Crypto Critic: Adopcja grozi centralizacją!

Ryzyko adopcji

W tym roku kryptowaluty wreszcie zaczynają wdzierać się do głównego nurtu. Od Elona Muska i Tesli inwestujących w Bitcoina  po niedawne szaleństwo na tokeny NFT. Dni technologii blockchain będącej domeną cyberpunków i nudnych programistów są już za nami.

Jednak technologia nie doszła jeszcze do etapu, na którym przeciętny człowiek będzie czuł się komfortowo korzystając z niej. A im dłużej zajmie proces wdrożenia się użytkowników we wszystkie funkcjonalności tego świata, tym większe ryzyko, że scentralizowane firmy wejdą w rolę scentralizowanego pośrednika, który im to ułatwi. Kto wtedy zabroni im stosować cenzurę, gdy w końcu kryptowaluty rozsiądą się wygodnie na mainstreamowym salonie?

Nowinki? O nie!

Kiedy Bitcoin zdecydował się odrzucić skalowanie swoich łańcuchów za pomocą większych bloków, zasadniczo wszystkie swoje nadzieje i marzenia o tym, aby być użytecznym jako codzienna waluta, złożył na rozwiązaniach skalowania drugiej warstwy, z których najważniejsza była Lightning Network. Lightning Network wprowadza jednak zupełnie nowy szereg złożoności, w tym równoważenie płynności, otwieranie i zamykanie kanałów, tworzenie ścieżek płatności oraz utrzymywanie łączności przez cały czas w celu otrzymywania środków. I być może największym wyzwaniem dla nowych użytkowników było przeniesienie środków poza główny łańcuch do sieci Lightning Network. Dla niewtajemniczonych może być to ciężki orzech do zgryzienia. Jest to zapewne frustrujące doświadczenie, które może nie zachęcić do dalszej eksploracji tego świata.

Na szczęście niestrudzeni programiści wdrożyli nową generację portfeli Lightning Network, które znacznie poprawiają wrażenia użytkownika do poziomu, w którym nawet największych laik może z niej korzystać. Portfele Lightning Network drugiej generacji, takie jak Phoenix, osiągają to poprzez outsourcing niektórych funkcji zwykłego węzła Lightning Network — w tym otwieranie kanałów, zarządzanie płynnością czy automatyczne tworzenie kopii.

Zaufaj im

Zasadniczo przypominają portfele powiernicze pod niemal każdym względem, z wyjątkiem tego, że nie są powiernicze. Oznacza to, że użytkownik zachowuje kontrolę nad własnymi środkami, a dostawca usług nie może uciec (ani odmówić dostępu) z ich pieniędzmi. Zasadniczo nadano priorytet dwóm głównym celom: łatwości użytkowania i kontroli użytkownika nad funduszami, oraz dokonano wszelkich niezbędnych kompromisów, aby to osiągnąć. A wyniki są całkiem dobre: ​​jeśli korzystasz z portfela Lightning Network drugiej generacji, możesz łatwo wysyłać i odbierać swoje Bitcoiny, nie narażając się na skomplikowane wewnętrzne działanie sieci, i nadal masz pełną kontrolę nad swoimi pieniędzmi przez cały czas. Musisz tylko zaufać dostawcy usług portfelowych.

Jednakże, takie podejście sprawia, że ​​coraz większa liczba użytkowników jest uzależniona od malejącej liczby dużych dostawców usług internetowych, aby z łatwością przekazywać swoje Bitcoiny. Taka sytuacja idealnie przypomina stary system finansowy, w którym przetwarzanie transakcji łączy się z niewielką liczbą głównych firm płatniczych.

Oczywiście, wielu użytkowników nadal byłoby w stanie kontrolować własne fundusze i być chronionym przed inflacją i manipulacją walutową, ale z wyjątkiem garstki pasjonatów i profesjonalistów prowadzących własne węzły, większość ludzi będzie polegać na scentralizowanych podmiotach w celu przeprowadzania transakcji.

Zróbmy to prościej

Nawet po rozwiązaniu problemu szybkich, niezawodnych transakcji, nadal pozostaje główny klucz do sukcesu w przypadku użyteczności niezbędnej do masowej adopcji: adresy portfeli. Podczas gdy skanowanie kodu QR może być dość proste, kopiowanie i wklejanie długich i skomplikowanych adresów naszych portfeli nie jest zbyt optymalne. Potrzebujemy prostego sposobu płacenia ludziom, wykorzystującego łatwe dla użytkowników listy kontaktów. Tak jak w naszych telefonach.

Obecnie istnieje wiele systemów, które do pewnego stopnia to zapewniają. Jednak większość z nich ma znaczące kompromisy w zakresie użyteczności lub zaufania. Rozwiązania takie jak Ethereum Name Service po prostu sprowadzają się do statycznego adresu, który nadal często ujawnia wspomniany długi, brzydki adres w interfejsie użytkownika i stwarza pewne kłopotliwe problemy z prywatnością, udostępniając całą historię transakcji każdemu, kto może po prostu wkleić twój adres do eksploratora bloków. Podstawa działania innych portfeli jest podobna, z wyjątkiem jeszcze większej złożoności ze względu na domeny i implementacje specyficzne dla tych portfeli.

Co wybierzemy?

Oczywiście prawdziwym ryzykiem nie jest to, że rozwiązania ułatwiające korzystanie z kryptowalut będą miały problemy lub nie zdołają ochronić danych swoich użytkowników. Większe ryzyko polega na tym, że rozwiązania w pełni zabezpieczone po prostu zwyciężą, przywracając nas do tego samego starego systemu finansowego, z którego staraliśmy się uciec, tylko (rzekomo) wspieranego przez krypto. Byliśmy zcentralizowani i pozostaniemy zcentralizowani.

Widzimy już tego przykłady, od platformy dla blogerów Publish0x zachęcającej do wypłat bezpośrednio do scentralizowanych giełd, aby uniknąć wysokich opłat Ethereum. Są też przymiarki na kryptowaluty, których dokonali giganci płatności, tacy jak PayPal i Visa. Jeśli nie będziemy ostrożni, w przyszłości moglibyśmy wydawać naszą kryptowalutę za pośrednictwem dokładnie tych samych firm i usług, których używaliśmy dla naszej waluty fiducjarnej. Będąc wciąż na łasce tych samych graczy, od których przede wszystkim szukaliśmy wolności.

Znajdujemy się na rozdrożu: stwórz łatwość użytkowania w sposób zdecentralizowany lub pozwól adopcji głównego nurtu napędzać śmierć decentralizacji. Wyzwanie jest ogromne, ale stawka jest zbyt wysoka, by po prostu się poddać. Pytanie jest więc, czy pozostaniemy w kajdanach korporacji czy jednak uwolnimy się z nich?

Przyszłość zależy od nas.

Finansowy Krytyk

Komentarze