Finance Critic: Polski węgiel, czyli abstrakcja w najnowszym wydaniu.

Stan polskiego górnictwa węglowego jest wszystkim dobrze znany. Kopiemy węgiel z bardzo głębokich pokładów, który jest drogi. Notowania spółek węglowych są ostatnimi czasy na bardzo niskim poziomie. Rzeczywistość jak i przyszłość węgla nie rysuje się w najbardziej kolorowych barwach. Na domiar złego spółki kontrolowane przez Skarb Państwa wykazują niemałe straty ale nie przeszkadza to prezesom i ministrom na godzenie się na bardzo wysokie podwyżki w sektorze górniczym. Jak to jest więc z tym abstrakcyjnym sektorem węglowym w Polsce?

Stan faktyczny

Jak donosi Business Insider obraz stanu Polskiej Grupy Górniczej za ostatni rok jest nieciekawy:

Polska Grupa Górnicza (PGG) wypracowała w 2019 roku 86 mln zł zysku, jednak w wyniku dokonania odpisu spółka zamknęła miniony rok księgową stratą. Jak dowiedziała się PAP w PGG, wysokość straty to 427 mln zł.

Rok wcześniej Polska Grupa Górnicza wypracowała ok. 493 mln zł zysku netto.

Za dużo emocji z powodu słabych wyników finansowych nie wykazywał wiceminister aktywów państwowych Adam Gawęda, mówiąc:

Z informacji, które posiadam, wynika, że po stronie przepływów spółka w ubiegłym roku wygenerowała zysk, chociaż bardzo niewielki – 86 mln zł. Natomiast dokonano odpisu nadzwyczajnego, który spowodował księgową stratę.

Dziwić mogą słowa Adama Gawędy, skoro nie wykazał on niepokoju ze względu na prawie pół miliardową stratę jaką „wypracowała” PPG. W końcu jednym z aspektów w definicji firmy jest prowadzenie zyskownego biznesu. Szczególnie jeżeli biznes ten rzutuje na budżet całego państwa i pieniądze podatników.

Nie zapominajmy, że akcjonariuszami PPG są Polska Grupa Energetyczna, Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, Energa oraz Enea. A więc spółki kontrolowane przez Skarb Państwa. Jeżeli inwestują one źle i nieumiejętnie to wpływa to realnie na stan budżetu naszego kraju, który składa się głównie z podatków, które płacimy na każdym kroku. Mamy więc pełne prawo surowo rozliczać polityków i patrzeć im na ręce jak obracają naszymi pieniędzmi.

Co jednak było przyczyną tak dużej straty? Złe zarządzanie? Niska efektywność? A może zdarzenia losowe? Przedstawiciele spółki PPG wskazują, że to raczej działania Unii Europejskiej a nie samej spółki czy zarządu spowodowały tak znaczną stratę:

Główne przesłanki odpisu aktualizacyjnego wynikają z polityki klimatycznej i dekarbonizacyjnej Unii Europejskiej. Zostały odzwierciedlone w zaprezentowanym 11 grudnia 2019 r. dokumencie pt. Europejski Zielony Ład, który ma całkowicie przeobrazić politykę klimatyczną i gospodarkę UE.

W zderzeniu z polityką klimatyczną Komisji Europejskiej spółka taka jak PGG musi na bieżąco zarządzać ryzykiem, kiedy wdrażane są regulacje podrażające drastycznie funkcjonowanie przemysłu.

Jeżeli cena opłat za emisję CO2 w krótkim czasie wzrosła w UE aż pięciokrotnie, z 5 do 25 euro za tonę, to znaczy, że nagle pojawiła się ogromna presja cenowa na energię wytwarzaną z węgla, co natychmiast odbija się na popycie. W gospodarczym systemie naczyń połączonych, gdy zakontraktowany wcześniej węgiel nie zostaje odebrany przez energetykę, kopalnie wpadają w poważne kłopoty.

