Elon Musk zbombardował Polskę. Szczątki rakiety SpaceX spadły na tereny zamieszkane
Mieszkańcy zachodniej Polski mieli dzisiaj niecodzienną pobudkę – plotki sąsiedzkie wspominały o tajemniczych, nocnych rozbłyskach na niebie oraz dziwnym odkryciu na terenie hurtowni w Komornikach pod Poznaniem. Okazało się, że nad ranem z nieba spadł tam duży obiekt przypominający rozerwany zbiornik. Specjaliści nie mają już większych wątpliwości: to prawdopodobnie fragment drugiego stopnia rakiety Falcon 9 firmy SpaceX. Kilka godzin później w pobliskich Wirach w lesie odnaleziono kolejny, identyczny element.
Grom z jasnego nieba
W poniedziałek nad ranem (19 lutego) wiele osób w zachodniej Polsce – między innymi w Poznaniu, Gorzowie Wielkopolskim, Lesznie czy okolicach Berlina – zaobserwowało spektakularny deszcz ognistych smug na niebie. Początkowo przypominały one zwykły rój meteorów. Szybko jednak pojawiły się doniesienia od popularyzatorów astronomii, że może chodzić o szczątki drugiego stopnia rakiety Falcon 9, które weszły w atmosferę w sposób niekontrolowany.
Tuż po godzinie 9:20 pracownicy hurtowni w Komornikach odkryli na swoim zamkniętym terenie nietypowy, spory przedmiot. – „Obiekt wielkości około półtora metra na metr, przypominający rozerwany zbiornik kompozytowy” – relacjonowała początkowo policja. Monitoring hurtowni nagrał między innymi porozrzucane słupy lamp około godziny 4:32, co może wskazywać, że to właśnie wtedy doszło do upadku znaleziska.
Młodszy aspirant Anna Klój z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu zaznaczyła, że teren natychmiast został zabezpieczony. – „Musimy mieć pewność, że wejście w pobliże obiektu jest bezpieczne. Dlatego w akcji uczestniczą pirotechnicy i grupa ratownictwa chemiczno-ekologicznego” – wyjaśniała. Na miejsce wysłano robota, który miał sprawdzić, czy zbiornik nie wydziela żadnych substancji chemicznych lub gazów.
Nikt nie odniósł obrażeń, ale sam obiekt wzbudził sensację. Kilka godzin później, około godziny 15:30, w okolicznym lesie we wsi Wiry znaleziono drugi, identyczny zbiornik.
Czym są odnalezione elementy?
W ocenie Karola Wójcickiego, popularyzatora astronomii i autora profilu „Z głową w gwiazdach”, oba znalezione elementy to tzw. COPV – kompozytowe zbiorniki ciśnieniowe służące do przechowywania helu. W rakietach Falcon 9 tego typu zbiorniki odpowiadają za utrzymanie prawidłowego ciśnienia w głównych zbiornikach paliwowych. Pozwalają one również zapobiegać zapadnięciu się zbiornika podczas pracy silników i zapewniają stały przepływ paliwa.


Zbiorniki COPV wykonane są z metalowego rdzenia wzmocnionego włóknem węglowym, co gwarantuje im dużą wytrzymałość i niewielką masę. Podobny element spadł w 2021 roku na farmę w stanie Waszyngton w USA, a firma SpaceX potwierdziła wtedy, że pochodził właśnie z drugiego stopnia Falcona 9.
Planowane i nieplanowane wejścia w atmosferę
Rakieta Falcon 9, której fragmenty najpewniej spadły na ziemię pod Poznaniem, wystartowała 1 lutego 2025 roku z bazy Vandenberg w Kalifornii, wynosząc na orbitę 22 satelity Starlink V2 Mini (misja grupy 11-4). Zadaniem drugiego stopnia było umieszczenie ładunku na docelowej orbicie, a następnie kontrolowana deorbitacja nad oceanem. W takich operacjach SpaceX zazwyczaj uruchamia silnik próżniowy, by sprowadzić rakietę w atmosferę nad terenami niezamieszkanymi.
Tym razem – jak twierdzi Karol Wójcicki – coś poszło niezgodnie z planem. Zamiast kontrolowanego zejścia z orbity rakieta spłonęła nad Polską w sposób niekontrolowany, prawdopodobnie przed wyznaczonym czasem. Większość elementów uległa spaleniu w atmosferze, ale przynajmniej dwa zbiorniki COPV przetrwały i spadły na ziemię.
Polska Agencja Kosmiczna (POLSA) przyznała, że trajektoria lotu drugiego stopnia Falcon 9 była wcześniej znana europejskim służbom monitorującym przestrzeń kosmiczną (EUSST). Nocne rozbłyski widoczne na niebie między 4:46 a 4:48 wynikały z niekontrolowanego wejścia rakiety w atmosferę.
Służby reagują
Na miejsce zdarzenia w Komornikach skierowano grupę ratownictwa chemiczno-ekologicznego, policjantów z grupy rozpoznania minersko-pirotechnicznego oraz pirotechnicznego robota. – „Najpierw chcieliśmy wykluczyć wszelkie zagrożenia chemiczne czy radiacyjne. Dopiero później możliwe było przeprowadzenie oględzin” – podkreślał młodszy aspirant Martin Halasz z wielkopolskiej Państwowej Straży Pożarnej.
Teren zabezpieczono, a policja – jak zapowiedział rzecznik prasowy wielkopolskiej komendy mł. insp. Andrzej Borowiak – powiadomiła o zdarzeniu Polską Agencję Kosmiczną. – „Przedmiot trafi prawdopodobnie do policyjnego magazynu. Tam specjaliści i pracownicy POLSA będą mogli przeprowadzić dokładne oględziny” – dodał Borowiak.
Z kolei wiceszef POLSA pułkownik Marcin Mazur poinformował, że Agencja jest w kontakcie ze SpaceX. – „Takie przypadki, kiedy fragment rakiety nie spala się w atmosferze i spada na ziemię, są rzadkie. Będziemy wyjaśniać wszystkie okoliczności” – podkreślił w rozmowie z mediami.
„Kosmiczny śmieć” czy powód do niepokoju?
Podobne incydenty, kiedy elementy rakiet nie ulegają pełnemu zniszczeniu w atmosferze, zdarzają się okazjonalnie. Najczęściej kontrolowane zejście drugiego stopnia Falcona 9 nad oceanem w pełni rozwiązuje problem. W 2021 roku SpaceX poprawiło procedury po tym, jak szczątki Falcona 9 trafiły na jedną z amerykańskich farm, nie powodując większych szkód.
Eksperci podkreślają, że ryzyko związane z takim zjawiskiem jest niewielkie – zdecydowana większość elementów rakiet spalana jest w trakcie ponownego wejścia w atmosferę. Jednak wraz z rosnącą liczbą startów i większą ilością tzw. „kosmicznych śmieci” rośnie również prawdopodobieństwo podobnych sytuacji.