Jeszcze jedna głowa hydry: kolejny kraj chce „konsultować się” w sprawie CBDC

Nowozelandzki bank centralny chce na siłę uszczęśliwić swoich obywateli, wprowadzając im CBDC. Zapał, z jakim bank deklaruje, że będzie to tylko i wyłącznie uzupełnienie gotówki, i nic ponadto, słowo, sugeruje, że mieszkańcy Nowej Zelandii mogą zacząć poważnie niepokoić się o przyszłość tejże.

Bank Rezerw Nowej Zelandii, jak nazywa się tamtejszy organ bankowości centralnej, „rozważa” wprowadzenie cyfrowej waluty dłużnej fiducjarnej w kraju. Troszczy się bowiem jakoby o to, by dostęp do pieniądza był uniwersalny. Co prawda jak dotąd nikt nie narzekał ani nawet nie sygnalizował, że dostęp do pieniądza fizycznego nie jest uniwersalny, ale, jak widać, nagle stało się to problemem.

Bank „rozważa” tę ideę tak intensywnie, że aż wypluł z siebie dokument konsultacyjny, w którym omawia ideę CBDC. Jak ze smutkiem, zaskoczeniem i przejęciem stwierdzili w nim urzędnicy banku – zupełnie jakby to nie oni prowadzili politykę monetarną kraju od dekad – Nowozelandczycy mają obecnie w obrocie jedynie fizycznego dolara nowozelandzkiego (no sh*t Sherlock).

Ta wiekopomna obserwacja prowadzi ich do konkluzji, że wcale nie musi tak być. W użytku mógłby przecież być także dolar cyfrowy, który „spełniałby potrzeby wszystkich”, gwarantując „pewność i bezpieczeństwo”. I tylko jako uzupełnienie, nie jako bardziej podatny na kontrolę substytut gotówki. Tak tak, na pewno.

No jakże to tak, bez kontroli państwa?!?

Dostało się przy okazji wrażym kryptowalutom, tym tradycyjnym i zdecentralizowanym. Naturalnie właśnie za to, że są zdecentralizowane. Bank przekonuje – zupełnie jakby w oczach obywateli były to wady, a nie zalety – że nie jest w stanie nimi bezpośrednio i niezależnie „zarządzać” i podejmować wiążących decyzji. No faktycznie straszne, jak ci ludzie mogą używać zasobu, nad którym bank nie ma kontroli i którego nie może sobie dodrukować…

Co więcej, jeśli znaczniejsza część społeczeństwa zaczęłaby, o zgrozo, używać kryptowalut, groziłoby to podkopaniem pozycji samego Banku. I jego „suwerenności monetarnej”. To zaś miałoby jakoby zachwiać „zaufaniem” do systemu pieniężnego kraju. Zgiń przepadnij wraża ideo. Nie to co CBDC, zależne w każdej chwili od opiekuńczej kontroli Banku..

Bank Rezerw Nowej Zelandii nie jest wolny od pewnej dozy dziwactw, stąd i wywody te mogą jawić się jako nieco oryginalne. Obywatele, których argumentacja Banku przekonała, mogą wziąć udział w ankiecie online albo złożyć pisemną opinię. Ci, których nie przekonała (są tacy na sali…?), powinni najpewniej pomyśleć zawczasu, jak zabezpieczyć swoją prywatność, lub to, co da się z niej uratować, gdyby Bank faktycznie zdołał przeforsować swój mokry sen.

Kryptowaluty bezpiecznie kupisz lub sprzedasz w sieci kantorów i bitomatów FlyingAtom
Komentarze