Uwięzieni astronauci nareszcie powrócą. Po 9 miesiącach, „7-dniowa” misja dobiega końca

Jedna z najdłuższych w dotychczasowej historii podboju przestrzeni – jakkolwiek w sposób niezamierzony – misja kosmiczna zbliża się ku końcowi. Wczoraj w przestrzeń kosmiczną wzniósł się statek Dragon firmy SpaceX wraz z czterema członkami załogi oraz zapasami na pokładzie. Jego celem jest Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS), gdzie dwójka amerykańskich astronautów czeka na powrót na ziemię. Od dawna.

Dragon wraz z załogą Crew 10 został wyniesiony w kosmos przez rakietę Falcon 9. Start odbył się w piątek wieczorem, o g. 7.03 czasu miejscowego, z należącego do NASA kompleksu startowego Kennedy Space Center na Florydzie. Start ten stanowił 14 załogowy lot zmierzający na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Lot zarazem rutynowy i wyczekiwany.

Źródło: SpaceX

Źródło: SpaceX

„Sklei się taśmą i będzie…”

Zarówno Falcon, jak i Dragon to statki SpaceX, misję zleciła zaś NASA. Uprzednio – pod kierownictwem poprzedniej administracji – robiła jednak bardzo wiele, by tego zlecenia uniknąć. Celem misji jest przede wszystkim zluzowanie astronautów Barry’ego „Butcha” Wilmore’a oraz Sunity „Suni” Williams. Polecieli oni na ISS na początku czerwca zeszłego roku, oficjalnie na „ośmiodniową” misję.

Niestety, astronauci stali się ofiarami polityki i biurokratycznych przepychanek. Polecieli oni na ISS na pokładzie statku Starliner, produkcji koncernu Boeing. Projekt ten od początku prześladowały ciągłe problemy techniczne oraz usterki. I to mimo tego, że Boeing otrzymał na jego rozwój znacznie większe fundusze od NASA niż SpaceX na Dragona. Fundusze nie były jednak w stanie zamaskować strukturalnych problemów.

Boeing, jak wiadomo, przeżywał wówczas największy w swojej historii kryzys jakości produkcji, spowodowany przez zepchnięcie merytorycznych kompetencji na dalszy plan przez dążenie do maksymalizacji krótkoterminowych zysków oraz lansowanie upolitycznionych, lewicujących haseł DEI. Obecnie, pod nowym zarządem, firma z mozołem się z kryzysu wygrzebuje. Na to jednak trzeba czasu.

Ktokolwiek oprócz SpaceX…?

Dla NASA miało to jednak drugorzędne znaczenie. Dla kierownictwa agencji liczyło się znalezienie alternatywny dla usługi produktów SpaceX – za wszelką cenę. Choć dywersyfikacja dostawców jest z pewnością pożądana, to w tym przypadku liczył się kontekst polityczny. I fakt, że Elon Musk poparł Donalda Trumpa, wcześniej zaś przejął Twittera, radykalnie zmieniając uprzednio przychylną Demokratom politykę moderacyjną na tym portalu.

Mając to na względzie, NASA naciskała na lot Starlinera, nawet mimo wykrytych w ostatnim momencie usterek. Podejmując oficjalnie bagatelizowane ryzyko, udało się dowieźć astronautów na ISS. Ich powrót jednak okazał się, ze względu na problemy techniczne, niemożliwy. Sam fakt, że Starliner powrócił wówczas na Ziemię o własnych siłach, nie ulegając awarii, uznano wówczas za sukces. Zarazem, nie chcąc z początku przyznać się do porażki, pobyt astronautów w przestrzeni przeciągano w nieskończoność.

W ten sposób misja, która miała udowodnić sukces alternatywy wobec statków SpaceX okazała się wymagać ratunku – właśnie ze strony SpaceX. I choć Musk oficjalnie deklarował chęć pomocy, NASA zaś, z wielką niechęcią i ociąganiem, w końcu się o nią zwróciła, to w praktyce przygotowania do tak skądinąd skomplikowanej misji zajęły całe miesiące. W ten sposób Wilmore oraz Williams powrócą na ziemię po 9 miesiącach spędzonych w kosmosie. Cokolwiek długo jak na 8-dniową podróż.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.