Skutki politycznego przewrotu: mieszkańcy ruszyli po złoto
Niedawna próba przewrotu w kraju sprawiła, że ze zdwojonym entuzjazmem mieszkańcy Korei ruszyli zaopatrywać się w złoto. Skutki politycznej i gospodarczej niestabilności przypuszczalnie jeszcze długo będą dawać się tam odczuwać
Dla mieszkańców Republiki Korei niedawna próba wprowadzenia stanu wyjątkowego przez prezydenta Yoon Suk Yeola – biorąc pod uwagę program i sposób działania, niewiele odmienna od zamachu stanu – była odczuwalnym, a czasem wręcz bolesnym dowodem na to, że historia bynajmniej się nie skończyła.
Zaś liberalna demokracja – w optymistycznych wizjach Fukuyamy niegdyś przedstawiana jako jej naturalne zwieńczenie – bynajmniej nie stanowi pewnika ani gwarancji szczęśliwej przeszłości. Bardziej nasuwają się tu słowa Benjamina Franklina dotyczące ustroju podówczas raczkujących Stanów Zjednoczonych. „A republic, if you can keep it…”
Nie sposób zaprzeczyć, że na to pytanie mieszkańcy Korei dwa tygodnie temu odpowiedzieli twierdząco, i w toku niedawnych wypadków dali radę zachować swą republikę. Nie tylko w formie, ale też w treści, i to w dodatku bez dodatkowego „urozmaicenia” w postaci wojny domowej. W istocie, wyczyn godny odnotowania.
Choć z drugiej strony, wielu obserwatorów zachodziło w głowę, jakim cudem sama próba takiego aktu – przypominającego raczej standardy i kulturę polityczną czarnej Afryki – w ogóle mogła mieć miejsce w rozwiniętym i zaawansowanym cywilizacyjnie kraju…
Akcja, reakcja, konsekwencja
Niezależnie od swych przyczyn i okoliczności, zamach ma też swoje doniosłe następstwa. Do tych o charakterze politycznym należy impeachment prezydenta Yoona.
Przetrwał on pierwszą próbę, w toku której opozycji zabrakło głosów. W drugim jednak podejściu wniosek ten przegłosowano. Nie oznacza to jeszcze, że definitywnie straci on najwyższy urząd – o tym zdecyduje dopiero Sąd Konstytucyjny. Yoon został jednak zawieszony w obowiązkach. Te tymczasowo przejął premier Han Duck-soo.
Innym aspektem jest fala niepewności, która przełożyła się na sferę gospodarczą. Jak wskazują doniesienia, Bank Korei, tamtejszy bank centralny, wykonuje gorączkowe kroki w celu zażegnania groźby kryzysu. Rozpoczął on transferowanie ogromnych ilości płynnej gotówki do obiegu i zapowiedział gotowość do dalszych interwencji na rynkach.
Zwykli mieszkańcy Korei – zostawieni na lodzie?
Pieniądze te jednak mogą uspokoić rynkowych graczy – jednak nie przeciętnych obywateli, którzy bynajmniej nie mają przez to mniej powodów do obaw. Transfery płynności z banku centralnego trafiają zresztą do banków i podmiotów finansowych, nie normalnych Koreańczyków. Zwykli mieszkańcy Korei nie tylko ich nie otrzymają, ale muszą też liczyć się ze skokowym wzrostem inflacji.
Ten bowiem w naturalny sposób musi nastąpić po nagłym wyemitowaniu bilionów wonów. Sam zaś kurs wona i bez tego jest najsłabszy od 2009. Biorąc to pod uwagę, nie dziwi fakt, że Koreańczycy – zarówno inwestorzy, jak i zwykli ciułacze – ruszyli po złoto. Skądinąd, zamach stanowił to w pewnym stopniu katalizator, który spotęgował już wcześniej tlące się zjawisko.
Listopadowy spadek cen złota, w połączeniu z utrzymującymi się obawami dot. długoterminowych perspektyw gospodarczych kraju, wpływały na niesłabnącą i stabilnie rosnącą popularność złota. W swej najczęstszej roli, czyli bezpiecznej przystani dla kapitału. Popularność ta rosła stabilnie – aż do chwili, w której przestała „stabilnie”, a poczęła „skokowo”.
Prezydent Yoon mógłby zapewne ubiegać się o tytuł sprzedawcy złota roku.