Tracić i rozdawać na prawo i lewo

Powtórzmy to jeszcze raz. Polska Grupa Górnicza straciła ponad 400 milionów złotych w zeszłym roku. Normalnym więc byłoby, że wzrost płac może zostać zmniejszony lub całkowicie zamrożony. Dlaczego? Ponieważ, jeżeli spółka jest tak mocno na minusie to dość ryzykownym posunięciem jest zgadzanie się na znaczny wzrost stałych obciążeń jakim są płace dla pracowników. Ale takie rzeczy to nie u nas, nie w Polsce. No jak to tak? Firma dla której pracuje nie notuje żadnych zysków a ja mam nie dostać podwyżki? Nie do pomyślenia! Także spokojnie, nasi cudowni rządzący zadbali o podwyżki więc nikomu nie stanie się krzywda:

Płace w Polskiej Grupie Górniczej (PGG) od stycznia br. wzrosną o 6 proc., co będzie kosztowało spółkę ok. 270 mln zł rocznie; dalsze rozmowy płacowe odbędą się we wrześniu. W czwartek związkowcy porozumieli się w tej sprawie z zarządem spółki i zawiesili planowane na przyszły tydzień protesty.

Związkowcy, którzy domagali się 12-proc. podwyżki płac, nazwali czwartkowe porozumienie trudnym i dużym kompromisem. Wyliczyli, że w efekcie płaca na jednego zatrudnionego realnie wzrośnie średnio o ok. 350 zł netto, czyli – w zależności od szacunków – od ponad 400 zł do blisko 500 zł brutto. Ewentualne dalsze podwyżki we wrześniu mają być uzależnione od tego, czy spółka wypracuje zysk.

W końcu inflacja urosła „tylko o 4.4%” a więc podwyżka o 12% jest w pełni logicznym argumentem gdy spółka traci prawie pół miliarda. Na szczęście sprytni negocjatorzy rządowi wylali kubeł zimnej wody na głowy związkowców i ukrócili wzrosty „jedynie do 6%”. Teraz tylko musimy się martwić aby PPG przypadkiem nie wypracowała zysku w 2020 roku bo to będzie oznaczać obowiązkowe negocjacje dla kolejnych podwyżek. Niestety po ostatnich deklaracjach rządowych i wypowiedziach najważniejszych osób w państwie przekaz jest jasny: polskie górnictwo jest kluczową gałęzią gospodarki i nie pozwolimy głodować górnikom!

To nie jest zawiść

Na koniec chciałbym tylko sprostować, że nie przemawia przeze mnie zawiść czy zazdrość. Będąc szczerym 6% podwyżki bez zmiany stanowiska na wyższe bądź przyjęcia bardziej odpowiedzialnych obowiązków to bardzo dużo. Sam chciałbym tyle dostać.

Chodzi o to, że to nasze całe polskie górnictwo to patologiczna branża. Dlaczego patologiczna? Ponieważ, zachowania i działania w niej odbiegają od normy (a tak definiuje się patologię w języku polskim). To w tej branży pracownicy wchodzą do biur poselskich i wysypują w nich węgiel na podłogę. Czy to nie jest łamanie prawa poprzez wtargnięcie do czyjegoś lokalu bądź niszczenia jego mienia? Dodatkowo marnują oni przecież tak cenny polski surowiec. To w tej branży dochodzi do szantaży i strajków pod ministerstwami, uciekania się do emocjonalnych argumentów, że polski węgiel trzeba kopać, bo inaczej stan ekonomicznych rodzin górniczych jest bardzo zagrożony.

Problem w tym, że gdyby Biedronka przepuściła 400 milionów złotych to nie widzę, aby kasjerki zaczęły rzucać o podłogę jogurtami i dostały 6% podwyżki. Nie widzę pracowników McDonalds rzucających frytkami po całym lokalu, gdyby ta korporacja zanotowała starty i nie dała tak sowitych podwyżek. Nie widzę pracowników Orlenu rozlewających paliwo na stacjach, gdyby oni nie dostali podwyżki w momencie gdy firma przynosi straty. Ale jakoś o dziwo górnicy nie tylko mogą. Oni jeszcze robią to jeszcze skutecznie. I tu pojawia się pytanie: czy Ci, którzy się na to godzą nie powinni więc zostać wymienieni na takich, którzy się nie zgodzą?

Maciej Kmita

Komentarze