona świadomej dezinformacji – każdej bowiem osobie miał powiedzieć co innego).
Po co są w Polsce przepisy drogowe?
W całej sprawie nie sposób uciec od pewnych smutnych wniosków. Mianowicie – system walki z drogowymi recydywistami w RP, to, krótko mówiąc, kpina. Przepisy drogowe w Polsce nie są szczególnie przyjazne.
Tysiące kierowców kara się mandatami za administracyjne uchybienia. Tysiące kandydatów na kierowców musi wielokrotnie powtarzać koszmarnie drogie egzaminy (i nabijać kabzę egzaminatorom) z powodu drobnych i nieznaczących uchybień. W tym samym czasie po ulicach – i z poczuciem faktycznej bezkarności – poruszają się osoby takie jak Łukasz Żak i jemu podobni.
Lista tych ostatnich jest niestety długa. Nie tak dawno głośno było o innym wypadku na autostradzie A1, w którym zginęła cała rodzina. Jego sprawca również wydawał się być ponad prawem – jak gdyby nigdy nic uciekł do Dubaju. Zapewne nic wspólnego nie miał z tym fakt, że i on był dobrze „powiązany”, majętny i miał krewnego w policji…
A i można wspomnieć pewne piosenkarki (ekhm, Kozidrak…), dziennikarzy (ekhm, Najsztub…) czy słynnego „Froga”. Wszyscy oni wydają się funkcjonować w obrębie jakieś lustrzanej rzeczywistości. W której jedni kierowcy, ci zwykli i szarzy, są sekowani są przy byle okazji. Ci drudzy zaś, ci „lepsi”, robią sobie co chcą, za nic mając prawo i bezpieczeństwo innych. I co ważniejsze, robią to, zdawałoby się, zupełnie bezkarnie.
Złe precedensy tworzą złe prawo
Trzeba też jednak mieć na względzie jeszcze jedną kwestię. Przy okazji tragedii takich jak ten wypadek – znamiennych tym, że zawinionych od początku do końca przez człowieka, i to w sposób jednoznacznie świadomy – łatwo jest bowiem popaść w pokusę domagania się prostych rozwiązań. Celują w tym oczywiście przedstawiciele państwa oraz ich polityczny apologeci.
„Proste” rozwiązania, które przy takich okazjach padają, najczęściej sprowadzają się do zaostrzenia przepisów w jakiejś kwestii. Oraz oczywiście zwiększenia władzy organów państwowych w celu ich egzekwowania. Ostrzejsze normy, więcej kontroli, więcej zamordyzmu… schemat niestety znany.
Ciekawe zresztą, że zawsze idzie to tylko w tę jedną stronę – wiecznego zwiększania i zwiększania. Nawet wtedy, gdy tragedia jest efektem zaniedbania właśnie tych organów. Tych samych, które miałyby w jej efekcie zostać za swoje niedociągnięcia „wynagrodzone” większą władzą i budżetem. Ale to dygresja.
W każdym razie, istotne jest, by nie tracić z oczu oczywistych, choć być może nie korespondujących z emocjonalnym podejściem faktów. Łukasz Żak był osobą wielokrotnie karaną, miał na koncie sprawy narkotykowe i jazdę na gazie. Pięciokroć orzekano wobec niego zakaz prowadzenia pojazdów. Jaki efekt miałoby wobec niego uprzednie zaostrzenie prawa? Ano żadne.
Żak zignorowałby je – tak samo, jak zignorował wszelkie poprzednie przepisy, restrykcje i wyroki. Nie zignorowaliby ich natomiast normalni, uczciwi kierowcy, których miliony codziennie korzystają z samochodów w życiu. To oni ponieśliby ciężary i konsekwencje pogardy Żaka dla innych ludzi i ich dobrostanu.
W tym kontekście łudzenie się, że kolejne zwiększanie norm, wymogów, zakresu kontroli etc. miałoby jakikolwiek wpływ na Żaka i podobną mu kategorie osób, jest nie tylko oderwane od rzeczywistości. Jest też po prostu szkodliwe. I warto – będąc myślami z ofiarami tragedii – nie popaść w zwodniczą pułapkę szybkich i drakońskich zmian w prawie, które rzekomo miałyby zapobiec jej powtórzeniu.