Trump nie odpuszcza. Zapowiedział, że Grenlandia będzie należeć do USA. Bo chcą tego mieszkańcy wyspy

Grenlandia ponownie przyciąga uwagę mediów. Jednak nie za sprawą tego, co dzieje się na samej wyspie, ale z powodu zainteresowania nią Donalda Trumpa. Przyszły prezydent USA wrócił do tematu sprzed kilku lat i ponownie stwierdził, że kontrola nad największą wyspą świata byłaby dla jego kraju bardzo korzystna.

Wraca Trump, wracają plany powiększania USA

Wypada chyba napisać, że historia zatoczyła koło. W czasie swojej pierwszej prezydentury Donald Trump wyraził zainteresowanie przejęciem Grenlandii. Chciał ją po prostu kupić. Jednak władze samej wyspy, jak i Danii, od której zależny jest ten wielki kawał ziemi, uznały propozycję za absurdalną. Skończyło się na dyplomatycznym skandalu. Temat umarł wraz wyprowadzką Trumpa z Białego Domu.

Listopadowe wybory w USA sprawiły jednak, że Trump wraca na szczyty władzy. A wraz z nim przynajmniej część starych pomysłów. Ten dotyczący przejmowania duńskiej wyspy wypłynął przy okazji prezentacji ambasadora USA w Kopenhadze. Został nim Ken Howery – biznesmen i dobry znajomy Elona Muska. Informując o tej nominacji, Trump zaznaczył, że Grenlandia nie przestała go interesować. Kontrolę nad nią uznał za „absolutną konieczność”.

Grenlandia to nie tylko lód. Potencjał wyspy jest olbrzymi

Niektórzy zastanawiają się pewnie, po co komu wielki obszar pokryty kodem? Akurat w tym przypadku Donald Trump nie mija się z prawdą pisząc i mówiąc o bezpieczeństwie narodowym powiązanym z tą wyspą. Wystarczy spojrzeć na mapę. Najkrótsza droga z Europy do USA biegnie właśnie tędy. Już teraz znajdują się na niej amerykańskie wojska. Przykładem baza lotnicza Thule, która od niedawna pełni nawet rolę bazy Sił Kosmicznych.

Strategiczne położenie to jedno. Do tego dochodzą np. surowce. Listę otwierają ropa i gaz, ale wyliczanka jest znacznie dłuższa i zawiera np. metale ziem rzadkich, które odgrywają wielką rolę we współczesnej gospodarce. W grę wchodzą też połowy ryb na wielką skalę. Potencjał gospodarczy wyspy jest naprawdę duży. Ale niewykorzystany, bo eksploatacja zasobów zapewne doprowadziłaby do degradacji środowiska naturalnego. Tymczasem Grenlandia posiada największy na świecie park narodowy, który zajmuje niemal połowię powierzchni wyspy.

Grenlandczycy sami wybiorą USA?

Trump nie jest pierwszym prezydentem USA, któremu chodzi po głowie przejęcie tego obszaru. Amerykanie patrzyli w tym kierunku nim przyszły lokator Białego Domu pojawił się na świecie. Czy to marzenie w końcu się ziści? Cóż, wydaje się mało prawdopodobne, by na taki układ poszli Duńczycy. Minister obrony tego kraju zapowiedział nawet w ostatnich dniach inwestycje w obecność wojskową swojego kraju na wyspie. Raczej nie chodzi o ochronę przed USA, ale przekaz jest dość jasny: nie ruszymy się stąd.

W tym wszystkim trzeba mieć na uwadze, że Grenlandia cieszy się sporą autonomią. Gdyby lokalna ludność chciała się całkowicie wybić na niepodległość, być może udałoby się ten proces zrealizować. Tak rozległe terytorium, leżące w newralgicznym punkcie na planecie i dysponujące tak nieliczną grupą obywateli (kilkadziesiąt tysięcy osób) zapewne szybko potrzebowałoby nowego „przyjaciela”. Ochroniarza. Czy będą nim USA?

Premier Grenlandii, Mute Egede, po ostatniej wypowiedzi Trumpa stwierdził, że wyspa nie jest na sprzedaż. Dodał też, że nigdy nie będzie, ale na jego miejscu nie zapędzałbym się z tego typu deklaracjami. Donald Trump w świątecznych życzeniach zapowiedział, że USA będą na wyspie. Bo… chcą tego sami Grenlandczycy.

Na koniec warto przypomnieć, że Donald Trump ostrzy sobie zęby nie tylko na największą wyspę świata. Niedawno zakomunikował, że kolejnym stanem USA powinna zostać Kanada. Więcej na ten temat przeczytacie w tym tekście.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.