W technologiczną przepaść? Zaawansowany kraj zamyka ostatnią elektrownię jądrową, zagraża kluczowej gałęzi przemysłu

W technologiczną przepaść? Zaawansowany kraj zamyka ostatnią elektrownię jądrową, zagraża kluczowej gałęzi przemysłu

Elektrownia jądrowa w Maanshan – ostatnia taka działająca siłownia, jaką posiada Tajwan – rozpocznie w sobotę zaplanowane wygaszanie. Poinformowano o tym w oświadczeniu operatora, państwowej firmy Taiwan Power Co., alias Taipower. Akt ten to zwieńczenie długo forsowanych postulatów polityczno-ideologicznych rządzącej na Tajwanie partii. Rzecz jednak w tym, że postulaty te przedkładają ideologię nad realia i nie liczą się z rzeczywistością ekonomiczną.

Wygaszanie reaktora nr 2. (tj. ostatniego działającego) w elektrowni w Maanshan, zlokalizowanej w okręgu Pingtung, potrwać ma do północy w nocy z soboty na niedzielę. Jeszcze rano, około g. 10, elektrownia zostanie odłączona od krajowej sieci energetycznej. Już dwa dni później – tempo iście ekspresowe – rozpocząć się ma usuwanie prętów paliwowych z rdzenia reaktora. Proces ten w założeniu zajmie około dwóch tygodni.

Meandry tajwańskiej polityki

Wszystkie te działania – tak ich przebieg, jak i chronologia – nie wynikają jedynie z cyklu eksploatacyjnego. I wcale nie musiały się wydarzyć. To, że jednak mają miejsce, wskazuje na ich wyraźny rys polityczny. Tajwan znajduje się obecnie pod rządami administracji prezydenta Williama Lai z Demokratycznej Partii Postępowej (DPP) – choć w parlamencie, Yuanie legislacyjnym, niewielką przewagę ma opozycja na czele z Kuomintangiem, z wielką trudnością kohabitującą z rządem DPP.

Jednym z długotrwałych, zadawnionych postulatów tej ostatniej było całkowite odejście od energetyki jądrowej. I wyłączenie wszystkich elektrowni jądrowych, jakie Tajwan zdołał w toku swojej historii zbudować. Pierwsze z nich weszły tam do użycia w 1978 roku, zaś w szczytowym okresie energia generowana przez siłownie nuklearne zaspokajała około 16 procent krajowego zapotrzebowania. Tak było jeszcze całkiem niedawno, bo w 2015 roku.

Rok później, w maju 2016 r., władzę przejęła jednak DPP. I choć, wbrew nazwie, nie jest to partia jednowymiarowo lewicowo-liberalna (opowiada się np. za otwartą niepodległością Tajwanu od Chin oraz rozbudową sił zbrojnych), to w dziedzinie energetycznej jej program bliższy był stanowisku paranoidalnych aktywistów „klimatycznych”. DPP nie tylko odsyła elektrownie jądrowe do lamusa, ale też radykalnie zwiększać udział niesławnych źródeł odnawialnych w miksie energetycznym.

Duszący uścisk zielonych haseł

Wedle założeń, miały one zapewnić 20% potencjału energetycznego… już od 2025 roku. I choć założenie to, biorąc pod uwagę, że już jest 2025 rok, wydaje się w oczywisty sposób nierealistyczne, to swoją politykę anty-jądrową władze w Taipei kontynuują. Wszystko oczywiście, by „walczyć z emisjami”. Sukcesywnie zamykając kolejne elektrownie, wydały wreszcie niedawno decyzję o wyłączeniu tej ostatniej. Wykorzystano tutaj jako pretekst przepisy, które określały cykl życia siłowni nuklearnych na 20 lat.

I choć parlament szybko przegłosował nowelizację, która umożliwia funkcjonowanie takich elektrowni również ponad ten termin, to rząd, czyli Yuan wykonawczy, ogłosił niedawno, że nie zamierza skorzystać z tej możliwości. Lukę po wyłączonym reaktorze nr. 2 w Maanshan (który sam w sobie produkował 950 tys. kW energii, czyli 3% zapotrzebowania kraju) zapełnić mają „tymczasowo” elektrownie gazowe o mocy 5 mln kW. Tymczasowo – czyli do zastąpienia ich przez rzekome „źródła odnawialne”, jakoś w przyszłości.

Tymczasem Tajwan zostaje z elektrowniami konwencjonalnymi – które, o ironio, produkują znacznie więcej wrażych emisji niż siłownie nuklearne. Co więcej, paliwo do nich będzie musiało być w całości importowane, czyniąc tę opcję kosztowną. Najgorsze jednak może być to, że potencjał ten nie uwzględnia ewentualnego zwiększenia zapotrzebowania na energię. A to jest bardzo prawdopodobne – i to w zupełnie przewidywalny sposób.

Tajwan w ideowym mroku?

Tajwan, jak wiadomo, jest światową potęgą w dziedzinie produkcji chipów, układów półprzewodnikowych i podzespołów elektronicznych. Same zakłady produkcyjne koncernu TSMC, absolutnie krytyczne dla gospodarczego znaczenia wyspy, w samym tylko 2023 roku zużyły 24 770 GWh. Giga-watogodzin. A to przecież niejedyny przemysł na wyspie. Same władze mocno wspierają rozwój przemysłu stoczniowego czy zbrojeniowego

Jeśli chodzi o ten ostatni, to elektrownie jądrowe, nie ma co ukrywać, mają też jeszcze inne zastosowanie. Mogą otóż dostarczyć wzbogaconego materiału rozszczepialnego – towaru raczej niedostępnego na rynku, obojętnie, ile by nie zapłacić – w sytuacji, gdyby Tajwan kiedykolwiek musiał szybko wejść w posiadanie własnej broni jądrowej. A moment ten, biorąc pod uwagę coraz częstsze ostatnio groźby i bardziej agresywne gesty Pekinu, może wcale nie być tak odległy.

Wracając zaś do kwestii ekonomicznych – prezydent Lai zapowiedział także wielkie inwestycje w centra obróbki danych oraz „narodową suwerenność” w dziedzinie AI. Wszystko to jednak, prócz niemałych kosztów samych w sobie oraz wymagań technologicznych, potrzebuje też ogromnych ilości prądu. I w tych warunkach Tajwan pozbywa się najbardziej pewnych źródła zasilania – zastępując je najbardziej zawodnymi. Ale za to „zielonymi” i „ekologicznymi”.

W tym czasie Chiny kontynentalne budują rekordową liczbę nowych reaktorów. I wzbogacają je równie licznymi – węglowymi. Nie mogą przez to dziwić niektóre opinie samych Tajwańczyków – i ich mało optymistyczne przewidywania dot. perspektyw wyspy.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.