Casus Kluski. Zrujnowany przedsiębiorca 23 lata walczył z państwem, teraz wywalczył odszkodowanie

Przedsiębiorca, któremu nieomal ćwierć wieku temu fiskus na podstawie tzw. „widzimisię” zniszczył firmę i posłał go aresztu, otrzyma odszkodowanie. 12 milionów (plus odsetki) to daleko mniej niż to, czego Marek Kubala się domagał przed sądem. Mówi jednak, że najważniejsza jest satysfakcja.

Marek Kubala, przedsiębiorca z Wałbrzycha, był dealerem Seata i prowadził salon. Do czasu, gdy „z butami” w jego firmie zjawił się fiskus. 13 grudnia 2000 roku Kubala został aresztowany – i to przez „grupę realizacyjną” (czyli AT-ków, nie zwykły patrol).

Lista zarzutów robiła wrażenie – przemyt, korupcja, przekręty podatkowe i manipulacje cenami samochodów. Przedsiębiorca trafił do aresztu. Choć ten w końcu opuścił, to jego firma zdążyła w międzyczasie się już złożyć. Jedyne, co po niej zostało to długi. I to duże długi, które pan Kubala oszacował na około 50 milionów złotych.

Przedsiębiorca – worek bokserski

Następne lata były już przedsiębiorca spędził na bojach prawnych ze skarbówką i prokuraturą. Po upływie 11 wiosen w końcu został uniewinniony – w odniesieniu do części zarzutów. Reszta z nich po prostu się przedawniła, bowiem prokuratura nie była w stanie ich udowodnić. Ale wciąż przedłużała proces.

Samo to bynajmniej nie było końcem prawnej odysei dawnego dealera. Marek Kubala wystąpił bowiem o odszkodowanie za areszt, ruinę firmy i koszta prawne. Państwo jednak nie widziało problemu – sprawa prawomocnie zamknięta, proszę się rozejść. Stąd też był on zmuszony zmarnować kolejne lata na dalszych procesach, tym razem usiłując wymóc odszkodowanie. Choć, jak stwierdził, nawet on sam nie przypuszczał, że zajmie to aż tyle.

Wedle jego relacji, taktyka przedstawicieli prokuratury i Skarbu Państwa sprowadzała się do niekończącego się przeciągania, przedłużania, mnożenia proceduralnych trudności. W pierwszym wyroku sąd przyznał mu raptem 153 tys. złotych (jako zadośćuczynienie za bezpodstawny areszt) – uznając jednak, że państwo nie odpowiada za upadek jego firmy.

Kilka kolejnych lat minęło i wreszcie, w ten poniedziałek, Kubala poinformował, że zapadł kolejny wyrok. Tym razem przyznano mu 12 milionów złotych, do których doszły 4 miliony odsetek. Przedsiębiorca domagał się 30 milionów, ale oświadczył, że cieszy się przede wszystkim ze zwycięstwa po 23 latach.

Goliat w końcu odpuści?

Jak stwierdził, problemem mimo wyroku pozostanie bezkarność przedstawicieli państwa, którzy byli inspiratorami ruiny jego firmy. Zasądzone odszkodowanie zostanie wypłacone z budżetu, tymczasem osoby osobiście odpowiedzialne – odpowiedzialności nie poniosą.

Problemem jest też państwo jako takie. Kubala określił je jako goliata, z którym prawie nikt (a zwłaszcza nikt, kto nie chce ryzykować ruiny zawodowej i utraty dekad z życia) nie jest w stanie wygrać. I to nawet wtedy, gdy ma rację – organa państwowe mają zwyczaj dla zasady temu przeczyć.

A że mają one nieograniczone, pochodzące z kieszeni podatnika środki na walkę sądową (podczas gdy szary obywatel musiałby ją finansować sam – na co najczęściej go nie stać), efektem jest praktycza bezkarność organów państwa. Również i wtedy, gdy nie mają racji – ale za to mają czas i pieniądze.

Komentarze