Tama skarg: Bank Światowy finansuje gospodarczą broń masowego rażenia

Bank Światowy znalazł się w ogniu oskarżeń o wywołanie zagrożenia dla regionalnej stabilności. Miało by się tak stać, ponieważ finansowany przezeń projekt ma być źródłem „środowiskowych” oraz „socjo-ekonomicznych” szkód. Owym projektem jest tama w Tadżykistanie, której budowę Bank finansowo wsparł. W jaki sposób projekt hydroelektrowni miałby przyczynić się do apokaliptycznych jakoby szkód?

Zgodnie z oświadczeniem, które wydał w tej sprawie Panel Inspekcyjny Banku Światowego, jego wewnętrzny organ kontrolny i audytorski, wpłynęła do niego skarga (Request for Inspection), której przedmiotem jest wspomniana tama. Chodzi o projekt Rogun Dam, który w myśl planów rządu Tadżykistanu ma przegrodzić Amu-Darię. Jest to jedna z głównych rzek Azji środkowej, mająca swe źródła w górskich pasmach Hindukuszu, i będąca jednym z podstawowych źródeł wody w okolicy.

Oficjalnym celem projektu jest budowa hydroelektrowni. Miałaby ona zaradzić powszechnemu w Tadżykistanie problemowi, jakim są niedostatki energii. Po ukończeniu, tama i elektrownia Rogun byłaby nie tylko najwyższym takim obiektem świata. Byłaby też zdolna do produkcji 3600 megawatów energii rocznie. W dodatku w modny, bo „zeroemisyjny” sposób. Być może mając to właśnie na względzie, Bank Światowy w grudniu ubiegłego roku udzielił grantu w wysokości 350 mln dol. na wsparcie budowy.

Tama niezgody

Co zarazem ciekawe, właśnie organizacji deklarującej się jako ekologiczna projekt wyjątkowo się nie spodobał. Chodzi tutaj o „Rivers without Boundaries”, wcześniej mało znaną NGO zarejestrowaną w Kazachstanie. Skargę do Panelu Inspekcyjnego przy jej wsparciu złożyli dwaj „zaniepokojeni obywatele” z innych krajów regionu, Uzbekistanu i Turkmenistanu. Zarzucają oni, że Bank Światowy nie dopełnił należytej staranności w analizie „skutków środowiskowych”.

Zdaniem „przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego” projekt naruszałby równowagę ekologiczną, zmniejszając o 25% ilość wody w dolnym biegu Amu-Darii. Co więcej, jak zarzucają, Tadżykistan miał nie poinformować zainteresowanych „społeczności” w Uzbekistanie i Turkmenistanie o projekcie i nie przeprowadzić pośród nich konsultacji. Mając to na względzie, „aktywiści” domagają się natychmiastowego i definitywnego wstrzymania budowy zapory.

Ktoś mógłby odnotować, że Bank Światowy nie zarządza projektem, a jedynie go współfinansuje – żądanie to jednak zdradza, o co w istocie toczy się gra. Tadżykistan, jeden z najmniejszych i najbiedniejszych krajów Azji Środkowej, tradycyjnie pozostawał w cieniu większych sąsiadów. Zarazem w odróżnieniu od nich, jest to kraj wysokogórski. Nie mając terytorium, zasobów naturalnych czy potencjału gospodarczego nizinnego Uzbekistanu i Turkmenistanu, dysponuje czym innym – wodą właśnie.

W okresie rządów sowieckich nie było to problemem. W myśl rozkazów płynących z Moskwy tadżyckie zasoby wodne po prostu wykorzystywano, zgodnie z zamysłami partyjnych planistów, do rozwoju rolnictwa dwóch wspomnianych krajów. Problemy zaczęły się potem – Tadżykistan, mimo że relatywnie słaby i podatny na presję, nie chciał dłużej dotować swoją wodą upraw ryżu czy bawełny w dolnym biegu Amu-Darii, z których zyski czerpali wyłącznie jego sąsiedzi.

Urok lokalnej polityki

I choć jest to kraj naprawdę ubogi i o niewielkich możliwościach finansowych, to trzy dekady po upadku Związku Sowieckiego zdołał zdobyć się na budowę nowej tamy (dotychczas istniejące tam zapory retencyjne pochodziły z czasów sowieckich). To jednak w bezpośredni sposób godzi w interesy przyzwyczajonych do obfitości wody w Amu-Darii sąsiadów. Wygląda na to, że kraje te postanowiły projekt storpedować. Stąd właśnie skargi „zaniepokojonych obywateli” i narracja ekologiczna.

Naturalnie jakakolwiek mowa o „społeczeństwie obywatelskim”, organizacjach pozarządowych czy aktywistach w realiach postsowieckich krajów Azji środkowej brzmi jak kiepski żart. Uzbekistan i Turkmenistan należą do jednych z bardziej autorytarnych krajów świata, rządzonych żelazną ręką przez lokalnych satrapów (Serdar Berdymuhammedow w Turkmenistanie, Szawkat Mirzijojew w Uzbekistanie, Kasym-Żomart Tokajew w Kazachstanie).

Jakakolwiek niezatwierdzona oddolna aktywność społeczna spotyka się tam z ostrymi represjami. Stąd też wszelkie skargi, jakie przy tej okazji pojawiły się ze strony rzekomych „aktywistów”, należy uznać w istocie za głos rządów tych krajów. Tytułem wspomnienia, bardzo podobnie jest zresztą też w samym Tadżykistanie. Od trzydziestu lat rządzi nim miejscowy prezydent Emomali Rahmon. Jest to, notabene, najstarszy władający w Azji środkowej despota (karierę polityczną zaczynał jeszcze w Partii Komunistycznej przed upadkiem ZSRS).

Pomimo agresywnie autorytarnego charakteru swojej władzy oraz powszechnej korupcji pod jego rządami, okazał się on jednak politykiem zdolnym zręcznie utrzymywać równoległe przyjazne relacje z Rosją, Chinami i USA. I dzięki temu, jak również stanowczym (oraz krwawym) działaniom w celu rozprawienia się z aktywnymi tam ruchami islamistycznymi, był on w stanie pozyskać finansowanie, dzięki któremu powstać może nowa tama Rogun.

Naturalnie sąsiedzi zrobią wiele, by jednak nie powstała. Ani w najbliższym czasie, ani też, jeśli tylko się to uda, nigdy.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.