Ku nowemu Klondike? Amatorzy ruszają na poszukiwania kruszcu – i znajdują!

Odnotowujące kolejne rekordy cenowe złoto kusi – nie tylko inwestorów, ale także poszukiwaczy. Choć dziś to raczej hobby niż poważna aktywność, to zyski, jakie może przynieść odnaleziony samorodek złota, bynajmniej nie są niepoważne. I coraz liczniejsze grono chętnych spogląda na tę perspektywę z nadzieją.

Rzemieślnicze wydobycie (Artisanal and Small-Scale Mining, ASM) stanowiło, jak wiadomo, nie tylko normę w realiach historycznych w odniesieniu do eksploatacji cennych minerałów – pośród których poczesne miejsce zajmowało złoto. Jest też powszechnie spotykane współcześnie. Cechuje się naturalnie znacząco mniejszą wydajnością niż współczesne wysoce zmechanizowane, przemysłowe instalacje wydobywcze. Bywa także częstokroć niebezpieczne i ryzykowne – nie mówiąc już o tym, że fizycznie męczące.

Nie to jednak jest w jego przypadku najważniejsze. Dla ludzi się nim parających ma bowiem ogromną, podstawową zaletę – przychody z urobku trafiają w całości albo przynajmniej po części do ich kieszeni. W rejonach świata, gdzie dziś można je powszechnie napotkać – zwłaszcza na szerokich połaciach Afryki i Ameryki Południowej – często stanowi dla lokalnych mieszkańców jedną z nielicznych alternatyw (albo w ogóle jedyną) w poszukiwaniu utrzymania. Równie często działalność taka oferuje środki finansowe nieosiągalne dla nich innymi metodami.

Co cennego kryje ziemia

Dla odmiany, w krajach Europy, Ameryki Północnej czy Azji Wschodniej wydobycie rzemieślnicze bywa dalece rzadziej spotykane. Choć też się zdarza – by wspomnieć choćby o tzw. biedaszybach na Śląsku. Przyczyn można się doszukiwać zarówno w mniejszej obfitości wartych ręcznego wydobycia surowców (takich jak złoto, miedź czy kamienie szlachetne), jak i w ciaśniejszym oraz sprawniej egzekwowanym reżimie prawnym, który taką działalność utrudnia. Powszechne są tam zapędy ze strony rządów do zawłaszczania praw do złóż naturalnych, nawet tych leżących na gruntach prywatnych.

Nie znaczy to, że nie zdarza się w ogóle. Zwłaszcza w USA, gdzie w niektórych dziedzinach wciąż żywe są elementy pionierskich tradycji XIX wieku. Jedną z takich kwestii jest właśnie podejście prawne do zasobów naturalnych. W odróżnieniu od całego szeregu państw (w tym niestety Polski), w Stanach Zjednoczonych złoża minerałów należą do właściciela danej ziemi. Co więcej – nawet jeśłi tym właścicielem jest rząd federalny (tj. ziemia jest publiczna), to wciąż prospektorzy mogą zarejestrować odkrycia. I – za odpowiednią opłatą, oczywiście – zachować zyski z tego, co znajdą cennego w ziemi.

Złoto, panie, złoto!

Dziś taka działalność najczęściej nie ma charakteru zawodowego. Częściej stanowi hobby, na podobieństwo poszukiwań znalezisk archeologicznych w ziemi (zresztą też cennych, zwłaszcza jeśli zawierają one złoto z minionych epok). Tym niemniej ma miejsce – i ostatnio ostro zyskuje na popularności i intensywności. Zasługą tego są obserwowane w ostatnich miesiącach rekordowe ceny złota, i rekordowa opłacalność starań. Znalezienie większego samorodku złota, choć być może nie uczyni kogoś bogatym, przynieść może setki albo tysiące dolarów do portfela. I to niewielkim wysiłkiem.

W odróżnieniu od unieśmiertelnionych przez historię i literaturę XIX-wiecznych prospektorów – skazanych głównie na łopaty, wiadra czy sita do żmudnego przeczesywania strumieni i złotonośnych piasków – dzisiejsi poszukiwacze powszechnie korzystają z wykrywaczy metalu. Znacząco zawęża to obszar koniecznych poszukiwań i kopania. W USA dość powszechnie działają kluby amatorów poszukiwania złota w ziemi. Ich członkowie nie tylko organizują zbiorowe poszukiwania, ale też chwalą się potem znaleziskami.

Urok lśniących samorodków

Także one, wraz z kolejnymi rekordami cenowymi, jakie obserwuje złoto, odnotowują wzmożony napływ chętnych. Trudno bowiem zaprzeczyć przekonującej mocy, jaką muszą mieć prezentowane z dumą samorodki złota, znalezione dzięki wykrywaczom metali. Na te ostatnie firmy handlujące stosownym sprzętem obserwują zwiększony popyt. A warto przy tym pamiętać, że wiele takich urządzeń w USA już znajduje się w rękach prywatnych. Toteż sprzedaż nie musi, i najpewniej nie oddaje faktycznej skali zainteresowania samodzielnym poszukiwaniem kruszcu.

A tymczasem w Polsce… poszukiwacze, którzy w analogiczny sposób odnajdą cokolwiek cennego w ziemi, zwłaszcza złoto, w myśl przepisów mają surowy nakaz oddania swoich znalezisk Skarbowi Państwa. Bo do niego formalnie to należy (nawet znalezione na „prywatnie” posiadanym gruncie). W nagrodę znalazca może dostanie uścisk dłoni urzędnika – a może i nie. Skądinąd ciekawe, ilu Polaków faktycznie oddałoby w łapska fiskusa autentyczny samorodek złota, gdyby w naszym kraju występowały odpowiednio obfite ich złoża…? I czy kogokolwiek ta liczba by dziwiła?

Jesteś zainteresowany zakupem srebra lub złota inwestycyjnego? Sprawdź ofertę FlyingAtom.Gold!
Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.