Cisza przed burzą, Bitcoin gotuje się pod powierzchnią. Ten jeden wskaźnik mówi wszystko
Na pierwszy rzut oka Bitcoin nie robi żadnych cudów. Cena kręci się wokół 83 tysięcy dolarów, jakby stała w blokach i czekała na jakiś sygnał. Ale wystarczy spojrzeć na wykres globalnej podaży pieniądza, tzw. M2, żeby poczuć, że coś może się wydarzyć. Ten wykres nie rośnie — on dosłownie wspina się po ścianie. I to zazwyczaj oznacza, że fala płynności już się rozpędza. A gdy pieniądz zaczyna płynąć szerokim strumieniem, zwykle trafia gdzieś, gdzie może się pomnożyć. I wtedy na scenę wchodzi Bitcoin.
M2, czyli worek z (prawie) wszystkimi pieniędzmi, rośnie
Czym właściwie jest to całe M2? Najprościej mówiąc: to suma wszystkiego, co możemy nazwać pieniędzmi. Gotówka w portfelu, saldo na koncie, środki z lokat, które łatwo wypłacić – wszystko to wrzucamy do jednego worka. Ekonomiści dawno zauważyli, że samo liczenie banknotów i monet nie oddaje prawdziwego obrazu. Dlatego powstały różne „warstwy” pieniądza – M1, M2, M3. M2 to coś pośrodku – na tyle szerokie, by ująć realny obrót kasą w gospodarce, ale bez przesady.
Kiedy M2 rośnie, ludzie zaczynają się zastanawiać: skoro pieniędzy jest więcej, to może czas ulokować je gdzieś, gdzie nie stracą na wartości? I właśnie dlatego Bitcoin wygląda dziś jak naturalny wybór. Nie da się go dodrukować, nie zależy od banku centralnego, a jego podaż jest ograniczona do 21 milionów monet. W czasach, gdy dolar i inne waluty rozciągają się jak guma, takie cyfrowe złoto nabiera nowego blasku.

Bitcoin czeka, ale długo już nie będzie
Mimo że na wykresie BTC na razie cisza, to sytuacja wygląda znajomo. Historia pokazuje, że po takich okresach przychodzi nagła eksplozja. W 2020 roku też był moment wahania — a potem przyszły wzrosty, które wbiły rynek w fotel. Teraz może być podobnie.
Cena Bitcoina od kilku dni porusza się w wąskim tunelu — między 78 a 88 tysiącami. To klasyczna konsolidacja. Ruchy są niewielkie, ale napięcie rośnie. Zwykle im dłużej trwa taka faza, tym mocniejsze wybicie następuje po niej.
Warto też spojrzeć na samą sieć. Liczba aktywnych portfeli rośnie, nowych użytkowników nie brakuje, a dzienna aktywność nadal oscyluje wokół 800 tysięcy adresów. To nie wygląda na rynek, który się wypala — raczej na taki, który szykuje się do skoku. Jeśli ta globalna fala płynności się utrzyma, Bitcoin może być jednym z pierwszych, który na niej popłynie.