Zyski walutowe z eksportu przymusowo zostaną. Pewien kraj chce powiększyć gospodarkę – nakazem
Indonezja wprowadzi zmiany prawne, które przymuszą działające w kraju przedsiębiorstwa prowadzące sprzedaż eksportową, by zyski z tej działalności zatrzymywały w granicach kraju. Ma to na celu w „prosty” sposób zwiększyć ilość dostępnego w kraju kapitału, wzmocnić rezerwy banku centralnego oraz kurs osłabionej rupii indonezyjskiej.
„Prosto” – czyli poprzez ordynarny przymus administracyjny. Indonezyjski prezydent, gen. Prabowo Subianto, ogłosił w poniedziałek, że podpisał zarządzenie, w myśl którego wszystkie przychody, jakie eksporterzy osiągną z tytułu sprzedaży swoich towarów do innych krajów, muszą trafić do Indonezji. Nie będzie im wolno wykorzystać poza granicami przez co najmniej rok.
Przymus ten dotyczyć będzie takich branż jak wydobycie surowców (których Indonezja jest bogatym dostawcą, w tym kruszców, metali przemysłowych czy węglowodorów), produkcja rolna, rybołówstwo czy leśnictwo. Zarazem jednak wyłącza najbardziej oczywistego kandydata, który mógłby zapewnić skokowy wzrost dostępności kapitału w kraju, czyli sektor wydobycia ropy i gazu.
Prezydent Subianto tłumaczył, że muszą oni być w stanie nabywać materiały i środki do swojej działalności, które nie byłyby dostępne lokalnie. Muszą też być w stanie spłacać swoje zagraniczne zobowiązania w postaci długów, wynagrodzeń czy dywidend. To logiczne – każe to jednak zadać oczywiste pytanie, czy, przykładowo, branża wydobycia metali nie ma podobnych potrzeb…?
Indonezja z płotem dla kapitału
Zarządzenie to w skokowy sposób zaostrza restrykcje, jakie Indonezja już wcześniej nakładała na podmioty działające na rynku wymiany międzynarodowej. Dotąd były one zobowiązane, aby zatrzymać w kraju co najmniej 30% zysków przez okres co najmniej 3 miesięcy. Celem tego było – podobnie jak w przypadku właśnie ogłoszonego, zaostrzonego prawa – zwiększenie działającego w kraju kapitału.
Prezydent zarzucał przy tym eksporterom, że zyski z eksportu lokują w zagranicznych bankach. Tłumaczył też, że zyski z naturalnych bogactw kraju, takich jak złoża mineralne czy ziemie uprawne, powinny przyczyniać się do tego, by Indonezja się rozwijała. Kraj ma natomiast tracić szanse rozwojowe, gdy profity przepadają za granicą.
Tyle, że nakaz ten – jak to nader często bywa w przypadku prób nakazowo-administracyjnego sterowania gospodarką – okazał się nieskuteczny. Można bowiem powątpiewać, czy same przepisy – bez rozwiązania problemów, które w pierwszym rzędzie skłaniają przedsiębiorców do trzymania swych zysków offshore – faktycznie zaowocują napływem środków. Czy też po prostu firmy znajdą nowe sposoby obchodzenia prawa.
W każdym razie – Subianto i rząd są optymistami. Wedle oficjalnych szacunków, wprowadzenie nakazu (a także inne działania) ma zaowocować zwiększeniem rezerw indonezyjskiego banku centralnego o 80 miliardów dolarów.