Nowy rubel, nowe zasady. Białoruś szykuje finansową rewolucję
Cyfrowy rubel wchodzi na scenę. I to nie byle gdzie, bo w samej Białorusi. Rząd w Mińsku wyznaczył sobie jasny cel – uruchomić własną wersję cyfrowej waluty narodowej do końca 2026 roku. Brzmi jak przyszłość? Dla władz to już teraźniejszość. Prace trwają pełną parą, a ich priorytetem jest jedno: pełna kontrola nad przepływem cyfrowych pieniędzy.
Nowy pieniądz, stara potrzeba – kontrola
Roman Gołowczenko, szef Narodowego Banku Białorusi (a jeszcze niedawno premier), wprost mówi o potrzebie kontroli środków. Co to znaczy? Państwo chce dokładnie wiedzieć, kto, komu i za co przesyła pieniądze. Brzmi trochę jak marzenie każdego urzędnika podatkowego, ale też jak spory cios w prywatność użytkowników.
Projekt ma trzy etapy: określenie wymagań dla systemu, stworzenie odpowiedniego oprogramowania oraz opracowanie ram prawnych. Ambitnie? Zdecydowanie. Ale według Gołowczenki – możliwe do zrealizowania. Pierwsze efekty mają pojawić się już w drugiej połowie 2026 roku. Wtedy z cyfrowego rubla będą mogli korzystać przedsiębiorcy. Rok później waluta ma być dostępna już dla wszystkich. Zarówno instytucji, jak i zwykłych obywateli.

Białoruś kontra reszta świata. Międzynarodowe ambicje w cieniu sankcji
To jednak nie wszystko. Mińsk patrzy dalej – za granicę. Białoruś chce, by jej cyfrowa waluta mogła funkcjonować także w rozliczeniach międzynarodowych. I tutaj na scenę wkracza Rosja. Oba kraje ściśle współpracują nad tym, by ich cyfrowe ruble „rozumiały się nawzajem”, czyli były kompatybilne w transakcjach transgranicznych.
To ważne, szczególnie biorąc pod uwagę sankcje, które dotknęły zarówno Rosję, jak i Białoruś. Możliwość przeprowadzania płatności poza tradycyjnym systemem finansowym to dla nich nie tylko techniczne udogodnienie, ale wręcz strategia przetrwania.
Ale nie wszystko jest takie różowe. Eksperci i obrońcy prywatności biją na alarm – CBDC może być narzędziem do inwigilacji na niespotykaną dotąd skalę. W Chinach już działa cyfrowy juan, Unia Europejska kończy prace nad cyfrowym euro. I wszędzie powtarza się to samo pytanie: czy państwo powinno mieć wgląd w każdą naszą transakcję?
Białoruś ma swoje priorytety, a jednym z nich jest kontrola. Tylko czy w tej cyfrowej grze nie zatracimy czegoś więcej – wolności wyboru i prywatności? W sumie to kraj, który – delikatnie mówiąc – nie stawia praw swoich obywateli na pierwszym miejscu.