Szantaż poskutkował? Strajk i blokada portów zawieszone – krytycznie istotna kwestia przed wyborami
- Dokerzy wschodniego wybrzeża USA „zaakceptowali” podwyżkę – w wysokości drobnych 62% (sic!). A taką zaoferowano im, by zakończyli strajk, który wybuchł raptem kilka dni temu. Czy też nie zakończyli, lecz jedynie zawiesili.
- Zawieszenie potrwać ma raptem do 15. stycznia 2025 r. Co jednak najważniejsze dla rządu federalnego USA, będzie to już po wyborach, w których Demokraci mogliby stracić na niezadowoleniu poszkodowanych strajkiem konsumentów.
Strajk dokerów wybuchł w portach wschodniego wybrzeża USA bez jakiegoś zapalnego powodu – po prostu upłynął termin ważności poprzedniego porozumienia zbiorowego. Gdy to nastąpiło, zażądali oni szeregu ustępstw dot. automatyzacji ze strony operatorów portów – oraz, naturalnie, podwyżek.
Dużych podwyżek. W kwestii tych ostatnich firmy obsługujące porty, zrzeszone w United States Maritime Alliance (USMX), i tak zaoferowały dużo – proponując 50% podwyżki. Tę jednak ofertę związek zawodowy dokerów, International Longshoremen’s Association (ILA), odrzucił. Chciał jeszcze więcej.
Co logiczne, firmy portowe nie były skłonne płacić aż tyle – bo i za co. W sprawę wtrąciła się jednak administracja federalna, choć deklarowała, że tego nie uczyni. I sensu stricte tego nie uczyniła – nie zaoferowano bowiem pieniędzy z budżetu federalnego
Byłoby to zresztą „śliskie” polityczne w sytuacji, w której agencja zarządzania kryzysowego FEMA pozbawiona jest środków na pomoc ofiarom huraganu Helene – podczas gdy wcześniej środki na finansowanie mieszkań i zasiłków dla milionów nielegalnych imigrantów się znalazły.
Strajk pośród huraganu
Dla Demokratów strajk tuż przed wyborami jest jednak katastrofą. Dlatego ekipa Joe Bidena wykonała zabieg, który politykom wychodzi najlepiej – czyli obiecała pieniądze z cudzej kieszeni. Miała ona bowiem zakulisowo przymuszać operatorów do ustępliwości wobec związkowców i ich żądań.
Oczywiście nie każdy wykazywał podobny sentyment. Gubernator Florydy, Ron DeSantis, zmobilizował gwardię narodową i nakazał jej złamanie strajku. Jak stwierdził, wykorzystywanie naturalnej tragedii, jaką okazały się zniszczenia po huraganie Helene, by wymusić ustępstwa płacowe, jest nie do przyjęcia.
W toku całego, krótkiego strajku, a także negocjacji – jeśli można je tak określić – związkowcy negocjowali skrajnie agresywnie. Innymi słowy, szantażowali brakami towarów w sklepach. Lider ILA oświadczył zupełnie otwarcie, że jest gotów „okaleczyć Amerykę” (dosł. „cripple America”), by postawić na swoim.
W kwestii tego postawienia na swoim związkowym dokerom chodzi zresztą nie tylko o płace, a także (a może przede wszystkim) o wymuszenie zakazu automatyzacji portów. Czyli postulaty, które można nazwać aktami neo-luddyzmu – ale krytycznie istotne dla związków.
Inteligentne suwnice i dźwigi
W niektórych amerykańskich portach (np. w Mobile, w stanie Alabama), które nie są zresztą pod tym względem wyjątkiem na świecie, na coraz większą skalę zastępowano ludzkich operatorów automatycznymi mechanizmami. Proces ten jeszcze przyspieszył w związku z AI.
Automatyzacja i wykorzystanie mechanizmów AI do zarządzania infrastrukturą portową grozi jednak skruszeniem monopolu dokerów na obsługę importu morskiego (czyli kwestii, od której USA są logistycznie całkowicie uzależnione). A wraz z tym, odejściem w niebyt już i tak sutych poborów.
Dokerzy zaś bynajmniej nie głodują. Wspomniany lider związku ILA, niejaki Harold, Daggett, zarabiać ma niemal milion dolarów rocznie – a pieniądze te skądś pochodzą. Postać Daggetta jest zresztą jeszcze bardziej kontrowersyjna (jest on oskarżany o powiązania ze zorganizowaną przestępczością).
Teraz, po wymuszonych przez władze podwyżkach, związkowcy najpewniej mogą się spodziewać poborów jeszcze wyższych. Oczywiście nie bez konsekwencji, jednak jak wyraził się pan Daggett, nie ma nic przeciwko temu, że stanie się najbardziej znienawidzonym człowiekiem w USA.
Chciwość przed upadkiem?
Rzecz jednak w tym, że zwycięstwo związkowców może mieć krótki żywot. Jak bowiem zauważają liczni obserwatorzy, strajk – a zwłaszcza szokujące w obecnych warunkach, 62-procentowe podwyżki – są najsilniejszym możliwym argumentem za przyspieszeniem automatyzacji.
Co więcej, nastroje społeczne mogą, po listopadowych wyborach, wręcz wymusić zmiany prawne, które utrudniałyby podobne blokady. Obecnie obowiązująca ustawa Tafta-Hartleya z 1947 roku stanowi bowiem, że administracja „może, ale nie musi” zapobiegać podobnym sytuacjom.
Warto dodać, że druga strona – USMX – też nie jest aktorem czysto poszkodowanym. Organizacja ta bowiem ma w swych szeregach również największych armatorów (wliczając w to zagranicznych, w tym także chińskich), którzy z dość dużą bezwzględnością wymuszają swoje interesy.
To także budzi jednak rosnący sprzeciw, i może doprowadzić do przeforsowania rozwiązań likwidujących wyłączną kontrolę organizacji nad portami wschodniego wybrzeża USA. NA czym obydwie strony właśnie zakończonego strajku by straciły.