
Arbitraż zawieszony, eksport miedzi wraca – jeśli geopolityka nie przeszkodzi
Kanadyjski potentat wydobywczy First Quantum poinformował, że polecił swoim prawnikom podjąć kroki w celu zawieszenia swojego pozwu arbitrażowego, którego adresatem jest Panama. Firma wytoczyła sprawę temu środkowoamerykańskiemu krajowi w reakcji na zamknięcie gigantycznej kopalni miedzi, Cobre Panama ponad rok temu.
Zawieszenie pozwu oficjalnie ma na celu polepszenie atmosfery negocjacji prowadzonych z panamskimi władzami. Nieoficjalnie, był to warunek, jaki te ostatnie stawiały, by wznowić współpracę z wydobywcą. W zamian oferują jednak – nie uwzględniając PR-owej oprawy oraz zabiegów prawnych, które mają uspokoić obawy wyborców i krajowego sądu najwyższego – odwrócenie decyzji o zamknięciu kopalni.
Ta ostatnia skądinąd już wtedy nie była im w smak. Panama ekonomicznie w dużym stopniu zależy bowiem od eksportu miedzi. Ta jedna kopalnia, o której mowa, Cobre, odpowiadała aż za 5% PKB całego kraju. Rząd został jednak do tego zmuszony poprzez protesty ludności oraz wyrok sądu najwyższego, który uznał działalność kopalni za „niekonstytucyjną”.
Co oczywiste, First Quantum pragnęło odzyskać ogromne koszty inwestycji w kopalnię, jaką poniosła. Drogą do tego miał być wspomniany pozew do Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego. Który, biorąc pod uwagę fakt, że firmę w praktyce wywłaszczono, miał niemałe szanse powodzenia. Co z kolei, a zwłaszcza idące w dziesiątki miliardów dolarów odszkodowanie, spędzało sen z powiek władzom Panamy.
Rząd prezydenta Jose Raula Mulino, maskując ów krok retoryką, efektywnie zaoferował firmie powrót do status quo ante w zamian za rezygnację z pozwu i udział w zyskach. W ramach gestu dobrej woli zezwolił też First Quantum na wywiezienie wcześniej zgromadzonego w Cobre urobku miedzi. Firma, jak się wydaje, chce przyjąć ofertę – wcześniej samemu popularyzując, poprzez kampanię reklamową, działalność kopalni Cobre.
Panama pod naciskiem z wielu stron
Potencjalne zażegnanie sporu z First Quantum byłoby sporym sukcesem dla kraju, który ostatnio nie narzeka na brak wrażeń. Panama raptownie stała się ostatnio ogniskiem długofalowego, geopolitycznego konfliktu pomiędzy Chinami i Ameryką. Praktycznym wyrazem tego konfliktu był spór o faktyczną kontrolę nad drugim (prócz złóż minerałów) najcenniejszym bogactwem tego kraju, Kanałem Panamskim.
Zaledwie niedawno chiński (oficjalnie hongkoński) inwestor, CK Hutchinson, został „skłoniony” do sprzedaży swojej spółki-córki, która kontrolowała porty u wylotów Kanału Panamskiego. Sprzedaż ta miała miejsce po tym, gdy panamskie władze wszczęły kroki w celu cofnięcia uprzednio udzielonej koncesji na ich długoletnią dzierżawę. Chiny zareagowały na to oczywiście wyraźną złością ze swojej strony
Panama uczyniła to jednak pod wpływem przemożnego nacisku z Waszyngtonu. W środkowoamerykańskim kraju początkowo traktowano wypowiedzi Donalda Trumpa dot. odzyskania kontroli nad kanałem przez USA jedynie jako retorykę. To raptownie zmieniło się w ostatnich tygodniach. Choć głównym przeciwnikiem Trumpa pozostają Chiny, to dla kraju takiego jak Panama nie jest to optymistyczna opcja.
Zaledwie wczoraj sekretarz obrony USA, Pete Hegseth, zlecić miał opracowanie „wiarygodnych opcji [działań] militarnych w celu zapewnienia uczciwego i nieskrępowanego dostępu dla wojskowego i handlowego [ruchu morskiego] USA do Kanału Panamskiego”. I chociaż ma się to odbyć we współpracy z Panamą, to siła i skala takiego nacisku jest trudna do zignorowania.