Volkswagen nie kryje, że zamykanie fabryk to realny scenariusz. Elektryczna rewolucja odbija się czkawką?
Kiedy w zeszłym roku Volkswagen zaczął wpadać w tarapaty, jeden z dziennikarzy The Economist napisał, że katastrofa niemieckiej motoryzacji nie jest już czymś niewyobrażalnym. Mimo realnych problemów to przypuszczenie wydawało się nieco przesadzone. Minęło zaledwie kilka miesięcy, a jeden z liderów branży motoryzacyjnej mówi wprost, że zamykanie całych fabryk oraz grupowe zwolnienia są czymś, na co pracownicy powinni być gotowi.
Volkswagen popada w coraz większy kryzys
W środę kierownictwo firmy Volkswagen spotkało się ze swoimi pracownikami. W trakcie przemowy pojawiły się kwestię mówiące o konieczności wzięcia „wspólnej odpowiedzialności” za przyszłość firmy. Jednak to, co najistotniejsze to fakt, że gigant przyznał wprost, że zamykanie niemieckich fabryk to scenariusz, który jest brany pod uwagę.
Arno Antlitz, dyrektor finansowy i dyrektor operacyjny Grupy Volkswagen, oznajmił, że obecna sytuacja VW nie jest korzystna i nie może pozostać bez reakcji: „Od jakiegoś czasu wydajemy na markę więcej pieniędzy, niż zarabiamy. To nie wróży dobrze na dłuższą metę”.
Z kolei Oliver Blume, dyrektor generalny Grupy Volkswagen, powiedział, że obecna sytuacja w firmie „dotyka nas wszystkich emocjonalnie, w tym mnie osobiście”. Blume zapowiedział również, że Volkswagen się nie poddaje: „Wspólnie wdrożymy odpowiednie działania, aby stać się bardziej rentownymi. Prowadzimy VW z powrotem tam, gdzie należy marka – jest to obowiązek nas wszystkich”.
Daniela Cavallo, przedstawicielka Generalnej Rady Zakładowej Volkswagena, powiedziała, że przemówienie kierownictwa VW „nie jest tylko hańbą. To ogłoszenie upadłości”. Po spotkaniu związkowcy protestowali przed siedzibą firmy. Podkreślali, że błędy w zarządzaniu, które doprowadziły do kryzysu, nie były ich winą.
Gwałtowny spadek sprzedaży i przeszacowany popyt
Antilitz szacuje, że w przyszłości na rynku europejskim będzie sprzedawanych 2 miliony mniej samochodów rocznie w porównaniu z okresem przed pandemią. Volkswagen aktualnie zajmuje około jedną czwartą rynku motoryzacyjnego w Europie. Według wyliczeń Antilitza roczny spadek sprzedaży aut VW wyniesie około 500 tys. sztuk. To tyle, ile średnio produkują dwa zakłady. Dlatego zamykanie fabryk jest całkiem realnym scenariuszem. Spekuluje się, że pierwsze w kolejce do zamknięcia są fabryki w
Osnabrueck w Dolnej Saksonii i w Dreźnie w Saksonii.
O problemach, jakie dotknęły grupę Volkswagen, zaczęło robić się głośno w zeszłym roku. Wówczas gigant wstrzymał produkcję we wspomnianej fabryce w Dreźnie, która działała nieprzerwanie od 20 lat. W zakładzie produkowano elektryczny model ID.3. Volkswagen tłumaczył się, że zwolnienia i przeniesienia pracowników to wynik tego, że auta elektryczne nie wymagają tylu rąk do pracy. Szybko jednak okazało się, że VW mocno przestrzelił ze swoimi prognozami. Popyt na modele elektryczne był 30 proceny niższy, niż zakładała firma. Problemy miała też fabryka w Emden, gdzie gigant produkuje elektryczne ID.4 i ID.7.
W odpowiedzi na te problemy Volkswagen zwiększył moce przerobowe w fabryce w Wolfsburgu. W tym zakładzie powstają stare „tradycyjne” modele takie jak Golf, Tiguan i Skoda Superb.