USA obiera kurs wojenny. Myto na chińskie okręty. Eksperci: to zły znak. Co dalej?
Zawijające do amerykańskich portów chińskie statki oraz ich operatorzy będą musieli sięgnąć głębiej do kieszeni. Na jednostki te właśnie nałożone zostają specjalne, dodatkowe opłaty. Ich wprowadzenie ogłoszono we czwartek. Ekipa Trumpa swoje zamiary sygnalizowała już wcześniej. Daleko nie wszyscy są jednak optymistyczni.
USA ogłosiły wprowadzenie w życie zapowiadanego już wcześniej planu, który w założeniu ma przynieść renesans amerykańskiego przemysłu okrętowego. Przemysłu niegdyś będącego ogromną potęgą (co udowodniono m.in. w czasie II wojny światowej), dziś będącego cieniem dawnych możliwości i potencjału. Decyzję w tej sprawie formalnie zaanonsował urząd Przedstawiciela Handlowego Stanów Zjednoczonych (U.S. Trade Representative). Inicjatywa wyszła jednak bezpośrednio z Białego Domu.
W myśl planu, opłaty będą nakładane przy zawinięciu do portu w Ameryce przez statki „chińskie”. Ten ostatni termin rozumiany ma być jako zarówno jednostki zbudowane w Chinach, jak i te będące w dyspozycji chińskich armatorów. Opłaty będą naliczane w odniesieniu do kursu do lub z zagranicznego portu, nie zaś fizycznego wejścia do amerykańskiego portu jako takiego. Ich wysokość ma natomiast docelowo od tonażu i ładowności, którą cechują się obciążone nimi statki.
„Ships and shipping are vital to American economic security and the free flow of commerce (…) The Trump administration’s actions will begin to reverse Chinese dominance, address threats to the U.S. supply chain, and send a demand signal for U.S.-built ships.”
~ z oświadczenia USTR
Pobór pierwszych opłat rozpocznie się w ciągu 180 dni od ogłoszenia planu, czyli dd 14. października 2025 roku. Wyniosą z początku 50 dolarów za tonę tonażu danej jednostki. Wysokość ta będzie się przy tym zwiększać z czasem. Od 17. kwietnia 2026 roku wzrośnie ona do 80%, następnie zaś, w odstępach rocznych, do 110 i 140 dolarów za tonę. Dodano natomiast górny limit sumy opłat – statki mają być nimi obciążane nie częściej niż do pięciu razy w roku. I tak, przekładać się one będą na milionowe kwoty do zapłaty.
Fiskalna gra w statki
Wszystko to w oczywisty sposób stanowić będzie radykalną rewolucję w odniesieniu do modelu logistycznego transportowanych do USA towarów. Kraj ten, jeden z największych importerów świata, uczyni bowiem efektywnie nieopłacalnym transport wykorzystujący chińskie statki. Zabieg ten jest celowy – stanowić ma bowiem ekonomiczną zachętę do odnowy produkcji stoczniowej w USA. Ta bowiem w ostatnich dekadach ostro i radykalnie się skurczyła. I dziś amerykańskie stocznie praktycznie nie stanowią poważnego gracza na rynku jednostek handlowych.

Co ciekawe i bardzo rzadko spotykane, w kwestii obejmującej statki, porty i suwerenność transportu morskiego w USA wydaje się panować ponadpartyjna zgoda. Jest to o tyle znaczące, że obydwie główne amerykańskie partie (w obecnej sytuacji politycznej – Demokraci) nie mają oporów krytykować swoich oponentów nawet za te kroki, które same wcześniej realizowały, będąc u władzy. Sprawa handlu morskiego wydaje się jednak dla ich obydwu na tyle istotna, że mówią w tej sprawie jednym głosem.
Nie wszyscy jednak są entuzjastami nowych opłat. Niektórzy eksperci i politycy (i to nawet Republikanie w Kongresie, zwłaszcza ci nastawieni bardziej libertariańsko) wskazują, że niezależnie od celu i założenia, opłata to zawsze podatek. A ten importerzy będą próbowali przerzucić na konsumentów, podnosząc ceny. To ostatnie jednak nie stanowi dla administracji bólu głowy. Ekipa Trumpa dąży bowiem do możliwie szerokoskalowego zastąpienia konsumpcji produktów importowanych produkcją krajową. Do której wyższe ceny tych pierwszych będą zachęcać.
Bandytyzm w.czystej postaci