Wywłaszczenia prywatnej ziemi w imię interesów lobby? Wrzutka do nowej ustawy i jej szerokie konsekwencje

Nowy rząd ma chcieć umożliwić wywłaszczanie prywatnych gruntów po to, by inwestorzy – a prawdopodobnie nie inwestorzy, lecz konkretny Inwestor – mogli zyskać na rozbudowie farm wiatrowych. Te bowiem – jedna z najbardziej zawodnych, a przy tym także szkodliwych dla środowiska (mimo że „odnawialna”) form pozyskiwania energii – stanowić ma plan działania w zakresie zabezpieczenia dostępu do energii. A w ogóle to po co komu elektrownie, gdy można zamiast tego importować prąd od sąsiadów, nieprawdaż?

Nowa koalicja rządowa KO-Lewica-PSL-PL2050 dokonała rzeczy nietuzinkowej, którą z pewnością wyróżni ją w annałach historii, odznaczając rzeczoną koalicję na tle wszystkich poprzednich ekip. Dorobiła się bowiem pierwszej afery jeszcze zanim zaczęła swoje miłościwe panowanie. Ot, entuzjazm i dalekowzroczność!

Grupa posłów koalicji wniosła bowiem do Sejmu projekt nowelizacji ustawy dotyczącej cen energii elektrycznej. W przypadku cen rynkowych spodziewane są drakońskie wzrosty, stąd też temat jest bardzo nośny politycznie. Rzecz jednak nie w nich, a wrzutce, którą bez zbędnych konsultacji tudzież szerszego informowania o niej publiki dopisano na końcu ustawy.

Zobacz też: Zarys wojny na horyzoncie? Kolejny kontynent może stanąć w ogniu

„Jednostka niczym, jednostka zerem”

Wrzutka owa dotyczy elektrowni wiatrowych i przypomina – nie przymierzając – mokry sen lobbysty branży wiatrakowej. Radykalnie redukuje ona ograniczenia, które wprowadzono po protestach osób zmuszonych mieszkać w sąsiedztwie farm wiatrowych. Zamiast dotąd obowiązującego limitu 700 m dystansu, będą one mogły być stawiane w odległości 400 m od prywatnych domów i 300 m od apartamentowców czy rezerwatów przyrody (!). Można je będzie także stawiać w parkach krajobrazowych (poddając przy okazji w wątpliwość sens istnienia tych ostatnich). Co więcej, wspomniane odległości będą liczone od konkretnego wiatraka, nie od granic farmy wiatrowej.

Największą jednak falę krytyki wywołał zapis umożliwiający wywłaszczanie prywatnych właścicieli ziemi pod „inwestycje w OZE”. Zapis ten – prócz tego, że trąci szacunkiem do obywateli w stylu Bolesława Bieruta – budzić może głębokie wątpliwości konstytucyjne (ktokolwiek słyszał o „ochronie prawa własności”…?). W zapisie tym na upartego można by również doszukiwać się pogwałcenia standardów UE w tym zakresie. W tym przypadku jednakże raczej nie należy oczekiwać górnolotnych oskarżeń o łamanie praworządności z Brukseli.

Zobacz też: SEC traci władzę? Dzień sądu nad samowolą urzędników

Dla kogo te pieniądze?

Sama bowiem Komisja Europejska, po miesiącach hamletyzowania, nagle teraz stwierdziła, że teraz jest dobry moment na odblokowanie pierwszej transzy funduszy z KPO. Pomijając rozważania dotyczące bezstronności tudzież jej braku ze strony eurokratów wobec konkretnych opcji politycznych w Polsce (choć nie od rzeczy byłoby zaznaczyć, że wybór między nimi powinien być dokonywany raczej przez wyborców niż urzędników UE), warto zwrócić uwagę, na co konkretnie te pieniądze – opiewające na 5 mld euro – mają być przeznaczone.

Otóż za najbardziej palącą potrzebę jaśnie oświecona Komisja w Polsce właśnie OZE. Trzeba przy tym trafu, że murowany kandydat do „inwestycji” wiatrowych i dominujący potentat w tej branży, niemiecki Siemens, akurat znajduje się w głębokich kłopotach. Jedna ze sztandarowych firm realizowanej przez władze niemieckie Energiewende – co w wolnym tłumaczeniu można przełożyć jako „Ekologiczny »Wielki Skok« na miarę naszych możliwości” – ma sięgającą 4,5 mld euro lukę finansową i negocjować ma z rządem w Berlinie finansowe wsparcie.

Zobacz też: „Go f*ck yourself”. Musk odpowiada firmom bojkotującym X/Twitter

Wiatrowych kłótni zgiełk

Nie będzie zatem zaskakujące, że zbieżność tych faktów wywołała falę domysłów i oskarżeń, czy przyznanie pierwszych miliardów z KPO „dla Polski” nie jest w istocie pakietem wsparcia dla Siemensa ze strony KE. To ostatnie nie dziwiłoby o tyle, że Niemcy słyną ze swoich (ujmując to dyplomatycznie) przemożnych wpływów w tej instytucji.

Powstrzymując się od przytaczania politycznej burzy, która przy tej okazji się rozpętała – organiczny się do jej podsumowania: w ramach tejże politycy i komentatorzy związani z koalicją zaprzeczają doniesieniom o faworyzowanie konkretnych podmiotów, zapowiadają dalsze poprawki do ustawy oraz oskarżają przeciwników o kłamliwe przejaskrawienia w kwestii elektrowni wiatrowych.

Ci związani zaś opozycją atakują nową koalicję za zdradę interesów narodowych oraz serwilizm wobec lobby zagranicznych inwestorów, i zapowiadają zablokowanie ustawy (nazywanej przez siebie „Lex Siemens”) wetem prezydenta lub w Trybunale Konstytucyjnym.

Ciąg dalszy losów ustawy – obecnie znanej jako „druk sejmowy nr 72” – nastąpi.

Może Cię zainteresować:

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.