Czyja jest Zatoka Meksykańska? Meksyk chce o to pozwać Google

Prezydent Meksyku, Claudia Sheinbaum, wezwała koncern Google, by „postawił” się Donaldowi Trumpowi. Chodzi o nieoczekiwanie drażliwą i zapalną kwestię, jaką stała się Zatoka Meksykańska. A konkretnie – jej nazwa.

Warto zauważyć, że nie chodzi tu nawet o kontrolę nad jej wodami czy zasobami dostępnymi pod jej dnem – co akurat byłby w istocie historycznie zrozumiałym powodem spięcia między państwami. Wydawałoby się, że kwestia taka jak nazwa jest rzeczą wręcz trywialną. Wydaje się jednak, że potraktowano ją w kategoriach dumy narodowej – po obydwu stronach rzeki Rio Grande.

Zatoka Meksykańska od teraz jest Amerykańska

Spór zaczął się od tego, że Donald Trump zmienił, jak wiadomo, oficjalną nazwę, pod którą znana jest zatoka, o której mowa. Zamiast „Zatoka Meksykańska” w oficjalnych dokumentach oraz urzędowej komunikacji w USA jest teraz znana jako „Zatoka Amerykańska”. W oryginale – „Gulf of America” zamiast ”Gulf of Mexico”. Trump dokonał tej nazwy swoim zarządzeniem wykonawczym, na które nie potrzebował aprobaty Kongresu.

Uzasadnieniem zmiany był fakt, że zatoka ta w większej części należy do USA. Podobnie linia jej wybrzeża to w przeważającej części wybrzeże amerykańskie (należące, jak wyszczególnia skrupulatnie dekret Trumpa, do stanów Teksas, Luizjana, Mississippi, Alabama orz Floryda). Mając to na względzie, znany z nieprzesadnego przejmowania się opiniami sąsiadów i „partnerów” Trump uważa za zasadne jej zmianę.

Dekret Trumpa – Zatoka Meksykańska ma stać się Zatoką Amerykańską

W ślad za tym przyszły energiczne działania, by nazwę tę wprowadzić do użytku. Wręcz zaskakująco energiczne (tj. z większą energią, niż w niektórych innych krajach realizowane są decyzje o znacznie większym kalibrze).

Liczni internauci z USA zaczęli zatem prześcigać się w różnych kombinacjach, w których można użyć terminu „Zatoka Amerykańska”. Amerykańskie linie lotnicze poczynają informować pasażerów, że lecą nad „Gulf of America”. Zaś w stanowym parlamencie Florydy pojawił się projekt ustawy obligującej do użycia tego terminu w pracy instytucji publicznych.

Poczucie dumy na miarę naszych możliwości

To oczywiście uruchomiło falę reakcji (a zwłaszcza irytację) w Meksyku. Kraj ten, jak można się było tego spodziewać, w odruchu poczucia urażonej godności zbiorowej oświadczył stanowczo, że żadnej zmiany nie przyjmuje do wiadomości. I nadal zamierza określać morze na zachód od swojego terytorium jako „Zatoka Meksykańska”

Kwestią, która stała się drzazgą w palcu obydwu krajów (a zwłaszcza ich przywódców) – a przy tym widocznym atrybutem, czyje górą – okazały się mapy Google. Trump szybko wywarł nacisk na to, by firma zmieniła wyświetlaną w swym serwisie nazwę. I w istocie, nazwa uległa zmianie, choć nie bez zabawnych absurdów (np. po odpowiednim przybliżeniu nazwa znów z „Zatoki Amerykańskiej” stawała się „Zatoką Meksykańską”).

Naturalnie, Meksyk zareagował żądaniem cofnięcia zmian. Prezydent Meksyku, wzywając firmę do kroku wstecz, poinformowała zarazem, że jej rząd rozważa pozew wobec Google’a. Tak, by sądownie zmusić firmę do właściwej tytulatury. Pytanie tylko, do czyjego sądu ten pozew miałby trafić, amerykańskiego czy meksykańskiego? Z góry bowiem wiadomo by było, jaka będzie sentencja…

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.