„To było nieuniknione” – oni wiedzieli, że Dreamliner jest jak tykająca bomba?

„To było nieuniknione” – oni wiedzieli, że Dreamliner jest jak tykająca bomba?

Jeszcze niedawno Boeing 787 Dreamliner uchodził za maszynę niemal bezbłędną. „Przez niemal półtorej dekady latał bez żadnych poważnych wypadków i bez jednej ofiary śmiertelnej” – podkreśla Boeing. Przewiózł ponad miliard pasażerów i miał opinię najlepszego długodystansowca swojej generacji. Wszystko zmieniło się w zaledwie 30 sekund. Dokładnie tyle trwał tragiczny lot 171 linii Air India, zanim runął na ziemię.

Dreamliner miał być cudem techniki. Teraz pytania mnożą się szybciej niż odpowiedzi

Na razie nikt nie wie, co się stało. Czarna skrzynka została odzyskana, ale śledztwo dopiero ruszyło. Pewne jest jedno – uwaga świata skierowała się z powrotem na Dreamlinera. Tego samego, który miał być przyszłością lotnictwa. Spełnieniem marzeń milionów ludzi. Piękną, dostojną maszyną, bezpieczniejszą niż najbezpieczniejszy z wyprodukowanych dotychczas samolotów.

Okazało się, że choć niewątpliwie piękny i dostojny, to nie niezniszczalny.

Nie był to jednak samolot zupełnie bez skazy. Od początku pojawiały się problemy z jakością produkcji. Sygnaliści ostrzegali, że nie zawsze przestrzegano procedur, a czasem liczył się tylko czas i tempo na taśmie. „Myślę, że to tylko kwestia czasu, aż z 787 wydarzy się coś poważnego” – mówił w 2019 roku John Barnett, były kierownik ds. jakości w fabryce Boeinga w Karolinie Południowej.

Dreamliner miał być kompletnym gamechangerem. Lekki, cichy, nowoczesny – pierwszy samolot zbudowany głównie z kompozytów, napędzany przez silniki Rolls-Royce’a i General Electric. Rewolucyjna konstrukcja, która miała być „o 20% bardziej wydajna niż poprzednik, Boeing 767”, i „do 60% cichsza” – jak chwalił się producent. Ale za błyszczącą fasadą kryły się rysy.

Cud techniki czy tykająca bomba? Whistleblowerzy ostrzegali od lat

Barnett twierdził, że pracownicy fabryki używali „wadliwych części z koszy na śmieci”, byle tylko nie opóźniać produkcji. Według niego, do samolotów trafiały elementy, które mogły stwarzać zagrożenie, a metalowe opiłki gromadziły się pod pokładami w pobliżu instalacji elektrycznych. FAA częściowo potwierdziło jego zarzuty. Przynajmniej 53 niezgodne z normami części zaginęły w fabryce, a inspekcja wykazała obecność opiłków metalu pod podłogą.

Barnett nie doczekał końca swojej batalii – zmarł śmiercią samobójczą w 2024 roku, w trakcie procesu sądowego przeciwko Boeingowi. Firma zaprzeczyła, że prześladowała go za ujawnienie nieprawidłowości.

W ślady Barnetta poszli inni. Cynthia Kitchens już w 2011 roku alarmowała, że wadliwe części są wyciągane z kwarantanny i montowane w samolotach. Sam Salehpour – obecny pracownik Boeinga – zeznał przed amerykańskim Senatem, że na ponad tysiącu samolotów Dreamliner „istnieją niedokładności w połączeniach kadłuba, które mogą prowadzić do przedwczesnej awarii zmęczeniowej”.

Duma Boeinga pod lupą. Czy Dreamliner naprawdę był bezpieczny?

Boeing odbija piłeczkę. „Twierdzenia o naruszeniu integralności strukturalnej 787 są nieprawdziwe” – podkreśla firma. „Analizy wykazały, że samolot zachowa trwałość i żywotność przez dekady, a wykryte problemy nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa.”

Wielu w to wierzy. „To 16 lat operacji, 1200 samolotów i ponad miliard pasażerów. Zero katastrof aż do teraz” – mówi Richard Aboulafia. „Problemy produkcyjne to raczej krótki epizod. Gdyby coś było naprawdę poważnego, wyszłoby już wcześniej.”

A jednak – lot 171 pokazał, że teoretycznie nawet najbezpieczniejszy samolot nie daje gwarancji. Teraz wszyscy czekają na jedno: odpowiedzi. O Titanicu też mówiono, że jest niezatapialny.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.