Dziesiątki tysięcy Bitcoinów z Darknetu na sprzedaż, bo Sąd Najwyższy odrzucił apelację
Już niedługo na rynek trafić może nowa lawina dotąd nieużywanych Bitcoinów. No, prawie nieużywanych, a w każdym razie o niewielkim „przebiegu”. Wszystko przez amerykański Sąd Najwyższy, który oddalił kierowaną do niego apelację – co ciekawe, w sprawie zupełnie niezwiązanej z kryptowalutami.
Bitcoiny, o których mowa, rząd federalny USA skonfiskował niegdyś wraz z majątkiem pozostałym po słynnej darknetowej giełdzie Silk Road. Jej założyciela, Rossa Ulbrichta, pokazowo osądzono i skazano na absurdalnie wygórowaną karę więzienia (Ulbricht być może zeń wyjdzie, jeśli Donald Trump, który obiecał jego ułaskawienie, wygra nieodległe wybory).
Natomiast majątek pozostały po Silk Road zawłaszczyło dla siebie państwo, w ramach kontrowersyjnej i nadużywanej procedury Civil Assets Forfeiture. Oczywiście jeśli trzymać by się interpretacji rządu, środki te pochodzą z przestępstw i ich posiadanie jest nieetyczne. Ale co nieetyczne dla obywatela, najwyraźniej w optyce rządu nie jest nieetyczne dla samego rządu.
Inwestycje zrodzone w boju (o Bitcoiny)
Głównym składnikiem tego majątku było drobne 69 370 BTC. Oczywiście, biorąc pod uwagę, że Silk Road władze zniszczyły w 2013 roku, suma ta „trochę” nabrała wartości od tego czasu. I teraz aktywa te warte są około 4,4 miliarda dolarów. Jeśli, naturalnie, ktoś zechciałby je wszystkie sprzedać po kursie teoretycznym. I bez uwzględniania zawirowań, jakie na rynku wywołałoby pojawienie się takiej ilości najstarszej i najcenniejszej kryptowaluty.
Sprzedać jej jednak dotąd nie można było. Rząd federalny został bowiem pozwany przez firmę Battle Born Investments. Ta, jak jej nazwa sugeruje, wytoczyła władzom długą batalię prawną. W swym pozwie domagała ona się uznania jej praw do części z tych Bitcoinów. Jak bowiem twierdzi, jest ona syndykiem masy upadłościowej po bankructwie pewnego indywiduum, określanego w dokumentach jako „X”. Nie chodzi tu przy tym bynajmniej o dawny Twitter.
Rzeczony „X” to jakoby osoba fizyczna, która miała w różny, bardziej lub mniej legalny sposób (z naciskiem na „mniej”) wejść w posiadanie części Bitcoinów, które wyprowadził z Silk Road. Jego konto zostało zajęte przez władze, jednak Battle Born Investment kontynuowało walkę sądową. Nie zrażano się przy tym porażkami – jak zwłaszcza wyrokiem sądu federalnego okręgu północnej Kalifornii, który roszczenia firmy oddalił. Ta odwoływała się dalej.
Sąd Najwyższy bez emocji
Sprawa trafiła w końcu przed amerykański Sąd Najwyższy (SCotUS). Przynajmniej na chwilę trafiła – sąd ten bowiem właśnie oddalił apelację Battle Born. Dokładniej, nie znalazło się czterech (z dziewięciu) sędziów, którzy chcieliby przyznać jej prawnikom Writ of Certiorari. Pojęcie to oznacza dopuszczenie sprawy do procedowania.
Większość odwołań, które trafiają do SCotUS-u, owego Certiorari nie uzyskuje (spraw tych napływają dziesiątki tysięcy, i Sąd Najwyższy musi wybierać, którymi będzie w stanie się zająć). Niestety w tej liczbie znalazła się też finalna apelacja Battle Born. Koniec tego przeciągłego pozwu oznacza, że zamrożenie aktywów po Silk Road, które obowiązywało w okresie procesu, wygasa.
Co z kolei oznacza, że rząd federalny może sprzedać zajęte Bitcoiny. Jeśli, oczywiście, faktycznie planuje je sprzedawać, zamiast je „zachomikować”. Co bez wątpienia miałoby sens, ale nie jest przesądzone, że sens będzie dla polityków najważniejszym kryterium.