
„Stablecoiny z USA podważają naszą suwerenność!”, twierdzi organ znany z podważania suwerenności mniejszych krajów
Nieco bez echa przeszły filipiki pewnego eurokraty, poczynione na konferencji prasowej w tym tygodniu. A nie do końca słusznie, bowiem ani ów eurokrata nie jest, niestety, postacią bez znaczenia, ani też jego enuncjacje nie pozostawały bez istotnego podtekstu. Nie bez znaczenia są też rozwiązania, które – niczym zatrute jabłko – uparcie suflują krajom UE unijni biurokracji w reakcji na „zagrożenia”, jakie jakoby im zagrażają.
Eurokrata o którym mowa to niejaki Pierre Gramegna, dyrektor zarządzający Europejskiego Mechanizmu Stabilności (ESM). Organ ten, z siedzibą w Luksemburgu, w teorii pełni rolę ubezpieczenia dla państw strefy euro na wypadek załamania budżetowego. W praktyce okazało się – cóż za zaskoczenie – narzędziem realizacji interesów Brukseli oraz największych patronów finansowych ESM. Tytułem wyjaśnienia: Niemcy i Francja łącznie kontrolują niemal połowę udziałów, na które podzielona jest ta instytucja.
W toku swojej dotychczasowej historii ESM kilkukrotnie udzielał unijnym rządom bailoutów, na które przymusowo zrzucali się podatnicy ze strefy euro. W zamian za pomoc narzucał szereg restrykcyjnych warunków, w praktyce przejmując kontrolę nad polityką gospodarczą. I w przypadku niektórych państw zmuszonych skorzystać z jego szorstkiej pomocy (jak Grecja czy Cypr) – całkiem dosłownie biorąc w zastaw ich narodową suwerenność.
Powyższa kwestia nie jest tu bez znaczenia dlatego, że właśnie o niej rozwodził się w swoich enuncjacjach imć Gramegna. Rzeczony jest bowiem zaniepokojony. O suwerenność właśnie – tę finansową. I europejską.
Bez aprobaty UE!
Zdaniem pana dyrektora, niepokojący jest fakt, że Donald Trump, w jaskrawym kontraście do działań UE, prowadzi za oceanem politykę przyjazną wobec kryptowalut. Nawet jeśli ktoś miałby zastrzeżenia do szczerości entuzjazmu Trumpa wobec aktywów kryptograficznych, to przynajmniej deklaratywnie je wspiera. Trzeba też przyznać, że wstrzymał podjęte przeciwko branży kryptowalutowej działania zainicjowane za administracji Bidena.
I tu jest pierwszy zgrzyt – ponieważ organy UE politykę wobec zdecentralizowanych kryptowalut prowadzą w dokładnie przeciwnym kierunku. Już samo to, że ktoś znaczący może nie przejmować się w swoich decyzjach opiniami szeroko pojętej Brukseli, wydaje się dla przedstawicieli owej Brukseli szokujący. Dalej jest jednak jeszcze gorzej – okazuje się bowiem, że polityka Trumpa dotyka też krajów unijnych. Nie bezpośrednio, ale jednak.
Jak zauważył trwożnym tonem dyrektor ESM, przyjazne otoczenie regulacyjne wobec kryptoaktywów w USA może doprowadzić do rozpowszechnienia się ich użycia. Ta odkrywcza myśl przywiodła go do kolejnego epokowego wniosku – pośród tych kryptowalut będą także stablecoiny. A tak się składa, że większość stablecoinów w USA opartych jest, nie wiedzieć czemu, na dolarze. Czym to grozi?
Ano tym, że popularyzacja tychże stablecoinów doprowadzi do adopcji masowych narzędzi płatniczych, właśnie je wykorzystujących. Narzędzia te, naturalną koleją rzeczy, zaczną poszerzać swoją działalność – i oto będzie mieć miejsce katastrofa. Nie można bowiem wykluczyć, że korzystać z nich (a zatem płacić w cyberaktywach opartych na dolarze, a nie euro) będą również mieszkańcy krajów Europy.
No jakże to tak…
A na to zgody pana dyrektora nie ma – jeszcze czego, żeby każdy sam sobie decydował, w czym chce płacić… Ma być euro, i już. Bo tak, i bo inaczej pan Gramegna się zezłości – czy też, jak ujął to dosłownie, „zagroziłoby to suwerenności monetarnej i stabilności finansowej strefy euro”. Zamknąć tedy buzie, poddani Brukseli, i robić, co lepsi od was wam każą.
Nie chcecie zamknąć? I na to pan dyrektor ma radę. Jak zadeklarował, Europejski Mechanizm Stabilności „wspiera pilne działania Europejskiego Banku Centralnego [wiodące do] realizacji cyfrowego euro”, a to w celu ”zabezpieczenia strategicznej autonomii Europy”. Tłumacząc z urzędniczego na ludzki – musimy jak najszybciej wprowadzić CBDC, żeby nikt nie śmiał kwestionować naszej władzy.
To oczywiście nie pierwszy przypadek, kiedy przedstawiciele różnorakich instytucji międzynarodowych w podobny sposób uderzają w kryptowaluty. Doprawdy ciekawe, czemu natarczywie sugerowane przez nich rozwiązania (CBDC, więcej „regulacji”, kontroli, inwigilacji etc.) zawsze brzmią niemal tak samo. Pełną treść wypowiedzi pana dyrektora Gramegny można zaś, gdyby komuś starczyło zapału, zobaczyć tutaj: