Inwestorzy uciekną z rynku nieruchomości? Możliwe, że czeka nas lawinowy spadek cen mieszkań
Rynek nieruchomości rozpala emocje nie tylko inwestorów czy klientów, ale też polityków, co pokazują właściwie cały czas. I dotyczy to przedstawicieli wszystkich opcji politycznych. W ostatnich dniach od jednego z kandydatów na prezydenta dowiedzieliśmy się np., że z polityką mieszkaniową jest gorzej niż za PRL-u. A szefowa jednego z ministerstw zapowiedziała spadek cen. Co ma go wywołać?
Adrian Zandberg: polityka mieszkaniowa w Polsce to żart
Zacznijmy od porównań do poprzedniej epoki. Pokusił się o nie Adrian Zandberg – jeden z uczestników wyścigu prezydenckiego. Polityk partii Razem stwierdził m.in., że jedyne co ma młodym do zaoferowania minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk, to wzięcie kredytu. A tego nie będą mogli zrobić, bo nie mają zdolności kredytowej. Alternatywy brak. I dzieje się to w państwie wysoko rozwiniętym.
Zdaniem Zandberga polityka mieszkaniowa w Polsce obecnie wygląda gorzej niż w czasach PRL-u. W tamtym czasie Polska była w stanie uruchomić program mieszkaniowy. Te blokowiska stoją do dzisiaj i są, wedle słów polityka, niedoścignionym marzeniem dla ludzi. Rozwiązania z tamtych czasów zamieniono na „patologiczny rynek deweloperski”. Jak uzdrowić sytuację? Stawiając na budownictwo społeczne. Ale do tego potrzebny jest rząd, który w końcu weźmie się do roboty…
Brak złej polityki mieszkaniowej to… dobra polityka mieszkaniowa
Sporo uwagi kwestiom nieruchomości poświęcono także w rozmowie, jaką dziennikarze Interii przeprowadzili z minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz. Z rozmowy można się dowiedzieć m.in., że na finiszu są prace nad poselskim projektem ustawy nakładającej obowiązek podawania cen mieszkań przez deweloperów. Obecną sytuację szefowa resortu uznaje za uprzywilejowanie deweloperów, które wynika z wieloletniego niedopatrzenia. Oczywiście osobną kwestią jest, czy było to niedopatrzenie przypadkowe.
A co z działaniami rządu w zakresie polityki mieszkaniowej? Na razie powinniśmy się cieszyć z… braku działań. Pełczyńska-Nałęcz jest zdania, że dobrą polityką jest już brak złych polityk. Czy ma na myśli coś konkretnego? Owszem – brak dopłat do kredytów. Od kiedy ich zabrakło, ceny mieszkań przestały rosnąć. Ba, mowa jest nawet o spadkach w sektorze nieruchomości. Wiele osób interesuje jednak: co dalej? Przecież wspomniany już minister Paszyk zapowiedział, że niebawem poznamy nowy program wsparcia klientów. Czy to oznacza stymulację popytu i wzrost cen? Niekoniecznie.
Nieruchomości potanieją, bo inwestorzy uciekną z rynku
Z wypowiedzi minister można wywnioskować, że dopłaty do kredytów nie są pewne. To faktycznie byłby sygnał dla rynku. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz w wywiadzie stwierdziła, że inwestorzy, którzy ulokowali pieniądze w mieszkaniach, zobaczą, że branża zaczyna się stabilizować. Efekt? Owi inwestorzy zechcą przenieść swój kapitał w inne miejsca. Czyli będą sprzedawać lokale, a pieniądze ulokują w funduszach inwestycyjnych czy na giełdzie.
Gdyby rzeczywiście tak się stało, to jeszcze mocniej wrosłaby podaż. A to z kolei mogłoby doprowadzić do dalszego spadku cen. Z tą opinią zgadza się przynajmniej część analityków, którzy zauważają, że w najbliższym czasie do obrotu może trafić spora pula mieszkań. Powodem są przepisy podatkowe. Inwestorzy, którzy na początku dekady kupili lokale w celach inwestycyjnych, będą mogli je sprzedać bez konieczności płacenia podatku. Możliwe zatem, że za chwilę będziemy obserwować podażową falę w branży budowalnej. Deweloperom może się to nie spodobać.
Marzenia..nie wiem kto teraz chciałby sprzedawać swoje mieszkania które wciąż jest lepszą inwestycja niż jakieś fundusze. Mój kolega majątek na tym stracił i żałuje że nie inwestował 10 lat temu w nieruchomosci…nieruchomisć to nieruchomisć, najgorszy moment na sprzedawanie jest teraz.Kipujacy mają eldorado wiec niech się spieszą, ostatnio widziałam dom szeregowy w Szczecinie za 720 tys za 88 m2, to jest po kosztach budowy,jak bym miała pieniądze to sama bym kupiła aby zrobić flipa.