Z ostatniej chwili: Fatalne dane z Chin. 'Eksport do USA spadł z klifu’. Pekin na krawędzi?
Gospodarka Chin ponownie wyraźnie zwolniła w sierpniu. Najnowsze dane pokazują, że zarówno konsumpcja, jak i produkcja przemysłowa rozwijały się najwolniej od dziewięciu miesięcy. To kolejny sygnał, że druga co do wielkości gospodarka świata coraz trudniej równoważy skutki wojny handlowej z USA, załamania na rynku nieruchomości… Oraz własnej walki z nadmiernymi zdolnościami produkcyjnymi.
Sprzedaż detaliczna wzrosła o 3,4 proc. rok do roku. To dużo mniej niż 3,9 proc. które prognozowali analitycy i słabiej niż miesiąc wcześniej. Z kolei produkcja przemysłowa zwiększyła się o 5,2 proc., co oznacza spadek w porównaniu z lipcowymi 5,7 proc. i najniższe tempo od jesieni ubiegłego roku. W tle widać także kurczenie się inwestycji. Po ośmiu miesiącach roku ich wzrost wynosi ledwie 0,5 proc., co oznacza gwałtowne wyhamowanie wobec początku 2025 r.
Ciężar kryzysu nieruchomości i „antyinwolucja”
Największą kulą u nogi Pekinu pozostaje sektor nieruchomości, w którym inwestycje spadły o niemal 13 proc. w ujęciu rocznym. Ten segment gospodarki, przez lata motor chińskiego wzrostu, dziś ciągnie w dół niemal wszystkie wskaźniki. Chińczycy wiedzą, że sprzedaż nieruchomości w Chinach graniczy z cudem, a kryzys demograficzny i niechęć do inwestowania w sektor uderzają w 'efekt majątkowy’ gospodarstw domowych.
Jakby tego było mało, władze jednocześnie prowadzą kampanię przeciwko tzw. „inwolucji przemysłowej” – czyli nadprodukcji i wyniszczającej rywalizacji cenowej w kluczowych branżach. To z jednej strony racjonalne porządkowanie rynku, z drugiej jednak uderza w nastroje inwestycyjne, zwłaszcza prywatnych firm, które i tak są ostrożniejsze niż państwowe giganty.
Konsumpcja – bardziej złoto niż lodówka
O ile w skali makro obraz nie wygląda najlepiej, to szczegóły pokazują ciekawy rozdźwięk. Chińczycy wydają więcej na biżuterię, produkty sportowe czy wyjazdy turystyczne. Natomiast popyt na sprzęt AGD i elektronikę domową wyraźnie osłabł – wcześniejsze ożywienie związane z rządowymi dopłatami do wymiany towarów na nowe już się wypaliło. Innymi słowy, konsument miejski wstrzymuje się z większymi wydatkami, podczas gdy mieszkańcy mniejszych miast i wsi wykazują relatywnie większą dynamikę zakupów.
Jeszcze w pierwszej połowie roku wielu eksporterów przyspieszało wysyłki do USA, próbując wyprzedzić nowe taryfy celne Donalda Trumpa. Teraz ten efekt zniknął, a sierpniowy eksport do Stanów Zjednoczonych spadł aż o jedną trzecią. W obliczu takiego tąpnięcia Pekin stawia na rynek wewnętrzny, wprowadzając rozmaite ulgi …
… Od tanich kredytów konsumpcyjnych po dopłaty dla rodzin wychowujących dzieci. Problem w tym, że chińskie gospodarstwa domowe wciąż nie odzyskały wiary w trwałość wzrostu dochodów, a na rynku pracy utrzymuje się niepewność. Sierpniowe bezrobocie miejskie wyniosło 5,3 proc., nieco więcej niż miesiąc wcześniej. Wzrost ten tłumaczono tzw. sezonem absolwentów, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w tle kryje się coś głębszego.
Deflacja – cichy wróg gospodarki
Niepokój budzi też utrzymująca się deflacja cen producentów – już trzeci rok z rzędu. W sierpniu ceny spadły o 2,9 proc. rok do roku. To sygnał, że presja kosztowa jest niska, ale jednocześnie fabryki mają trudności z przerzucaniem kosztów na odbiorców. Konsumenci z kolei też nie spieszą się z zakupami, spodziewając się, że ceny jeszcze spadną.
To klasyczna spirala, z którą zmagały się kiedyś Japonia i Korea Południowa. Pekin z pewnością nie chce powtórki z tamtych doświadczeń. Zatem jak długo chińskie władze będą próbowały łatać dziury drobnymi programami, a kiedy zdecydują się na duży pakiet stymulacyjny? Na razie widać ostrożność. Inwestorzy przyjęli najnowsze dane relatywnie spokojnie.
Można odnieść wrażenie, że Pekin gra na czas – wierząc, że przy wzroście PKB rzędu 5 proc. wciąż ma pewien margines bezpieczeństwa. Ale przy przedłużającym się kryzysie nieruchomości i napięciach handlowych z USA, utrzymanie tego celu może okazać się coraz trudniejsze.
