
Wydobywca ignoruje rząd, kontynuuje tłoczenie ropy po nieudanych negocjacjach
Jak wynika z informacji prasowych (choć niepotwierdzonych oficjalnie), chiński potentat naftowy, koncern CNPC (China National Petroleum Corporation), kontynuuje tłoczenie ropy pozyskanej ze stanowisk wydobywczych w Nigrze, a nawet rozszerza tę działalność. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że czyni to pomimo stanowiska oraz nakazów wydawanych przez rząd Nigru – te ostatnie po prostu ignorując.
Pomiędzy CNPC a władzami w Niamey prowadzono, co prawda, długotrwałe negocjacje – dotychczas zakończyły się one jednak „brakiem osiągnięcia porozumienia”. Innymi słowy, niczym. Rozmowy ciągnęły się jeszcze od wiosny tego roku. Wybuchł wówczas dość głośny konflikt (głośny, bo dostrzeżony przez światowe media, z reguły niezbyt wyczulone na lokalne afrykańskie doniesienia gospodarcze), w wyniku którego trzech ważnych menedżerów chińskich koncernów naftowych zostało wyrzuconych z kraju.
Praprzyczyną sporu miały być, co istotne w tym przypadku, nie kwestie polityczne, lecz po prostu pieniądze pochodzące z eksploatacji ropy. Wprost przeciwnie, rząd Nigru – obecnie tworzony przez juntę wojskową, która doszła do władzy w wyniku zamachu stanu w 2023 roku – wydawał się orientować polityczne właśnie na zbliżenie z Rosją i Chinami. Skądinąd wybór ten był w istocie jedynym możliwym po tym, jak junta wyrzuciła z kraju zachodnie koncerny wydobywcze.
Klimat inwestycyjny w regionie
Tymczasem aktywność wydobywcza – zwłaszcza w dziedzinie ropy, choć także złota czy uranu – odpowiada za lwią część wpływów do tamtejszego budżetu państwa. Stąd można by się spodziewać, że akurat CNPC problemów z miejscowymi władzami mieć nie będzie. Okazało się, że jednak je ma – i to z bardzo charakterystycznego dla lokalnych stosunków politycznych powodu. Dyktatorskim władzom Nigru zależy bowiem nie tylko na wpływach w skali marko, ale też tej mikro.
O co chodzi? W 2024 roku junta przeforsowała zmiany prawne, które nakazywały zagranicznym wydobywcom zwiększyć udział rodzimych menedżerów i poddostawców w zarządzaniu. W praktyce, biorąc pod uwagę wszechobecną korupcję i nepotyzm, oznaczało to po prostu wymóg stworzenia szeregów lukratywnych stanowisk dla osób „powiązanych” z wojskowymi władzami, przede wszystkim zaś samych ich przedstawicieli oraz członków ich rodzin.
CNPC jednak, jak wydaje, nie uległ. Chiński koncern sam przy tym bywa szeroko oskarżany o patologiczne praktyki, w tym sprowadzanie wszystkich możliwych pracowników z Chin, zamiast zatrudniania miejscowych nawet tam, gdzie ma to sens – a także, gdy już do tego dochodzi, ostrą dyskryminację płacową w stosunku do tych ostatnich. Doprowadziło to do wspomnianego kryzysu i nakazu wyjazdu wydanego wspomnianym menedżerom.
Zgody nie ma, za to płynie więcej ropy…
Nigerskie władze na tym zresztą nie poprzestały i tamtejszy minister ds. ropy zażądał zwolnienia chińskich pracowników sprowadzonych z metropolii, a pracujących tam już ponad cztery lata. Miejscowe władze domagają się, by co najmniej 80% zatrudnionych w projektach wydobywczych stanowili lokalni mieszkańcy. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że to żądanie CNPC zignorował, zaś wymogi dot. udziału miejscowej kadry uważa za „nierealistyczne” z uwagi na brak kadr o odpowiednich kompetencjach.
Nie ma zatem postępu w kontaktach CNPC z rządem Nigru. Są natomiast w dziedzinie samego wydobycia ropy. Chiński koncern miał rozszerzyć eksploatację stanowisk na polach naftowych Agadem. Projekt ten stanowi joint venture CNPC, tajwańskiego (!) państwowego wydobywcy CPC oraz rządu Nigerii (Nigerii, nie Nigru…). Osiągnęły one wydajność rzędu 90 tys. baryłek dziennie. Urobek tłoczony jest poprzez rurociąg (notabene też zbudowany przez CNPC) do portu w Cotonou na wybrzeżu Zatoki Gwinejskiej, w Beninie.
