Podatnicy, ratujcie luksusowe zegarki! Producenci proszą o rządową pomoc
Luksusowe szwajcarskie zegarki być może są produktem adresowanym jedynie do nielicznych, zamożnych klientów. Ale by przetrwały, na ich wsparcie muszą zrzucić się przeciętni podatnicy. To sedno konkluzji, jaką można wysnuć po ogłoszeniu, że dwie elitarne marki zegarków wystąpiły o państwową pomoc.
Obecność niniejszego tekstu w kategorii „Metale Szlachetne” jest tyleż nieoczywista, co nieprzypadkowa. Nie chodzi bowiem tylko o to, że luksusowe szwajcarskie zegarki obficie korzystają z kruszców w celach zdobniczych. Choć, w istocie, korzystają.
Produkty te są bowiem w równym (albo i, bądźmy szczerzy, w większym) stopniu kawałkiem biżuterii niż funkcjonalnym urządzeniem. Zaś zaspokojenie próżności oraz podkreślenie statusu posiadacza bierze tutaj prymat przed prostą możliwością sprawdzania czasu.
Powoduje to zresztą, że bywają one nabywane jeszcze w innej formie – jako inwestycja i forma przechowania wartości.
Gdy bogaci klienci nie wystarczają
Niezależnie od faktycznych celów, jakie owe zegarki spełniają, owe nietanie urządzenia nie mają obecnie łatwego rynku. Ich producenci przeżywają ostre spowolnienie sprzedaży. W tej sytuacji ustawiły się w kolejce po wsparcie do szwajcarskiego rządu.
Uczciwość nakazuje przy tym przyznać, że będą daleko niejedynymi firmami z takiego wsparcia korzystającymi. Sama zaś produkcja zegarków to rzetelna, zapewniająca miejsca pracy działalność. Nietypowy jest jedynie fakt, że o dofinansowanie ubiegają się marki luksusowe.
Chodzi tutaj o firmy Girard-Perregaux oraz Ulysse Nardin. Wytwarzają one tyleż piękne, co ogromnie drogie dzieła mechanicznej sztuki. Obydwie firmy należą do Sowind Group, która to, z uwagi na potrzebę finansową, była zmuszona wysłać 20% pracowników na urlopy.
Drogie zegarki będą jeszcze droższe
Na sytuację tę miały złożyć się zwłaszcza dwa czynniki. Po pierwsze, ogromny rynek eksportowy, jakim są Chiny, przeżywa trudności. Zarówno w sensie gospodarczym, jak i w związku z kampanią „antykorupcyjną” i naciskiem tamtejszych władz na walkę ze „zbytkiem”.
Inny rynek pełen klientów znanych z chęci na szwajcarskie zegarki, Rosja, pozostaje obłożony sankcjami. I choć tzw. import równoległy pozwala rosyjskim oligarchom na dyskretny dostęp do zachodnich towarów, to forma ta jest sporo droższa. Zwłaszcza, że i rosyjska gospodarka nie ma ostatnio najłatwiej.
Drugą przyczyną jest utrzymujący się, wysoki kurs franka szwajcarskiego. Pojęcie to kojarzy się jak najgorzej nie tylko polskim frankowiczom, ale też producentom z samej Szwajcarii. Wraz z wysokimi kosztami pracy sprawia to, że tamtejsze zegarki są szczególnie drogie. Nawet jak na ich standardy.