Czy Iran właśnie przeprowadził pierwszą eksplozję nuklearną?
W weekend Iran dokonał swojego pierwszego, podziemnego testu nuklearnego – taka teza pojawiła się w obiegu informacyjnym po tym, jak coraz więcej informacji dot. tajemniczego „trzęsienia ziemi”, jakie miało tam miejsce w ubiegły weekend, wychodzi na jaw.
Doniesienia prasowe co do zasady winny opierać się na konkretnym, weryfikowalnym materiale. W tym przypadku do końca tak nie jest – dostępne doniesienia w tym temacie bowiem to głównie spekulacje. Z drugiej jednak strony, gwoli kronikarskiej rzetelności nie sposób nie opisać wypadków, jakie miały miejsce na Bliskim Wschodzie w ten weekend.
Iran on fire
Ad rem: w nocy z 5. na 6. października, czyli w tę sobotę lub niedzielę, Iran (a przynajmniej część tego kraju) odnotował wstrząsy ziemi. Fenomen miał siłę 4,6 w skali Richtera. Miały one nastąpić w prowincji Semnan, w pobliżu miasta Aradan.
Z pozoru nie byłoby to nic dziwnego, jako że region należy do nader aktywnych sejsmicznie. Rzecz jednak w tym, że coraz więcej podejrzeń wskazuje, że mogło to nie być naturalne trzęsienie ziemi.
Otwartym tekstem o swojej tezie poinformował dziennikarz telewizji Al-Dżazira.
Jego zdaniem, Iran właśnie przeprowadził pierwszą w historii tego kraju, próbną eksplozję nuklearną. Miała ona mieć miejsce głęboko pod ziemią, w tunelach wydrążonych na pustyni Kavir.
Do tezy tej mają się także przychylać przynajmniej niektórzy geolodzy. Ich zdaniem, zarejestrowane wstrząsy nie wyglądają jak trzęsienie ziemi. Są bowiem bardziej punktowe niż powierzchniowe, rozchodzą się inaczej niż wstrząsy wynikające z ruchów płyt tektonicznych etc.
Słowem – źródło owych wstrząsów miałoby nie być naturalne. Jeśli nie takie, to co? W istocie trudno wyobrazić sobie inną opcję, co jeszcze prócz eksplozji nuklearnej mogłoby realistycznie, i uwzględniając poziom techniczny Iranu, podobne zjawiska wywołać.
Polityczne rażenie atomu
Za tezą przemawiają też domysły (należy podkreślić – wyłącznie domysły), że Iran, który nieoficjalnie i pomimo zaprzeczeń od dawna pracował nad bronią atomową, zdecydował się przyspieszyć jej test z uwagi na obecny otwarty, choć w teorii niewypowiedzialny konflikt z Izraelem.
Zaledwie niecały tydzień temu Izrael rozpoczął inwazję na Liban. Nie zamiast, lecz oprócz obecnych działań w Gazie. Poprzedziła ją krótka, lecz intensywna kampania zamachów, nalotów i bombardowań wymierzonych w Hezbollah. W jego wyniku zginęło niemal całe wyższe i większość średniego kierownictwa tej organizacji.
Iran, który Hezbollahu jest oficjalnym sprzymierzeńcem, musiał zareagować (inaczej utraciłby twarz i wiarygodność). Przeprowadził w związku z tym rakietowy ostrzał Izraela. Ten ostatni zapowiedział konkretny i bolesny odwet. Spekuluje się zatem, że irańska próba jądrowa miała uprzedzić izraelskie uderzenie.
Za dużo domysłów…?
Z drugiej jednak strony, nie można pominąć czynników, które wskazują na odmienną interpretację wydarzeń. Brak było jakichkolwiek zarejestrowanych śladów podwyższonego promieniowania, o których by wiadomo publicznie (a które winno dać się zaobserwować choćby przy wylotach tuneli, i choćby w śladowym natężeniu).
Wskazuje się także, że mimo nietypowego dla trzęsienia ziemi charakteru fenomenu, nie miał on również struktury wstrząsów typowej dla głębinowych eksplozji nuklearnych. Takie, jakie miały na przykład wstrząsy w Korei Północnej, które ponad wszelką wątpliwość były testami nuklearnymi (czym zresztą władze tej ostatniej się szeroko chwaliły).
W tym kontekście zagadkowe milczenie przedstawicieli irańskich władz interpretuje się jako taktowne nie-rozwiewanie wątpliwości. Które, trzeba przyznać, wydarzyły się w bardzo dogodnym momencie i w sposób dlań bardzo korzystny. I choć irańska infosfera ma być zalana roztrząsaniem tematu broni atomowej, to wedle tego scenariusza Iran po prostu wyzyskuje politycznie czynnik niepewności, jaki wywołuje sama możliwość pojawienia się broni atomowej. Nawet jeśli jej faktyczne istnienie jest w dalszym ciągu pod ogromnym znakiem zapytania.