Koniec złotego snu: dewaluacja waluty o 43%
Władze monetarne Zimbabwe ogłosiły, że wprowadzoną tam niedawno walutę, ZiG, dewaluują – o drobne 43 procent. Złoty (nomen omen) sen o choćby z grubsza stabilnej, wiarygodnej walucie właśnie prysł?
ZiG, abrewiacja od „Zimbabwe Gold”, miała w teorii i w założeniu stanowić remedium na upiora śmieciowej wartości tamtejszej waluty oficjalnej. W tym celu zabezpieczono ją krajowymi rezerwami złota. Przynajmniej oficjalnie, choć bardzo szumnie.
Pytanie jedynie, na ile deklaracja o tymże zabezpieczeniu okaże się teraz wiarygodna. Oto bowiem Bank Rezerw Zimbabwe ogłosił dewaluację ZiG, o wspomniane 43%. W rezultacie czego kurs waluty do dolara skokowo spadł z 14:1 do 24-25:1.
Dewaluacji towarzyszyło równie raptowne podniesienie stóp procentowych – z 20 do 35 procent. Jak argumentował gubernator Banku, John Mushayavanhu, krok ten był niezbędny wobec ciągłej presji walutowej na ZiG.
Ten okrutny rynek
Presja ta, jakkolwiek faktycznie istniejąca, może okazać się samospełniającą się przepowiednią. Rynek bowiem zareagował w oczywisty sposób – utratą już poprzednio nader wątłych nadziei na to, ze tym razem Zimbabwe reforma walutowa w końcu się uda…
Z początku bowiem świeża – bo wprowadzona na szeroką skalę raptem 5. kwietna tego roku – waluta zdawała się mieć szansę. Inwestorzy i użytkownicy byli w zrozumiały sposób nieufni, jednak pierwszy raz od dawien dawna inflacja w tym kraju spadłą do „cywilizowanych” wartości.
Jak twierdzą lokalni ekonomiści, oficjalna dewaluacja nie jest aż tak drastycznym krokiem. W istocie stanowi bowiem jedynie dostosowanie oficjalnej wartości do tej dominującej w lokalnych warunkach, czyli czarnorynkowej.
Rząd Zimbabwe „gwarantuje”
Byłoby jednak zupełną naiwnością oczekiwanie, że czarny rynek zareaguje na taką wiadomość w jakikolwiek inny sposób niż dalszymi spadkami. Właśnie ich nominalne zakotwiczenie znacząco powyżej realnej wartości mogło choćby odrobinę wspierać wartość ZiG.
Decyzja ta stanowi bowiem jaskrawe przypomnienie, jak ulotne i kruche są oficjalne gwarancje rządu i banku centralnego Zimbabwe. Gwarancje, w tym przypadku, oparte przecież o złoto – i w relacji do królewskiego metalu w teorii wyceniane.
Oczywiście, jeśli ktoś dysponował złotymi monetami ZiG, spadek ich teoretycznej wartości nie ma dlań najmniejszego znaczenia – i tak jego moneta zachowa znacznie większą wartość samego kruszcu. Ilu jednak mieszkańców Zimbabwe nimi dysponowało…?
Cała reszta obywateli tego kraju zostaje z banknotami (i elektronicznymi zapisami), które – jak ponownie, i boleśnie przypomniano – w dowolnym momencie mogą stracić połowę jakoby „zabezpieczonej w złocie” wartości. Tak tak, bardzo „zabezpieczonej”…
Monetarny horror, początek kolejnej odsłony?
Raptowna dewaluacja bez ostrzeżenia to manewr, który ten kraj wykonywał już wielokrotnie – i za każdym razem kończyło się tak samo. Trudno zresztą, by miał inny efekt niż (najczęściej trudne do odwrócenia) podkopanie zaufania do waluty.
Od czasu upadku Rodezji, a następnie degrengolady kraju za rządów Roberta Mugabe, Zimbabwe próbowało sześciokrotnie (!) dokonać reformy walutowej. ZiG było jej ostatnią, i najlepiej rokującą próbą. Twierdzili tak zresztą nie tylko lokalni obserwatorzy, ale nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Władze Zimbabwe narzekały, co prawda, że ludzie wciąż chcą używać dolarów, ale ZiG jakoś się trzymał.A teraz znów wszystko w stare koleiny… Czyżby ktoś (np. biali farmerzy, wyrzuceni ze swojej ziemi przez Mugabego za kolor skóry) rzucił na kraj monetarną klątwę?