Chińskie wojska w Ukrainie. 'Szkolą się do inwazji na Tajwan’. Zegar tyka?
Pekin ma świadomie wysyłać chińskich „najemników”, oficjalnie niezwiązanych z chińską armią, na Ukrainę. Chce czerpać z ogromu doświadczeń, jakie przyniosła wojna rosyjsko-ukraińska. Jedyny pełnoskalowy konflikt względnie równorzędnych, regularnych armii w ostatnich latach. Chińskie zamiary mają oczywisty i jawnie komunikowany podtekst. Taki, ze kraj ten jest gotów do agresji na Tajwan.
Jak wiadomo, współczesne siły zbrojne potrafią pochłaniać niewiarygodnie duże fundusze. I to nawet przy założeniu, że wszystkie środki są efektywnie zarządzane i faktycznie trafiają na to, na co powinny (co oczywiście daleko nie zawsze ma miejsce, nawet w takich przypadkach jak siły zbrojne USA, kraju uchodzącego generalnie za nie aż tak bardzo skorumpowany). Nawet jednak zdobywając się na wydanie tych ogromnych funduszy, efektem końcowym nie musi być najlepsza możliwa armia.
Wojna kuźnią potęgi
A to dlatego, że rozważając siłę i potencjał bojowy współczesnych armii, prócz kwestii materialnych liczą się też takie, których za pieniądze nie sposób kupić. Albo jest to w wysokim stopniu utrudnione. Do takich zalicza się zwłaszcza doświadczenie bojowe. Takie realne, wyniesione z pola bitwy z prawdziwego zdarzenia. Doświadczeń takich nie zastąpi żadne szkolenie, symulacje ani próby poligonowe. Tyle, że o takie doświadczenia może być trudno, gdy sytuacja geopolityczna nie „sprzyja” ich nabywaniu.
Oczywiście, zdecydowana mieszkańców świata ma wszelkie powody, by cieszyć się z tego powodu. Z punktu widzenia sprawności sił zbrojnych, ujmując kwestię cynicznie nic tak jednak nie wpływa tak dobrze, jak wojna. W ostatnich latach z armii krajów rozwiniętych znów wyróżniali się wspomniani Amerykanie, mający w ostatnich dekadach uporczywe walki w Iraku i Afganistanie. Nawet one jednak nie oddają w pełni charakteru wojny pełnoskalowej. Tej regularnej, z przeciwnikiem określanym jako near peer.
Taki charakter w ostatnich latach miała jedynie wojna Rosji z Ukrainą. Nie wnikając w rozliczne jej implikacje i konsekwencje, odnotować tu należy fakt, że, prócz wszelkich innych wniosków, stanowi ona ogromną szkołę prowadzenia współczesnego konfliktu zbrojnego. I fakt ten się dostrzega. Kraje europejskie, z początku same szkolące ukraińskich żołnierzy, teraz chcą z ich kompetencji korzystać. Raptem kilka dni temu Dania ogłosiła, że wysyła swoich żołnierzy na Ukrainę – do przeszkolenia właśnie.
Dalekie i bliskie plany Pekinu
Jednak do tej bazy doświadczeń sięgają nie tylko Europejczycy. Podobny pomysł realizować mają Chiny – tyle że, oczywiście, po drugiej stronie frontu. Głośne były ostatnio medialne sceny, podczas których Ukraińcy zaprezentowali przed kamerami dwóch pojmanych przez siebie jeńców. Właśnie Chińczyków, oficjalnie nie mających nic, ale to nic wspólnego z Chińską Armią Ludowo-Wyzwoleńczą. Na medialną prezentację Pekin naturalnie zareagował po swojemu – zawoalowanymi pogróżkami pod adresem Kijowa. Wiele może jednak wskazywać, że dwaj Chińczycy znaleźli się tam nieprzypadkowo.
Chiny przeznaczają ogromne środki na zbrojenia – i większe, niż oficjalnie się przyznają. Pomimo tego, chińskie siły zbrojne nie mogą się pochwalić szczególną praktyką bojową. Ostatnie konflikty, w których brały udział, to spektakularnie przegrana wojna graniczna z Wietnamem (jeszcze w latach 70′), oraz starcia graniczne z Indiami w Himalajach. W których też raczej powodów do chwały wojennej nie zdobyły – te sukcesy, które wywalczyły, zawdzięczając głównie przewadze liczebnej.
Tymczasem ambicje Chiny mają ogromne, i nawet się z tym nie kryją. Długofalowo widzą się jako Państwo Środka w takim sensie, w jakim postrzegały to w minionych wiekach. Czyli politycznego i gospodarczego hegemona. W krótszej perspektywie natomiast zapędy ekspansjonistyczne Chin kierują się oczywiście w kierunku Tajwanu. Regularnie je zresztą wyrażają, również w formie militarnej – złośliwie naruszając przestrzeń Tajwanu, dokonując prowokacji wobec jego jednostek czy prowadząc „ćwiczenia” na wodach zbliżonych do wyspy. Słowem, wysyłając sygnały, że wojna jest tuż za rogiem.